Kilka dni temu skończyłam czytać książkę i nadal jestem pod jej urokiem. Nie mam ochoty zaczynać następnej, żeby jeszcze przez chwilę jej bohaterowie – a właściwie bohater – pobyli ze mną. Tak mam tylko z książkami, które zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie.
„Dżentelmen w Moskwie” Amora Towlesa to powieść uznana za jedną z najlepszych książek 2016 roku przez najważniejsze media anglosaskie. Od dnia premiery ciągle znajduje się na liście bestsellerów „New York Timesa”. Jednak nie to zdecydowało, że po nią sięgnęłam, a fakt, że czytała ją kociubińska. Mamy podobny gust literacki i czułam, że to będzie strzał w dziesiątkę. I nie pomyliłam się.
Książka jest opowieścią o trwającym przeszło trzydzieści lat areszcie domowym, w którym bolszewicy zamknęli hrabiego Aleksandra Iljicza Rostowa, arystokratę i dżentelmena, człowieka wykształconego, oczytanego i obytego w świecie. W 1922 roku skazano go na pobyt w hotelu Metropol, w którym mieszkał od czterech lat, pod groźbą rozstrzelania, jeśli tylko opuściłby jego mury. Swój wygodny apartament musiał zamienić na wąską klitkę na poddaszu, a życie pełne atrakcji godnych dżentelmena, takich jak wizyty w teatrze, spacery i spotkania w moskiewskich restauracjach na niekończący się pobyt w murach hotelu.
Jak udało mu się nie oszaleć? Po pierwsze, dzięki jemu samemu, dzięki wewnętrznemu przekonaniu, że chce być panem swego losu, a nie sługą. Po drugie, dzięki ludziom, którzy go otaczali, tak pracownikom hotelu jak i dziewięcioletniej Ninie, która pokazała mu najciemniejsze hotelowe zakamarki. W hotelu, w czasie swego uwięzienia, przeżył najważniejsze i najpiękniejsze chwile życia i nauczył się doceniać najprostsze rzeczy, takie jak smak porannej kawy, których nie zauważa się w biegu.
To urocza, pełna ciepła i blasku powieść o ciemnych czasach. Rozświetlony elektrycznością, bardzo nowoczesny i elegancki hotel Metropol tkwi niezmiennie na Placu Teatralnym, z widokiem na Teatr Wielki i Kreml, gdy wokół niego szaleją dziejowe zawieruchy. Rządy bolszewików, stalinizm, Wielka Wojna Ojczyźniana, a następnie powojenny komunizm – wszystko to przenika do Metropolu niczym zimowy wiatr, ale główny bohater pozostaje odporny na zmiany. Dodajmy, że na te zewnętrzne, bo w środku bardzo się zmienia. Dumny, trochę przemądrzały i wyniosły arystokrata staje się wrażliwy nie tylko na piękno rosyjskiej literatury, ale także na drugiego człowieka.
Ta powieść, choć napisana przez Amerykanina, jest mocno zakorzeniona w wielkiej literaturze rosyjskiej. Wspomnienia hrabiego Rostowa z życia w rodzinnym majątku w Niżnym Nowogrodzie przez rokiem 1917 to obrazki wzięte z kart Czechowa czy Tołstoja, bliskie mojemu słowiańskiemu sercu. Piękna, świetnie napisana powieść, przy której nie jeden raz wzruszyłam się, rozczuliłam, zaśmiałam i która miejscami mocno trzyma w napięciu.
Przeczytajcie koniecznie.
Amor Towles, Dżentelmen w Moskwie, wydawnictwo Znak literanova 2017.
ps. O co chodzi z tytułowym wierszem? Tego dowiecie się już z pierwszych stron powieści. Z ostatnich dowiecie się jeszcze więcej.
Aż chce rzucić szydełkiem i czytać! Dobrze zachęciłaś:)
Zacheciłaś mnie, dziękuję