Kolejna kampania przeciwko ciężkim tornistrom

„Szkoła ma obowiązek zapewnić uczniom możliwość pozostawienia w niej części podręczników i przyborów – przypomina MEN. Zapowiada wspólne działania z Głównym Inspektorem Sanitarnym oraz kampanię informującą o wpływie przeciążonych tornistrów na zdrowie uczniów.” – donosi portalsamorzadowy.pl. Jak to wygląda w praktyce?

Jedną z rzeczy, która łączy dorosłych ponad wszelkimi podziałami, jest troska o zdrowie dzieci. Martwimy się wagą tornistrów, które dzieci codziennie dźwigają do szkoły i z powrotem. Rodzice, lekarze, nauczyciele załamują ręce nad ich ciężarem.

Szkoły, zobowiązane przez ministerstwo, już od lat kombinują, jak tu zmniejszyć wagę tornistrów. W niektórych szkołach są programy „jeden podręcznik na ławkę”, zachęcające dzieci do noszenia książek na zmianę z kolegą z ławki. W wielu są miejsca, gdzie dzieci mogą zostawić część podręczników – oczywiście rzadko są to szafki widywane w amerykańskich filmach, w szkole moich chłopaków sprawdza się system plastikowych pojemników, podpisanych imieniem i nazwiskiem każdego ucznia. Sprawdza o tyle, o ile – zdarza się, że giną pozostawione tam artykuły plastyczne.

Generalnie, dorośli podejmują różne działania, by dzieci nie dźwigały ciężarów. Ale dzieci i tak dźwigają. Dlaczego?

Po pierwsze, są szkoły, gdzie nawet nauczyciele nie mają szafek na swoje rzeczy, tylko wszystko noszą w siatkach dzień w dzień, więc nie ma szans, żeby szafki były do dyspozycji uczniów.

Po drugie, polski system nauczania, w którym zadaje się zadania domowe z podręcznika i w ćwiczeniach, wymaga tego, by dziecko miało dostęp do podręczników i w domu i w szkole. Czasem udaje się obejść system. W klasach 4-6 odkupowałam od znajomej podręczniki po jej córce i dzięki temu Piotrek jeden zestaw miał w szkole, drugi w domu. Zdobywałam także dostęp do e-podręcznika do polskiego i matematyki (raz czy dwa kupowałam, innym razem w papierowej książce był kod dostępu, a w tym roku, kiedy to pierwszy raz Piotrek korzysta z tzw. darmowych podręczników, pani od matematyki rozdawała dzieciom kody).

Uważam, że dopóki dopóki zadanie domowe będzie polegało na wypełnianiu ćwiczeń czy rozwiązywaniu kolejnych zadań z podręcznika, nic się nie zmieni w kwestii wagi tornistrów.

Po trzecie, największy problem ze zrozumieniem fatalnych skutków dźwigania ciężkich tornistrów mają same dzieci. Ile razy czytam takie treści jak cytat w nagłówku tego wpisu, ogarnia mnie śmiech pusty, bo przecież mam dwóch synków wieku szkolnym i wiem, co robią.

Młodsze dzieci z klas 1-3 noszą do szkoły zabawki. Dzięki dywanikom w klasach i tak szeroko reklamowanej atmosferze zabawy, towarzyszącej nauce w ramach edukacji wczesnoszkolnej, kilkulatki traktują szkołę jak przedłużenie przedszkola. Nawet jeśli książki zostają w szkole, kilka resoraków i figurek wrzuconych na dno świetnie uzupełnia wagę tornistra, więc i tak dziecko dźwiga sporo. Kiedy wszyscy zbierają karty z piłkarzami, noszą do szkoły całe albumy.

Starsze dzieci, które mają już po kilka przedmiotów, ryzykują, że za brak zeszytu czy ćwiczeń nauczyciel ukarze je uwagą. Co robi sprytne dziecko? Codziennie nosi wszystkie zeszyty, ćwiczenia i podręczniki. A ile czasu zaoszczędza na pakowaniu się do szkoły! Szlag mnie trafia, jak na to patrzę. Tłumaczę, proszę, przekonuję – wszystko psu w gardło.

