Dziś opowiem Wam mój sen przyśniony wczesnym rankiem, po nieplanowanej pobudce.
Nad ranem przyszedł do nas Wojtuś, przytuliłam, okryłam, zasnęliśmy i za moment przybiegł Michaś, że dzwoni budzik w Piotrka telefonie, a on nie umie go znaleźć. Pokarało mnie za to, że dziecku telefonu na obóz nie dałam. Piotrusia zemsta zaoczna. Znalazłam telefon, wyłączyłam, a dla pewności schowałam w komodzie między ubraniami. Tymczasem Wojtuś zajął już moje miejsce (nie wiem jak on to robi, że taki mały, a taką sporą powierzchnię potrafi zająć, rozlewa się czy co?), poszłam więc na jego puste legowisko.
Przyśniło mi się, że byłam u rodziców i szłam na rehabilitację do starego ośrodka (Wojnicz miastem jest i ma dwa kościoły, trzy ośrodki zdrowia, z czego jeden jest stary, drugi jest nowy, a trzeci jest rehabilitacyjny – ale w tym pierwszym, czyli starym, też mieści się przychodnia rehabilitacyjna – oraz dwa centra, z czego jedno centrum to sklep Centrum, a drugie centrum to nowy ośrodek zdrowia, czyli Wojnickie Centrum Medyczne. Stąd jeśli ktoś mówi, że idzie do centrum, to trudno zgadnąć, które ma na myśli).
No i szłam na rehabilitację na 15.00, była 14.59, byłam już pod ośrodkiem i nagle zatrzymałam się jak rażona piorunem, bo nie wzięłam ani ręcznika, ani klapek, ani się nie wykąpałam!! Więc lecę z powrotem do domu, wpadam zziajana, jest 15.15, a tu telefon: czy ja to ja, a skoro ja, to mam natychmiast przyjść na rehabilitację! I mówi to bardzo groźnym głosem Pani Józia, która za mojego dzieciństwa, gdy stary ośrodek był jedynym ośrodkiem, była młodą żoną Doktora B. Plączę się w zeznaniach, obiecuję być za 15 minut, lecę z powrotem. Nie wiem tylko, czy z klapkami, ręcznikiem i po prysznicu.
Wpadam zziajana, nakładają mi na szyję i na pierś rozgrzaną kolczugę (przyjemnie rozgrzaną, nie do czerwoności) i każą usiąść sobie na leżance, o tam, w drugim pomieszczeniu. Wchodzę, a tam tłok, na jednej leżance jakiś facet próbuje spać zwinięty w kłębek, druga, przystawiona do niej też zajęta, a na miejscu łączenia materacy siedzi prezydent Andrzej Duda, w garniturze, jak spod igły. Nikt się nie dziwi jego obecności, więc i ja udaję, że prezydent nie nowina, przycupnęłam koło tego zwiniętego w kłębek i siedzę.
Potem dużo się działo, nie pamiętam co, jakieś sadzenie kwiatków, kopanie grządek przy tym ośrodku, wiosna, zapach świeżej ziemi i młodej trawy, a potem prezydent wstał, nałożył na garnitur koronkową komżę (ręcznie dziergane koronki pierwszego gatunku!) i poszedł, niby po kolędzie.
A ja pojechałam ze znajomymi ze szkolnych czasów do Warszawy i tańczyliśmy w okolicy murów miejskich. I okropnie mnie w tym śnie suszyło, co okazało się prawdą po przebudzeniu, bo gardło mi wyschło na wiór.
Według sennika na polki.pl prezydent oznacza przykrości, odbierać telefon to nagły wyjazd służbowy, natomiast komży, kolczugi i rehabilitacji w senniku nie ma. Zatem mam nadzieję, że przykrości nie spotkają mnie w ramach tego wyjazdu, co to o nim jeszcze nic nie wiem, no ale jak ma być nagły, to pewnie wyjdzie nagle i niespodziewanie.
A następnym razem, jak mnie dzieci obudzą, to lepiej wstanę przed świtem i wezmę się za robienie obiadu, czy coś. I będę uważać, co jem na kolację, bo z tego się dziwne sny biorą.
Mnie się w 2011 r. śnił agent specnazu z głową Krzysztoforka, który zwisając na linie za oknem próbował mnie zastrzelić, ponieważ za dużo wiedziałam o katastrofie smoleńskiej. Uznałam wtedy, że jestem przepracowana.
Uff, u mnie ani telefonu, ani prezydenta, o kolczudze nie wspominając. Cudowna stabilizacja 🙂