Nowy rok, nowe życie, nowe wyzwania

Miłość to skomplikowana sprawa. Strzela w człowieka nagle i niespodziewanie, albo przychodzi z czasem, po wspólnym zjedzeniu beczki soli. Bywa, że od razu jest chemia i motyle w brzuchu. Zdarza się, że patrzysz mu w oczy i … nie czujesz nic. Gdzie ta eksplozja szczęścia, nie tak miało być, nie tak! To była twoja świadoma decyzja, MUSISZ, a przynajmniej POWINNAŚ je kochać!… A ty ich nawet za zbytnio nie lubisz. Szczególnie nie lubiłaś w chwili, gdy szczoteczką do zębów wyczesywałaś kupę z puszystego dywanika…

Od 28 czerwca 2020 mamy dom pod Krakowem. Od 1 stycznia 2021 mamy w nim dwa koty.

Układ był taki: telewizor 30 cali – jeden kot. Telewizor 50 cali – dwa koty. Telewizor 70 cali – dwa koty i pies. A że Mąż nie chciał zwierząt, a ja nie chciałam telewizora, trwaliśmy w impasie. Potem pod koniec wakacji przez dwa tygodnie opiekowaliśmy się psem znajomych. Bardzo grzecznym, spokojnym i dobrze wychowanym psem, a wszystkie obowiązki z nim związane wziął na siebie Piotrek. Tak wspaniale wziął, że znajomi wrócili z wakacji dzień wcześniej, bo ich córki oglądając codzienne relacje na insta, doszły do wniosku, że piesek już nie będzie chciał do nich wrócić. Piotrek wychodził na spacer codziennie po 6.00 rano, a noce przesypiał na podłodze w salonie, obok psiego posłania (Mąż nie pozwolił psu wychodzić na górę, a piesek był przyzwyczajony do spania z dziećmi). Jednak sierść wszędzie i zapach psa po spacerze w deszczu mocno ostudził moje zapędy w kierunku fauny pod jednym dachem.

No ale dzieci dopytywały, kiedy będzie kotek, a obiecałam im te koty lata temu. Słowo się rzekło. Poza tym kot, myślałam, jest mniej angażujący od psa. A jak będą dwa, dwie – od razu zdecydowałam, że tylko samiczki, bo i tak duszę się w oparach testosteronu – to zajmą się sobą i cześć.

Oj, jak ja się pomyliłam.

Oj, jak one się sobą zajmują…

Ale nie uprzedzajmy faktów.

Kociczki przyjechały do nas 1 stycznia. Przygotowania były bardzo emocjonujące, kompletowanie kociej wyprawki, wybieranie misek, kuwety… Dostaliśmy bardzo precyzyjne zalecenia od Marty, która opiekuje się bezdomnymi kotami, ogarnia je, szczepi, sterylizuje i oddaje w dobre ręce: koty mają przebywać w jednym pomieszczeniu razem z kuwetą i miskami, jak się tam zadomowią, to dopiero wypuszczać na salony. Ale kotki nie chciały siedzieć w jednym pomieszczeniu, więc dzieci wypuszczały je na chatę. I zaraz następnego dnia Milka strzeliła kupsztala i poprawiła sikiem na jedyny w tym domu dywan – puszysty dywanik w pokoju Wojtka, na którym wszystkie odwiedzające nas dzieci tak lubią bawić się na leżąco…

Kiedy wyczesywałam kocie gówienko szczoteczką do zębów, zastanawiałam się, po co mi to było i za nic nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego chciałam te koty… Jak już ochłonęłam, a dywan zasypany sodą oczyszczoną a potem proszkiem do prania już po tygodniu przestał ostro walić słodkim smrodkiem, przypomniałam sobie mój tok rozumowania. Że skoro mam dom, to warto podzielić się z bezdomniakami, a poza tym dzieci powinny mieć jakieś zwierzątko w domu, bo to uczy odpowiedzialności, troskliwości, empatii.

Dzieci mnie zaskakują. Nie narzucają się kotom, nie gonią ich, nie tulą na siłę, dają czas na aklimatyzację. Do tego ich zaangażowanie jest większe, niż przewidywałam.

