Wszyscy wiedzą, że tendencje do tajemniczego gubienia się w odmętach Kosmosu mają skarpetki. Justyna Bednarek napisała nawet dwie świetne książki poświęcone dalszym losom pojedynczych skarpetek, które zniknęły w praniu. Ale co się stało ze spodenkami gimnastycznymi?…
Mama Żuczkowa stała w zadumie nad szufladą z ubraniami Żuczka, zaalarmowana biadoleniem synka, że dziś wf, a on nie ma czystych spodenek. Po drodze rzuciła okiem do kosza z brudami i do kosza z ciuchami do prasowania. Po spodenkach ani śladu. Nie było ich także w szufladzie. Było to dziwne, ponieważ Żuczek dysponuje pięcioma parami spodenek gimnastycznych. Jedne mogły zaginąć, ba, nawet dwie pary mogły zagubić się na krętej i niebezpiecznej drodze (zbójcy, wilcy, te sprawy) z szatni przy sali gimnastycznej do klasy, ale pięć par? Dziwne…
Mama Żuczkowa wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, poszukaj w szkole. A dziś załóż dresy.
Żuczek zaprotestował głośno i wyraźnie. Ludzie na sąsiednim osiedlu usłyszeli, że nie zamierza, bo dresy są głupie i śmierdzące.
– A wcale nie, bo pachnące, wczoraj zdjęłam je z suszarki, ha! – ucieszyła się Mama – I przynieś woreczek ze śniadania – rzuciła na odchodnym.
Onegdaj Żuczek nosił do szkoły ładne śniadaniówki, ale wszystkie po kolei, jedna za drugą szły na zatracenie, ginęły bez śladu. Mama Żuczkowa przeszła zatem na system woreczków, które czasem wracają, częściej giną, jednak mniej żal.
Żuczek miał dużo do powiedzenia. Bardzo dużo. Mama sięgnęła więc do tornistra, by osobiście sprawdzić, czy dziś woreczek wrócił, czy nie.
Tornister był wypchany jak zwykle. Kiedy Mama Żuczkowa wyjęła książki i zeszyty, jej oczom ukazała się gruba warstwa tradycyjnej tornistrowej ściółki złożonej m.in. z rysunków, liścików, malutkich woreczków strunowych po produktach z akcji „Owoce i warzywa w szkole” (jednych pustych, innych wypełnionych podejrzaną substancją, która jeszcze tydzień temu mogła być rzodkiewką lub marchewką lub nawet papryką), ostrużyn z kredek, wymiętolonych karteczek z informacjami dla rodziców, pogardzanych karteczek z karnymi zadaniami z angielskiego, kawałków plasteliny, drucików, rozgniecionych cukierków, opakowań po obcych słodyczach, kawałek dobrze wysuszonego obwarzanka oraz trzy uznane za zaginione woreczki śniadaniowe.
Jak ten czas leci, pomyślała Mama Żuczkowa, przecież dopiero co robiłam przegląd tornistra, a tu już tyle tego się nazbierało…
Po zdjęciu ściółki, w której kiełkowało nowe życie, oczom Mamy Żuczkowej ukazały się spodenki. Jedne, drugie, trzecie, czwarte i piąte. Pięć par zaginionych spodenek spoczywało na dnie tornistra, wyglądem sugerując, iż miały za sobą dłuższy pobyt w krowim gardle.
Trzeba Żuczkowi przyznać, że bardzo czyściutki z niego chłopak, na każdy wf brał świeże spodenki. A że poprzednich nie wyjmował… Nie czepiajmy się, naprawdę.
Zupełnie jakbym czytała o moim plecaku 30 lat temu… Tylko że tam były jeszcze uciekające kanapki w wieku różnym… Jak to miło mieć pewność, że są niezmienne rzeczy na tym świecie
Ostatecznie wybrał śmierdzące tornistrem spodenki, czy pachnące dresy?
Dresy. Wszystkie spodenki Mama Żuczkowa strategicznie zdeponowała w koszu z brudami.
Z pełną odpowiedzialnością i nader niechętnie przyznaję, że plecak szkolny córki ma te same właściwości, pochłania wszystko do czasu, gdy matka odwróci go do góry dnem. Wówczas wysypują się stroje na wf z całego tygodnia, napoczęte butelki z piciem, jabłko, które cechy świeżej witaminki utraciło już jakiś czas temu oraz mnóstwo niezwykle potrzebnych rzeczy. W tym także książki i zeszyty, bywa że z całego tygodnia…
Zainspirowałaś mnie do przejrzenia własnej torebki. Z rzeczy nieoczywistych: zaproszenie na Komunię, na której już byłam, pasek z wypłaty za luty, 2 potwierdzenia wysłania listu poleconego do US (jedno rok 2016, drugie 2017), bilet do kina (Batman v Superman 19.04.2016 – nie byłam na tym filmie), potwierdzenie wpłaty zaliczki na meble (12.07.2016), obrazek, który dostałam od księdza podczas kolędy. Nie dziwi mnie zawartość tornistra :).
Swoją torebkę Mama Żuczkowa przejrzy w następnym odcinku ;-))
Każda opowieść o Żuczku jest ujmująca, ale dziś przeszedł samego siebie 🙂
wow!! jeśli historie żuczkowe maja już okładkę to chce je mieć!!! cudownie sie czyta:)
Bardzo się cieszę. Na razie są tylko na blogu.
Sukces na całej linii – NIC nie zginęło ;)))))))
Prawda?? :-)))
Przerwalas taki fascynujacy eksperyment. Za chwile wyszlaby z tego tornistra jakas doskonalsza forma zycia ubrana w spodenki!
No doprawdy!
Mama Żuczkowa nie ma duszy naukowca, nic a nic.
No prawie jak w przygodach Marka Piegusa:))
Wspomnienia wróciły, jak moja mama otwierała niegdyś mój plecak. Strach się było bać!!
Czy Ty napisałaś o mnie i o moim synku?
Też :-))