Nie byliśmy wcale lepsi. Pamiętam dobrze, że obowiązkowo nosiłam do szkoły Pele-mele, zeszyt stukartkowy, w którym zbierało sie odpowiedzi na pytania typu „Twój ulubiony zespół”, „Twoje ulubione zwierzę”, a najważniejsze brzmiało oczywiście „Imię Twojej dziewczyny”. Inny zeszyt stukartkowy zawierał przepisane teksty piosenek z chwytami gitarowymi. I człowiek nosił to wszystko w torbie na ramię, bo tak było modnie, niemiłosiernie krzywiąc kręgosłup.

Brrrr. Kopnęłabym w tyłek siebie-siódmoklasistkę. Ale wiadomo, jajko mądrzejsze od kury.

Ponieważ moje dzieci mają w pompce przyszłość swojego kręgosłupa, zaczynam przejmować ich filozofię. Przecież nie będę codziennie stała w drzwiach z wagą. To tak ze wszystkim w tym całym, pies je drapał, wychowaniu – mogę przekonywać, tłumaczyć, ale nijak nie mogę być pewna efektów. Może dotrze i dziecko przyjmie jako swoje, a może wpuści jednym uchem, a drugim wypuści.

Dystans, dystans albo wszyscy umrzemy.

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi: , , ,

9 comments on “Kolejna kampania przeciwko ciężkim tornistrom
  1. mamaAsi pisze:

    Po pierwsze trzeba kupić LEKKI plecak. Sam z siebie potrafi ważyć sporo. (Zasada ważna także przy kupowaniu czegoś, z czym trzeba podróżować- przerabiałam to w poprzednim tysiącleciu dojeżdżając stancję, i przerabiam dzisiaj- z lżejszą torbą szybciej się gna do autobusu przez dworzec główny w Krakowie i przez centralny w Warszawie).
    Po drugie systematycznie kontrolować, co dziecko nosi z klamotów pozalekcyjnych- u nas szczyt to były 4 butelki wody uzbierane w ciągu tygodnia. Taki akord, że nie ma czasu wypakować.
    Po trzecie- klamoty na wf- jakiś sadysta wymyślił 4 godziny tygodniowo, ale Bogu dzięki u nas 2 z tych 4 to basen/łyżwy zależnie od pory roku- jak basen, to mokre łachy targane ze szkoły, jak łyżwy to wiadomo, całe oprzyrządowanie łyżwy plus kask, plus ciuchy na lodowisko. Wszystko to waży swoje.
    Po czwarte wynalazki typu śniadaniówka- niestety zajmują dużo miejsca i ważą więcej niż kanapka zawinięta w papier śniadaniowy i woreczek.
    Po piąte podręczniki- u mojej córki matematyka leży w domu, na lekcji korzystają z e-podręcznika i ćwiczeń. Ja nie mogę, bo wydawnictwo jest przedpotopowe i zamiast dać podręcznik, który obie strony mogą zrzucić na dysk- to za każdym trzeba pobierać od początku z sieci, a nie zawsze działa internet. A że po cudownej reformie Hadtkego od lat czwarte klasy nie mają pojęcia jak pracować z podręcznikiem, to trzeba od 4 klasy do końca gimnazjum na każdej lekcji walczyć z brakiem umiejętności czytania ze zrozumieniem. Z tym będziemy walczyć przez kolejne 20 lat, oraz z głupotami wciskanymi przez Jula i akolitów modelu fińskiego.
    Po szóste- wydawnictwa wymuszają na dyrektorach kupno ćwiczeniówek, które są nikomu do niczego niepotrzebne i niczego nie uczą. Przedtem płacili za to rodzice, teraz opłacane są z dotacji. Jak ktoś nie ma pojęcia o uczeniu, to bez ćwiczeniówek żyć nie może i uczniowie muszą je targać.
    Po siódme- bezwzględnie wywalić, to co zbędne, np. trzecie pudełko kredek, sto kolorowych długopisów, do podkreślania bez ładu i składu, zabawki, u nas- co najmniej dwie książki, żeby było co czytać na przerwach.

  2. Paula pisze:

    Ja mieszkam w Hiszpanii i tutaj taki problem praktycznie nie istnieje dlatego ,że dzieci ciągną swoje plecaki na specjalnych wózeczkach i nie musza dźwigac ciężaru na plecach . W gimnazjum zaś obowiązują szafki .

