Jeżeli ktokolwiek w mojej obecności powie złe słowo na temat polskich nauczycieli w dobie pandemii, to nie ręczę za siebie.
Kiedy w połowie marca zamknięto szkoły, już dwa dni później zaczęły nadchodzić pierwsze wytyczne do samodzielnej nauki. Nie ukrywam, że tempo nadchodzenia kolejnych maili oraz zakres materiału przerażały mnie i powodowały narastający ból głowy. Nie mogłam uwierzyć, że nauczyciel przez 45 minut jest w stanie omówić z dziećmi tyle zagadnień. Ja nie byłam. Zaległości narastały kaskadowo, sterta zadań, wytycznych i kart pracy rosła i lada chwila mogła runąć mi na głowę.
Oczywiście mi, bo moje dzieci miały zupełnie inne podejście do szkolnych obowiązków. Powiedzieć, że było lekkie i niefrasobliwe, to nic nie powiedzieć. Ich opór przed rzuceniem się w wir nowej szkolnej rzeczywistości był silny niczym Obelix, rozłożysty niczym dąb Bartek, huczny niczym wodospad Niagara.
O matko jedyna, jak się umęczyłam. Ale nie o tym chciałam.
Nauczyciele zorganizowali się rewelacyjnie. Wszystkie nauczycielki, nawet te tuż przed emeryturą, te z awersją do technologii, szybko ogarnęły temat i przez całe trzy miesiące były w stałym kontakcie z dziećmi, przesyłały materiały, karty pracy, prowadziły zajęcia.
A tymczasem w Chicago…
Mój szkolny kolega mieszka w Chicago, ma córkę w trzeciej klasie. Szkoły zamknięto tam tydzień później niż u nas i JUŻ po miesiącu szkoła odezwała się do dzieci. W jaki sposób się odezwała? Pani dyrektor napisała maila o tym, jak to placówka stara się, tak bardzo stara się jak najszybciej wdrożyć zdalne nauczanie i robi wszystko, aby już zaraz, teraz, natychmiast wrócić do dzieci. I po kilku dniach odbyła się pierwsza lekcja online, która trwała 15 minut.
Warto tutaj dodać, że chicagowski związek nauczycieli tuż przed wybuchem pandemii wynegocjował sobie podwyżki płac, w związku z czym nauczyciel w Chicago zarabia 100 tys. dolarów rocznie, podczas gdy przeciętny dochód amerykańskiej rodziny wynosi 60 tys.
I teraz zestawcie to z pensjami naszych nauczycieli i ich zaangażowaniem.
Jestem nauczycielem, ale zajęć dodatkowych. Dzięki temu mam szeroki ogląd na sprawę – uczę dzieci z różnych szkół. Stąd wiem, że jedne placówki zorganizowały się super, inne marnie. Jedne wprowadziły normalne plany lekcji online i takąż naukę, inne wysyłały tylko tematy do przerobienia, nierzadko w ilości nijak nie przystającej do tego, ile materiału przerabiano normalnie (w obie strony: koszmarnie dużo lub ledwo co).
Słyszałam o wychowawcach i pedagogach oferujących wsparcie, ale też o dzieciach z objawami depresji.
Było różnie. Jedno było stałe – wszyscy moi uczniowie chcieli wrócić do szkoły. Nawet ci, którzy przyznawali, że mają więcej czasu i dzięki temu lepiej szło im na moich zajęciach. Nawet ci, którzy wreszcie mogli się wyspać (szczególnie nastolatki). Im młodsze dzieci, tym gorzej znosiły brak prawdziwej interakcji.
Różnie było. My dostawalismy zakres materiału, który miałam przerobić z dzieckiem. Nieporównywalny do tego co robią w szkole. Zadana pracę wysyłało się nauczycielowi. Jeśli ktoś tu się narobił to na pewno ja. Nauczyciele raczej nie bardzo…
Nie uogolniajmy prosze. Moja mama jest nauczycielem: kazda swoja lekcje robila online. Pracy miala x razy wiecej niz normalnie. Po zakonczeniu lekcji i normalnej biurokracji szkolnej otwierala librusa a tam 120 maili z zapytaniem: A dlaczego za ta prace 4+ a nie 5? Dlaczego informacja o pracy domowej pojawila sie 15 minut po zakonczeniu lekcji itd, itp. Nie wspomne juz o mailach pelnych pretensji do calego swiata.
Wiem tez, ze byli nauczyciele, ktorzy wysylali tylko linki i zadania.
Wiem tez, ze byli uczniowie, ktorzy na lekcjach online w ogole sie nie pojawiali.
Coś w tym jest-w ogromnej elastyczności polskiej szkoły w starciu z pandemią.Mnie szczególnie wzruszyła chęć pracy wychowawczej, także wobec rodzin (znaczy rodziców).Szkoła synów zadzwoniła do mnie w osobie psychologa, obu wychowawczyń oraz terapeuty parę razy i zapewniam nie jesteśmy nieporadni życiowo i kulturowo.Po prostu szkoła uniosła odpowiedzialność i zainteresowała się sytuacją u każdego ucznia-nie dopuszczając do sytuacji zerwania kontaktu..Wiem,że ze szkoły obok nawet jeździli do najoporniejszych..I to wszystko za marny splendor i pensję.Szacun