Byłam z wizytą u maleńkiej, dwumiesięcznej Lili, córeczki Ani, i co się napatrzyłam, to moje! Te stópki o długości 5 cm, te pulchniutkie malusie rączki, paznokietki o powierzchni pół centymetra, te absolutnie rozkoszne fałdki na udkach!… Awwwwww!….
Uwielbiam niemowlęta, a im moje własne dzieci są dalsze od tego wieku, tym bardziej. Gdy myślę o maleńkości moich chłopaków, pod powiekami kołacze mi się obraz słodkiej kruszyny, wtulonej we mnie ufnie, posapującej rozkosznie przy piersi, wpatrzonej we mnie jak w mówiący obraz święty, uśmiechniętej na mój widok całą szerokością bezzębnej paszczy. Całe moje – a ja całym jego światem. Były przy tym jakieś kolki, jakieś nocne płacze, paląca żywym ogniem rana na brzuchu, ale to gdzieś zniknęło pod warstwą miodu. Duże dzieci mają swoje uroki – np. trzytygodniowe obozy letnie – ale kiedy staje przed tobą obrażony, pyskujący kilkulatek, to rozkoszny, ciamkający niemowlak zdaje się być spełnieniem marzeń.
Wizyta u Lileczki lekko mnie naprostowała.
To nieprawda, że niemowlaczki tylko jedzą i śpią.
To nieprawda, że takie maleństwo jest leciutkie jak piórko.
To nieprawda, że skoro leży, to można odłożyć i spokój jest, bo nie trzeba za nim biegać.
Zaczęłam na nowo dostrzegać zalety starszaków.
Kilkulatek pyskuje, ale nie trzeba go nosić na rękach.
Kiedy starszak wydziera się, zawsze można wyjść do innego pokoju.
Sam pójdzie do łazienki, sam się umyje, zrobi sobie jedzenie, a jeszcze w domu pomoże i młodszym się zajmie.
Kochajmy starszaki!
co kobiety to jednak jest moc!
tyle jestesmy w stanie zniesc,poswiecic sie,byc cierpliwym i kochac nasze dzieci!i to jest wspaniale!
Znam ja ten zachwyt, oj znam… Mam tak każdego dnia 🙂 Moja starsza córka ma prawie 6 lat i widzę zalety tego wieku (oprócz pyskowania), ale codziennie zaciągam się jak narkoman na głodzie zapachem młodszej córki, która ma rok. Uwielbiam ten pierwszy okres w życiu dziecka. Może to przez hormony (karmię na potęgę), ale reaguję płaczem na niemowlęta, dziś poryczałam się podczas reklamy w telewizji. Źle ze mną 🙂 Po pierwszej cesarce (nie na własne życzenie, żeby nie było) było trudno: kolki, gorączki po szczepieniach i ogólnie życie wywrócone do góry nogami. Po drugiej cesarce, mimo że ciąża była okropna i samą operację też przeżyłam bardzo kiepsko, praktycznie od razu wiedziałam, że chcę kolejne dziecko! Młodsza córka jest zupełnie inna niż starsza i moje macierzyństwo jest też zupełnie inne, spokojniejsze, bardziej na luzie… Bo wiem, że wszystko mija i trzeba doceniać ten pierwszy etap, nawet jeśli jest trudny. I już się martwię tak szybko mijającym czasem…No! Rzekłam 🙂 Nie planowałam takiego wywodu, przysięgam 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Pięknie to opisałaś, Jagodo, aż mi się oczy zaszkliły 🙂
O tak!
Odkad znaja droge do lodowki… raj!
A kiedy wyjmują z tej lodówki różne dobra, by zrobić kolację mamusi!… Raj do kwadratu!
Wyjmują z lodówki coś dla mamusi? Da się tak. Choć przepraszam, zwracam honor, Młody ostatnio pytał czy zrobić mi kanapkę, albo herbatkę – szkoda tylko, że wtedy od 2 dni męczyła mnie „jelitówka” 🙂
Widzisz? jest nadzieja!!
Tak, i ona umiera ostatnia. Także czekam, czekam, czekam….cze…kam…cze… 🙂
Haha, ja cały czas czekam na okres, gdy rzucę puzzle na podłogę i dwuletnia Lila będzie je układać całe popołudnie. Nie mów, że nie! Nie zabieraj mi tego, bo ostatnio mojego trzydziestolatka zajęło to na cały wieczór 😀 Pozdrawiamy z Lilą 🙂
Och, tak, tak, kiedyś wreszcie nastąpi ten etap! Nie odbiorę Ci nadziei! 🙂
Z doświadczenia: układanie puzzli całe popołudnie tak – ale z mamą, nie samemu 😉
E, ja zawsze układałam sama, całe popołudnia:D Do dziś mi to zostało choć aktualnie właśnie wolę z kimś 😉
Tak! Odkąd mam starszaki, uważam, że zaczął się dla mnie najlepszy okres macierzyństwa. Jeszcze nie chodzą na randki, ale już są samoobsługowe. Żyć nie umierać 🙂
Carpe diem!