Michał Wójcik po raz drugi porywa nas w pasjonującą podróż w głąb polskiej historii. Tym razem wraz z bohaterami, Leną i Olafem, trafiamy do epoki Piastów.
Część przygód rodzeństwa odbywa się współcześnie, w trakcie szkolnych wycieczek do Wrocławia i Krakowa, zdominowanych przez tajemnicze wydarzenia z udziałem dwóch nietuzinkowych nauczycieli, historyka Brukwy i chemika Peciaka. Na skutek przedziwnego splotu wydarzeń Olaf ląduje na koniu w trakcie bitwy na Legnickim Polu, a Lena w tym samym czasie trafia na dwór w Krośnie Odrzańskim, w szeregi dwórek księżnej Jadwigi Śląskiej. Nie wiadomo, które trafiło gorzej…
Młodzi bohaterowie, tak pierwszo- jak i drugoplanowi, są bystrzy, odważni i pomysłowi. Potrafią zabłysnąć wiedzą, umiejętnościami i zachować zimną krew w sytuacjach podbramkowych.
Michał Wójcik sprawia, że historia w jego powieściach ożywa, można jej dotknąć, poczuć na własnej skórze, posmakować i powąchać. Przygodowa akcja pełna zaskakujących zwrotów toczy się wartko, a opowieść o dawnych wiekach przenika do czytelniczego umysłu zupełnie bezboleśnie. Nie jest to grzeczna bajeczka, nic z tych rzeczy. Wiele tu szczegółów z gatunku niepodręcznikowych, które, rzecz jasna, najlepiej zostają w pamięci.
Świetnie zilustrowany przez Wojciecha Ignaciuka „Książęcy grobowiec” ma moc zarażania pasją historyczną. Dzięki takim książkom historią można się zachwycić, zachłysnąć i zrozumieć ją lepiej, niż kując na pamięć daty ze szkolnego podręcznika.
Dla mnie lektura miała dodatkowy smaczek: dzień wcześniej skończyłam czytać „Testament templariusza” Jolanty Marii Kalety (mamo Asi, dziękuję za polecenie). W obu książkach wspomniany był udział templariuszy w bitwie na Legnickim Polu, więc było to jak oglądanie tego samego obrazu oczami dwóch różnych osób. Bardzo ciekawe doświadczenie. Lubię je na co dzień, fascynuje mnie, jak różnią się od siebie relacje dotyczące tego samego zdarzenia i nie chodzi tu o wrażenia czy odczucia, ale o fakty – ludzie to samo wydarzenie zapamiętują tak inaczej, że czasem trudno uwierzyć, że mówią o tym samym.
Ale to już trochę inna historia 🙂
O pierwszej przygodzie rodzeństwa pisałam jakiś czas temu. Podtrzymuję wszystkie zachwyty 🙂
Michał Wójcik, Książęcy grobowiec, czyli Olaf i Lena na tropie, ilustracje Wojciech Ignaciuk, wydawnictwo druganoga 2017
***
Jako dziewczynka 10-11 letnia byłam wielką fanka Trylogii Sienkiewicza i regularnie marzyłam o tym, żeby przenieść się w czasie do XVII wieku, to jest w czasy wojen kozackich. Miałam przy tym wizję, że byłabym jak Baśka Wołodyjowska wersja 2.0 – to znaczy, że nie zostałabym zagoniona do rodzenia 12 synów, tylko chciałam brać udział w przygodach, jak męscy bohaterowie:-) Myślałam sobie również, że gdyby przenieść w XVII wiek niektóre wynalazki wieku XX, to jeden czołg mógłby załatwić kwestię takiego oblężenia Zbaraża w jakąś godzinkę… 🙂 pozdrawiam serdecznie Magda
Ponieważ jestem przerażająco praktyczna i ostrożna, odpuściłabym sobie średniowiecze, które bywa pociągające, kiedy człowiek patrzy na nie z daleka. Gdyby się tam jednak znaleźć, okazałoby się, że napotkalibyśmy na trudności, ekhm, aprowizyjne. No chyba że umiemy się posługiwać hubką i krzesiwem czy jakąś inną metodą rozpalania ogniska (nawet domowego), no i oczywiście umiemy złapać coś, co było nie dość szybkie lub nie dość ostrożne, żeby nam uciec.
Wybrałabym czasy nie tak odległe, konkretnie dwudziestolecie międzywojenne i mam nawet upatrzoną lokalizację – moje własne miasto, czyli Wrocław. Po Wrocławiu w 1945 roku przetoczyło się radzieckie tsunami, co świetnie widać, kiedy się wjedzie na taras widokowy w Sky Tower (249 m). Tam, gdzie szedł front, jedyną zabudową są PRL-owskie, prostokątne pudełka epoki późnego Gierka. Rozpacz. Architektoniczna rozpacz. Wcześniej w tych miejscach stały stare kamienice i o te właśnie kamienice mi chodzi. Chciałabym się cofnąć te 80-100 lat wstecz i sfotografować wszystko to, co zupełnie bezpowrotnie zniknęło. Coś tam widać na nielicznych zdjęciach przedwojennych i zrobionych zaraz po wojnie (np. szokuje ówczesna zabudowa pl. Strzegomskiego, na którym teraz pracuję – zupełnie inne miejsce), ale to nie to samo, co być tam i cykać, cykać, cykać, uwiecznić wszystkie kręcone schody, wszystkie elewacje, wszystkie rzeźbione drzwi, powozy, stare samochody, tramwaje, ludzi. Nie, nie mogę o tym spokojnie myśleć 😉
Mamy już obie części (ukłony Dorotko za pierwszy tom), i czekamy na kolejne książki z przygodami Olafa i Leny. Historia Polski i wątek detektywistyczny to jest to, co Młody lubi najbardziej.
Życzę pięknej pogody na Pierwszą Komunię, żebyś mogła spokojnie odparować. Nie mów, że robisz przyjęcie w domu i wszystko sama szykujesz?
Cieszę się bardzo, że Adasiowi podobają się przygody Olafa i Leny 🙂 Nie robię przyjęcia w domu, mamy wynajętą salkę w domu parafialnym i catering z lokalnej restauracji, ale będę coś piekła.