    • Chuda pisze:

      Niektóre dzieci mają plecaki na kółkach, ale moim zdaniem to chybiony pomysł – kółka urywają się na krzywych chodnikach, a taki plecak nawet pusty sporo waży i wniesienie go na drugie piętro to już jest spore wyzwanie.

  3. Ange76 pisze:

    Wszystko to mądre, co piszesz, ale gdyby z zestawu: zeszyt, ćwiczenia, podręcznik nauczyciel wymagał tylko zeszytu, to dzieciom byłoby lżej i nie miałyby stresu, ze czegoś zapomną.
    Piszę to, bo nauczycielka matematyki mojej młodszej córki każe dzieciom ćwiczenia zostawiać w szkole,a podręcznik mieć w domu, bo ona wyświetla potrzebne strony na tablicy. Dziecko musi mieć ze sobą tylko zeszyt. Jest to jedyny nauczyciel przez te wszystkie lata (a starsza chodzi już 6 rok do szkoły), który wpadł na ten genialny w swej prostocie pomysł. Wiem, ze są różne szkoły. Nie wszędzie jest rzutnik i nie wszędzie matematyczka może trzymać w swojej sali ćwiczenia wszystkich klas, które uczy, ale nie jest to tez szkoła prywatna tylko zwykła podstawówka w małym miasteczku. I wychowawczyni z klas I-III, która ma do wyłącznej dyspozycji swoja salę mogła odciążyć najmłodszych od noszenia ćwiczeń i podręczników a nigdy tego nie zrobiła. I nie, ze nie pytałam, czy dałoby się coś z tym dźwiganiem zrobić. Pytałam wiele razy, ale słyszałam argumenty typu: dzieci nie chcą zostawiać. Tak jakby nie wiedziała, ze pierwszoklasista raczej nauczycielki posłucha, jeśli otrzyma wyraźny komunikat, ze książki mają zostać.

    A plecaki swoja droga w miarę możliwości sprawdzam, choćby po to, żeby zabrać pudelka z mlekiem z kilku dni 😉

  4. kwiatkowska pisze:

    Na początku roku podjęliśmy próbę namawiania syna na pozostawianie podręczników w szkole pod ławką (są przykręcane takie druciane półeczki). Okazało się, że prawie codziennie był ryk i pielgrzymki po zostawioną książkę, albowiem zostawała przeważnie ta, z której zdana była praca domowa. W październiku odpuściłam.

  5. kolorki pisze:

    Nie mam pomysłu (jak wszyscy) jak tą sprawę rozwiązać;) ale trzeba kupić dobry plecak – lekki, ale wytrzymały i tłuc, że plecak się nosi używając obu szelek, a nie jak torbę na jednym ramieniu. O noszeniu codziennie wszystkiego też już wielokrotnie słyszałam, więc wątpię, czy da się z tym walczyć…

  6. cypisek pisze:

    W moim pele-mele kluczowym pytaniem było jednak „Imię twojego chłopaka” :). Reszta pełna zgoda. W szkole mamy szafki całkiem hamerykańsko (powstały wspólnym wysiłkiem RR i Pani Dyrektor – RR 3 lata zbierała, bo uczniów dużo mamy, Pani Dyr wyszarpała od miasta kasę na montaż sprytnie argumentując, że reszta już jest). Do tego klasy I-III mają szafeczki w klasie.
    I co?
    I nic:)
    No może nie całkiem, nic, młodszy syn faktycznie nosi w sumie piórnik , rzeczy nadprogramowe plus na zmianę zeszyt/książkę, z czego akurat ma zadanko, ale innych nie.Bo pani pilnuje:) Dopóki pani pilnuje, to działa…

    • Chuda pisze:

      Cypisku, „Imię Twojej dziewczyny” było ważniejszym pytaniem, bo jak się dało pele-mele koledze, na którego się zaginało parol, to dostawał człowiek odpowiedź czarno na białym, czy kolega jest wolny, względnie którą koleżankę ma nienawidzić. A i niektóre wierność ukochanego tak sprawdzały 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*