Po pierwsze, Wojtek jest zazdrosny. Kiedy wieźliśmy kotki do domu, przemawiałam do nich czule, na co Wojtek ze śmiertelną powagą zapytał:

– A ty już nie będziesz mnie kochać?…

W kolejne dni przebąkiwał, że jest za mało przytulany, a w ogóle to wszyscy wolą koty od niego. Szczęśliwie przeszło, teraz koty są fajne i wróciła mu zwyczajowa pewność siebie. Podczas ostatnich przytulanek wymruczałam mu do ucha, że jest najprzystojniejszym chłopakiem w tym domu, a za moment zreflektowałam się i dodałam, żeby nikomu tego nie mówił, że to będzie nasza tajemnica. Na co Wojtek, bardzo zdziwiony:

– Przecież wszyscy o tym wiedzą.

Piotrek, który cały czas upiera się, że kotów nie lubi i chce psa, ofiarnie czyści im kuwety, myje miski, serwuje jedzenie i tuli czule. O dziwo, pozwalają mu na tulenie. Mnie zezwalają łaskawie na sprzątanie kuwet i ostatecznie pozwalają sobie zaserwować poczęstunek, próby głaskania odrzucają zdecydowanie.

Michaś też ma dobry kontakt z kociarnią, dają się mu myziać, a on bez gadania sprząta kuwety i karmi.

Mąż i koty to osobna historia. Piotrek obstawiał, że będzie jak w memach „Mój stary i pies”. I dobrze zgadł. Mąż, który odwodził mnie od kotów wizją poszarpanych firanek i podrapanej kanapy (owszem, mamy to), który kpił ze mnie, że kotki fotografuję, że nie mam co robić, że lepiej było dziecko przysposobić, a nie koty – teraz przemawia do nich czule, apeluje, by nie ograniczać im jedzenia, a wczoraj przyłapałam go, jak robił zdjęcia Krysi, żeby koledze pokazać, he he he.

Krysia. O kocie, który pilnował lodówki

Krysia ma ponad pół roku. Pewnego dnia pojawiła się wśród bezdomnych kotów na jednym z osiedli. Nikt jej nie szukał, nikt o nią nie pytał. Mieszkała wcześniej w domu, bo wiedziała co to lodówka i kanapa. Być może przestała być małym kociaczkiem i znudziła się właścicielom. Trafiła do Marty, a potem do nas. Jej ulubione miejsce to poduszka na kanapie lub krzesło w kuchni. Pilnuje, bo może akurat ktoś otworzy lodówkę, albo ktoś będzie coś kroił i spadnie na podłogę. Nie jest wybredna, zje wszystko, byle dużo i gęste.

Krysia docenia rękodzieło. Sypia głównie na moich wydzierganych poduszkach.

Milka. Psychokotka

Na początku podejrzewaliśmy, że Milka jest głucha jak pień. Na „kici, kici” nawet uszami nie zastrzygła, nie reagowała na otwieranie lodówki ani grzechot kocich chrupek. Potem okazało się, że słyszy doskonale, tylko nie jesteśmy dla niej partnerami do dyskusji. Na dodatek ilekroć na mnie spojrzała, to nerwowo przełykałam ślinę. Już widziałam oczyma duszy, jak pewnej nocy bezszelestnie wchodzi do sypialni, a potem chłepcze krew z mojego przegryzionego gardła… Zupełnie nie wiem, jak to możliwe, że Wojtek szepcze do niej czułe słówka, a ona wysłuchuje ich z zainteresowaniem i nie przejawia chęci, by odgryźć mu nos. Milka mieszkała na wsi, na podwórku, była okropnie zagłodzona, rzucała się na suchy chleb. Teraz na nic się nie rzuca, jest kotem pełnym godności i dystansu. Chyba, że goni Krychę… Ulubienica Piotrka.

Milka trzyma dystans i poluje na firanki.

Gdyż kotki nasze, mimo iż wzięte z jednego domu, nie przyjaźnią się ze sobą. Ustalają, która będzie samicą alfa, jakby nie zauważyły, że ten wakat jest już obstawiony. Krysia, niby chojraczka, która pierwsza wszystko oglądała, a zamknięta w dolnej łazience próbowała wyjść pod drzwiami, ucieka przed Milką aż się kurzy.

