Znam dzieci, które cierpią na syndrom czytelniczego wypalenia po lekturze Harry’ego Pottera: uważają, że żadna książka nie dorównuje sadze o przygodach młodego czarodzieja. Rozumiem ten stan ducha, mam podobne odczucia po każdej dobrej książce.
Pamiętam, jak w czasie wakacji we Francji latem 2003 przeczytałam „Królową Południa” Pereza-Reverte, która była prawdziwą ucztą literacką. Leżałam na plaży nad oceanem, nabierając cudownej, nadmorskiej opalenizny, skończyłam czytać, podumałam chwilę i wyjęłam z plecaka następną książkę, której tytułu nawet nie pamiętam, coś z serii „Z budzikiem” W.A.B. I jak ona mi nie smakowała!… Jaka ona była toporna, jak źle napisana, jaka historia nieciekawa… Być może wtedy oceniłam ją zbyt surowo, ale „Królowej Południa” do pięt nie dorastała.
Ciężko jest znaleźć naprawdę dobrą książkę, ale warto szukać, bo przyjemności, jakich można zaznać z książką w ręku, są jedyne w swoim rodzaju. Myślę, że dzieci spragnione połączenia magii i przygody śmiało można odesłać do serii „Spirit Animals” lub „Bogowie i wojownicy”, a także do powieści „Poppy Pym i klątwa faraona”. Jednak najbliżej do klimatu Harry’ego Pottera jest, mam wrażenie, młodzieńcowi, który nazywa się Alfie Bloom. Jest półsierotą, od śmierci mamy mieszka z ojcem-wynalazcą w obskurnym miejscu i ledwo wiążą koniec z końcem. Pewnej nocy od ekscentrycznego notariusza otrzymują wiadomość, że Alfie odziedziczył zamek w miasteczku, w którym przyszedł na świat. Życie ojca i syna wskakuje na zupełnie nowe tory, ale szybko okazuje się, że jest to raczej szalona kolejka górska niż dostojny parowóz. Alfie wraz z zamkiem dziedziczy klucz do starożytnej magii. I oczywiście szybko zjawiają się tacy, którzy chcą mu ów klucz odebrać…
Dobrze napisana, wciągająca przygodowo-magiczna opowieść o przyjaźni i sile rodzinnych więzów. Polecam.
Gabrielle Kent, seria Alfie Bloom, wydawnictwo Wilga, Warszawa 2016
„syndrom czytelniczego wypalenia” – czy to jest to, o czym mówi mój syn czytając w boleściach lekturę „Anię z Zielonego Wzgórza” (uprzednio łykając kilkaset stron Harrego bez zająknięcia), że to nuda, bo nikt nawet na miotle nie lata?
Z „Anią” Piotrek męczył się tak, aż żal było patrzeć. To jednak nie jest, delikatnie mówiąc, lektura dla chłopaków 🙂
O, mamy tak samo! Jest Harry, długo długo nic, a potem znów Harry. Reszta książek jak za karę, lektury szkolne w szczególności. Może Alfie odczaruje to trochę
Oznaczyłam tę książkę „od 10 lat”, ale jeśli dziewięciolatek jest zaprawiony w bojach czytelniczych, to przeczyta.
Dzięki wielkie!
Pytanie za sto punktów – od jakiego wieku się nada? Czy dziesięciolatek przeczyta samodzielnie?
Dziewięciolatek miało być 🙂
Hej ! Co u Was? Wrócisz na blog ? Jakoś tak nieswojo bez dzieciowo. Pozdrawiam serdecznie .
Ale to do mnie pytanie? Ja już powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia.