Należy uczyć się na błędach, najlepiej cudzych, ale i z własnych dobrze jest wyciągać wnioski na przyszłość. Poddałam wnikliwej analizie sytuację z 9 maja i otóż doszłam do konstatacji tak odkrywczych, że uduszę się, jeśli Wam ich nie wyjawię.
Proszę usiąść wygodnie i nastawić się na potok nieprzerwanie lejącej się mądrości. Może kubek podstawcie, albo jeszcze lepiej wiaderko, żeby ni kropli nie uronić, hehe.
Wniosek nr 1 jest najmniej odkrywczy, ale jednak zanotuję:
Mam na głowie dużo, a nawet za dużo. Mam na głowie trzy światy (każde dziecko=jeden świat) i jeszcze ze dwa dodatkowe. Dzieci, dom i praca. Nic nadzwyczajnego, wiem, wszystkie tak mamy. Ale ja zwyczajnie nie mam na to siły, nie ogarniam, koniec kropka.
Wniosek nr 2
Muszę wreszcie usiąść na tyłku, powstrzymać się przed działaniem na wszystkich frontach i zacząć odmawiać. Nie umiałam odmówić Beacie, która zaangażowała mnie w sprawy organizacyjnie Pierwszej Komunii w naszej parafii i wzięłam na siebie kolejny garb. To pochłania mnóstwo czasu i uwagi.
Wniosek nr 3
Nie mam ustalonej hierarchii działań. Robię wszystko jak leci, stawiając w jednym rzędzie pranie, szewca, badania lekarskie i tekst podziękowań dla katechety. Działam w trybie: „muszę to zrobić od razu, bo zapomnę”: wyjąć masło z zamrażalnika, zrobić zaczyn na chleb, wstawić pranie, skrócić dziecku spodnie. Wszystko naraz. Do tej pory się to jakoś udawało, ale jak widać – już się nie udaje. Zatem: muszę pogrupować czekające mnie zadania od tych najważniejszych. Które są najważniejsze? Te, które są najważniejsze dla mnie. DLA MNIE. Szewc? Na koniec kolejki. Prasowanie? Na koniec kolejki. Przedszkole dla Wojtka – numer 1 na liście. Mądry Polak po szkodzie, co?
Wniosek nr 4
Muszę prowadzić dokładniejsze zapiski. Na stronie Pani Swojego Czasu są planery dzienne, tygodniowe i miesięczne, bardzo pomocne. Korzystałam z nich w pracy, ale przestałam, bo i tak głównie przesuwałam kolejne teksty do napisania z dnia na dzień. Myślę, że będą bardzo przydatne do spraw domowych. Kalendarz z Panem Kuleczką też bardzo dobrze się sprawdza (duże okienka do wpisywania) – byle nie pomylić dat i wszystko wpisać. Hłe, hłe, hłe.
Wniosek nr 5
Delegowanie zadań wprowadzić od zaraz. Buty z naprawy mógł odebrać Piotruś, dojedzie od nas z osiedla jednym autobusem praktycznie pod same drzwi szewca-rockersa. Urzęduje na Ruczaju, ma sklep wyklejony tapetami, których nie powstydziłaby się modna krakowianka z epoki secesji, w tle zawsze leci rock, a on sam wygląda, jakby przed chwilą zszedł ze sceny, na której supportował Iron Maiden. I całkiem dobrze buty naprawia.
Wniosek nr 6
Nie jestem cyborgiem. Nie ma szans, żebym czego nie zawaliła. Każdy ma jakieś ogony, każdy zapomina. Takie jest życie: raz na wozie, raz pod wozem. Może to tarczyca (jestem w trakcie diagnozowania), a może tak po prostu. W połączeniu z wnioskiem nr 1 wystarczy, by się nie zadręczać.
Czego i sobie, i Wam życzę.
Bardzo tak! Tryb „muszę to zrobić od razu, bo zapomnę” – aha!
Chłopcy już przecież całkiem duzi. Mąż też niczego sobie wyrośnięty.
Mądrość Twa wielka jest, Dorotko!
Teraz tylko zastosować w praktyce 😉
Stosowanie mądrości w praktyce jest najważniejsze. I oczywiście najtrudniejsze :-))
Ostatni wniosek najlepszy: tylko się nie zadręczać 🙂 szkoda życia!! Daj znać jak idzie poszukiwanie przedszkola dla Wojtka!
Nie idzie, postanowiłam to olać. 26 czerwca złożę podanie, może się dostanie, a może nie. Mąż kazał mi szukać pracy i zapewnia, że z Wojtkiem zostanie. Pażywiom, uwidim.
Ja lubię kalendarz z MaMy kalendarz. W sensie rubryczki dla każdego. Niestety nie że każdy ogarnia, tylko ja mam od razu podzielone na osoby i dni, kalendarz ma strony tygodniowe i widzę, co powinnam.
(małym druczkiem – nie wpisuję tam tekstów do napisania, tu mam te same doświadczenia co Ty. Wcozraj odkryłam jeden do wczoraj).
Mogłabym się pod wszystkim podpisać i to kilka razy, tak bardzo mam to samo (robienie kilku rzeczy na raz, na już, bez hierarchii itp.) W plenerach komputerowych zawsze byłam kiepska, poza tym narzędzie elektroniczne naraża mnie na okazję do kliknięcia to tu, to tam, co nie sprzyja oszczędności czasu. Korzystam z kalendarza Google, w których mam absolutnie niezbędne rzeczy – plan lekcji dziecka, wizyty u lekarzy i jakieś pojedyncze, superważne wydarzenia. Plenerem jestem sama w sobie, ponieważ jestem osobą, która znakomicie funkcjonuje w kieracie i jak już wpasuję się w tryby, działam automatycznie i bez zarzutu. Bardzo mi taki styl odpowiada, byle można było mniej więcej w tym samym czasie spodziewać się mniej więcej tego samego.
Powiem tak: po dwóch bardzo przykrych i – co tu rzec – bardzo niebezpiecznych sytuacjach z mojego życia, które wynikały z mojego przemęczenia i z za dużo na głowie mania, zdecydowałam się cięciem chirurgicznym pozbawić się tego, co nie jest niezbędne. Nie tylko uszeregować, ale wyrzucić w diabły. Wolne miejsce zostało oczywiście zagospodarowane przez to, na co do tej pory nie starczyło czasu. Ponieważ oboje z mężem pracujemy na cały etat i nie ma nas w domu około 10 godzin dziennie (no bo jeszcze cudowne, wrocławskie dojazdy), siłą rzeczy cięcia nastąpić musiały. Nie jestem mniej zapracowana. Jestem zapracowana lepiej. Efektywniej.
Teraz bezkarnie piszę ten komentarz, korzystając z chwili, kiedy jestem na L4 🙂
A gdzie ten szewc na Ruczaju? Tak tylko pytam, bo ja jeżdżę na plac na stawach.
W pawilonach przy Grota Roweckiego, obok pasmanterii i piekarni.
szewc Dratewka najlepszy w Krakowie! znam i korzystam 🙂 tylko terminy długie…