A ja przemawiam z namaszczeniem, lekko znużonym tonem mojej mamy, tak dobrze zapamiętanym z dzieciństwa:

– Dziewczynki, nie bijcie się.

Piotrek zainstalował w telefonie aplikację tłumaczącą kocie miauczenie. Według aplikacji nasze koty w pierwszych dniach mówiły głównie „I am in pain” oraz „Leave me alone”. Potem przestaliśmy sprawdzać.

Milka często spędza czas przy oknie balkonowym albo na parapecie. Bardzo interesuje ją świat na zewnątrz. Przyjdzie czas, to obie będą kotkami wychodzącymi.

Dziesiątego dnia w naszym domu Krysia przyszła pierwszy raz usiąść przy mnie na kanapie. Yess! Nadzoruje mnie przy szydełkowaniu, a kiedy dziergam kocie budki, to wpycha się do nich na etapie budowy i zasypia słodko, uniemożliwiając mi dalszą pracę.

Siedemnastego dnia od przyjazdu Mąż wystawił koty na śnieg. Pozwoliłam na to pod warunkiem, że sam będzie je łapał. Tymczasem panny, zakosztowawszy mroźnej aury, zwiewały do domu w podskokach. To rozwiązało problem „Zamykaj drzwi, żeby kot nie uciekł!”. Koty, które wcześniej warowały przy drzwiach, teraz chowają się w najdalszy kąt, kiedy tylko poczują powiew mroźnego powietrza, okraszony pańską zachętą „Kiiici, kici, chodźcie na śnieżek!”. Najprostsze rozwiązania bywają genialne.

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi: , , , ,

12 comments on “Nowy rok, nowe życie, nowe wyzwania
  1. grazalpl pisze:

    Super kotki, Dorotko!
    Kocie budki wygladaja na cieplutkie i wygodne,
    a mozesz powiedziec czym usztywniasz brzeg i z czego robisz?
    Jak dobrze przeczytac nowy post po przerwie.
    glaski i usciski dla wszystkich

    • Chuda pisze:

      Cieszę się, że Ci się podobają 🙂 zaczynam jak w tym schemacie: https://leonardohobby.kz/mclasses/1600/vyazanyj-domik-dlya-kota/ – na metalowej obręczy jak do łapacza snów (dekorlamp.pl), obręcz o średnicy 25 cm, zamawiam 400 m sznurka 5 mm Lovely Cottons (mój naulubieńszy, bardzo porządny), dziergam szydełkiem 7. Na obręcz narzucam 65 oczek i robię początek według schematu. Po zrobieniu łącznie 25 okrążeń (robię ślimakiem) zaczynam zwężać: w pierwszym zwężanym rzędzie 8. i 9. półsłupek przerabiam razem, w drugim zwężąnym rzędzie 7. i 8. itd. Kiedy mam już otwór z 6-8 oczek, jadę dookoła ślimakiem ogon. Robię półsłupki wbijane w tylną pętelkę. Uszy według schematu. Doszywam i voila! 🙂 Życzę Ci przyjemnego dziergania.

  2. Marta pisze:

    Jaki optymistyczny fajny post! 🙂 Koteńki cudowne, a z czasem wszystko się ułoży i dogadacie się:-) Najlepszego <3

  3. Tova pisze:

    O jak dobrze znów tu być, super super- a jak się skończyło z pokojami dla chłopaków? każdy ma swój czy małżonek wygrał (nie podejrzewam)?
    Pozdrawiam serdecznie

  4. Dorota pisze:

    Jaka niespodzianka ! Czytać Twoje wpisy to sama przyjemność.Kotki cudowne . „Jak mogło ich nie być „-czy już miałaś taką myśl ? A budki rewelacyjne.

  5. kolorki pisze:

    A telewizor? Jest ;)?
    A pies?? Będzie??

  6. Gosia pisze:

    Popłakałam się. To najlepsze, co mogłam przeczytać w poniedziałek! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*