Od razu się przyznam, że tytuł recenzji jest parafrazą trochę na wyrost, bo akurat o dragach Wojciech Mann pisze niewiele. Ale dużo pisze o rock and rollu i to tak, że zapiera dech.
Wojciech Mann, pasjonat i znawca dobrej muzyki, jest człowiekiem uroczym, dowcipnym, elokwentnym, sympatycznym i subtelnie autoironicznym. I jego książka jest taka sama: ciepła, wciągająca, napisana z dystansem do siebie samego i zniewalającym poczuciem humoru. Opowiada o mniej nieznanych fragmentach biografii redaktora Manna, który w czasach siermiężnego PRL-u miał duży udział w sprowadzeniu do Polski samych Rolling Stonesów. Prowadzi czytelnika na zaplecza wielkich koncertów, opisuje prywatkę z udziałem Animalsów, opowiada, jak śpiewał ze Steviem Wonderem „I just called to say I love you” przed wielotysięczną widownią na Stadionie Dziesięciolecia i z nostalgią wspomina swoją pierwszą wycieczkę do Londynu, gdzie trafił na rockandrollowy koncert na Wembley z udziałem m.in. Chucka Berry’ego. Odsłania przed czytelnikami także wstydliwe epizody swojego życia, takie jak historia zdjęcia z klarnetem z czasów kariery w zespole Gawęda.
Czytało się świetnie, a podczas lektury cały czas pobrzmiewał mi w uszach mruczący głos redaktora Manna, który bardzo lubię. Dla mnie bomba.
Wojciech Mann, RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą, Znak 2010.
ach, dziekuje bardzo 🙂
dziękuję za informację; uzusy galopują, ja nie nadążam jak widać;-)
zdjęcie podoba się niezwykle; powiem jak lustereczko: dzieci cudne, ale najpiękniejsza Ty:-)
wg słownika pwn http://sjp.pwn.pl/szukaj/pasjonat – można. Cieszę się, że zdjęcie Ci się podoba 🙂
pasjonat? można już używać tego słowa na opisanie osoby pasjonującej się czymś?
przepiękne zdjęcie macie u góry; mogłabym patrzeć i patrzeć…
Czytałam i miałam wrażenie jakby rozmawiała z Panem Wojciechem. Pojawiało się pytaie i klika zdań, stron dalej padała odpowiedź. Rzadko zdarzają sie ksiazki pisane pzrez ludzi showbiznesu, do których chce się wracać. Do tej jeszcze kiedyś wrócę
W listopadzie zeszłego roku stałam w księgarni i zastanawiałam się, czy Manna nie kupić. I nie kupiłam!
A teraz dzięki temu wpisowi, przypomniałam sobie o książce… Czas nadrobić zaległości 🙂