30 dni z kotami czyli kocierzyństwo bez lukru

Minęło 30 dni, odkąd mieszkają z nami Krysia i Milka. Głównie śpią, jedzą, wydalają, biją się i warczą na siebie (wciąż ustalają, która rządzi), łkają przejmująco, kiedy w misce znajduje się tylko sucha karma, wiernie asystują przy posiłkach i przygotowywaniu ludzkiego jedzenia (a nuż coś spadnie), mruczą okazjonalnie i permanentnie sieją wszędzie sierścią.

Z kotami jest jak z małymi dziećmi. Niby je uczysz, a i tak zrobią po swojemu, a czasem zupełnie na przekór. Kiedy nie masz ich na oku, czujesz przez skórę, że coś kombinują. Więcej z nimi roboty niż pożytku. Jeśli już coś robią, to zwykle powstaje bałagan. Sprzątanie przy nich nie ma większego sensu. A najsłodsze są, kiedy śpią.

No i jeszcze dostajesz wiele dobrych rad, czasem zupełnie ze sobą sprzecznych:

  • Mają jeść tylko kocie żarcie, ludzkie im szkodzi.
  • Powinny jeść wszystko.
  • Najlepsze jedzenie z puszki.
  • Tylko nie uczcie ich, żeby same puszki jadły, bo nie wyrobicie na karmę.

Piotrek tresuje koty. Każda panna ma jeść ze swojej miski, nie wolno im wywlekać jedzenia z miski na podłogę, a w piątek nie dostają mięsnych puszek, tylko suchą karmę. Dzięki temu, kiedy przyjmowaliśmy księdza po kolędzie, mógł się pochwalić najbardziej katolickimi kotami we wsi. Dopiero potem uświadomiłam syneczka, że sucha karma, którą im serwujemy, zawiera wędzonego łososia i pieczonego jelenia.

Sprytne są, nie ma co. Ze zrobieniem kupy czekają, aż wrócę do domu. Co będą w smrodzie siedzieć kilka godzin.

Nasze koty mają trzy drapaki. Kiedy dostały pierwszy, wzgardzony przez kota znajomych, Krysia pokochała go od pierwszego wejrzenia. Najpierw go obsikała, a potem zapragnęła mieć z nim dzieci. Okazało się, że był popsikany kocimietką. Drugi, również prezent, leży na trasie do okna balkonowego i skutecznie odwraca uwagę swędzących pazurów od firanki. Trzeci, który kupiłam (a właściwie kupowałam na raty, bo za pierwszym razem nie przysłali go, za drugim przysłali niekompletny i dopiero trzecia przesyłka pozwoliła sfinalizować transakcję), ma najmniejsze branie.

Koty słuchają się Męża. Huknął na nie, kiedy drapały firankę i odtąd zupełnie przestały przesiadywać przy oknie tarasowym, a jeśli już, to patrzą na świat przez firankę w bezpiecznej odległości.

Oddałam kotom dolną łazienkę, jasne, przestronne pomieszczenie, którym szczyciłam się, bo zawsze było czyste i bez wstydu dostępne dla gości. Teraz są tam kocie kuwety, kocie drapaki, rozsypany żwirek, kartonowe pudełka w różnym stopniu rozkładu, kocie miski, doniczka z trawka dla kotów, dwa transportery, w których lubią się zaszywać i śpią w nich w nocy i kiedy zostają same w domu.

Wpadłam ostatnio na pomysł, by spały z dziećmi, ale nim zdążyłam podzielić się z rodziną, Krysia posikała się na nieszczęsny dywan Wojtka (tak, wiem, powinnam go wyrzucić, ale nie mam serca, jest taki milusi i nawet nie śmierdzi kocimi sikami). I koty nadal śpią na dole. Do tej pory zachowywały cisze nocną, póki nie usłyszały, że ktoś wstał, a ostatnio drą się od pierwszego brzasku. I kto słyszy ich jęki i wstaje, aby je ukoić? No przecież nie dzieci, które tak pragnęły kotków!…

Ech.

Po 30 dniach z kotami wiem już, do czego służą: przede wszystkim do podziwiania. Są cudowne i pełne sprzeczności: czysty wdzięk, gracja, puszystość i natura drapieżnika. Cichutka i mięciutka maszyna do zabijania. Rozczula mnie ich mruczenie. Nawet śpiąc nie tracą uroku. W ogóle to kiedy patrzę na śpiące koty, mogłabym mieć ich siedem (zupełnie jak dzieci!).

Krysia ze mną szydełkuje, testuje wszystkie moje nowe udziergi (szczęśliwie są to budki dla kotów) asystuje mi przy układaniu włosów, nie opuszcza ani na moment, gdy gotuję i tylko z domu nie chce ze mną wychodzić. Mam nadzieję, że to się zmieni i kiedy przyjdzie czas na wiosenne prace w ogórku, będzie mi wiernie towarzyszyć.

Milka wciąż łypie spode łba i pieszczoty przyjmuje w mocno ograniczonym zakresie. Mam wrażenie, że godzi się na głaskanie z zaciśniętymi zębami, czekając, aż się ta nieprzyjemność skończy. Jest chuda mimo wilczego apetytu i bardzo energiczna, szczególnie, kiedy goni Krychę albo ucieka przed nią.

– Jak konie, jak konie – mruczy Mąż, gdy galopują po domu, aż dudni.

I znalazłam wreszcie pożyteczne zajęcia dla kotów! Był mi nie w smak ich pasożytniczy tryb życia, nad walory estetyczne przedkładam bowiem zastosowanie praktyczne, a tu jeszcze udało się pożenić z duchem ekologii i przedsiębiorczości.

Po pierwsze, dostały pudełka kartonowe, które orają pazurami i rozrywają na strzępy, a ja te strzępy wrzucam do kompostownika, zgodnie z radami zawartymi w książce „Jak kompostować” Joanny Baranowskiej.

Po drugie, wylizują do czysta pudełeczka po twarożkach i masacarpone, w ten sposób oszczędzam wodę na mycie ich przed wrzuceniem do plastiku.

A po trzecie, dziergam na szydełku i sprzedaję kocie budki, takie jak na pierwszym zdjęciu. Krysia i Milka pracują jako fotomodelki i tym sposobem zarabiają na swoją karmę i opiekę medyczną.

Całkiem nieźle to sobie wymyśliłam 🙂

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi: ,

3 comments on “30 dni z kotami czyli kocierzyństwo bez lukru
  1. Janina pisze:

    Wszystkiego najlepszego z okazji wczorajszego dnia kota.
    A jak to robisz, że kocie budki są takie rurowate (w sensie, że nie płaskate), usztywniasz je jakoś czy co?

  2. Kuka pisze:

    Jak zwykłe podziwiam Cię niezmiernie. Podarta firanka wydarłaby mnie brutalnie z joginicznej mej łagodności i doprowadziła do gorszących scen użycia przemocy wobec puszystokopytnych. Jeszcze nie dorosłam, widać z tego, do kotów. Będę ćwiczyć wątły hart ducha w tym kierunku.

Skomentuj Kuka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*