Sanatorium, mityczne miejsce, o którym słyszało chyba każde dziecko. Babcia jeździ do sanatorium, dziadek jeździ do sanatorium i pani sąsiadka też. Co tam robią? Doskonała książka Doroty Gellner uchyla rąbka tajemnicy.

Pokochałam wierszowane historyjki Doroty Gellner za sprawą “Mysiej orkiestry”, z niecierpliwością czekałam na “Sanatorium”. Warto było. Książka jest zachwycająca, urocza, przezabawna. Jest piękna od pierwszego wejrzenia: genialne rysunki Adama Pękalskiego, którymi zachwyciłam się już przy lekturze “Dawniej czyli drzewiej”, same w sobie opowiadają różne historie. Spójrzcie np. na galerię obrazów wiszących na ścianie, odmalowanej na stronie 14, albo na fontannę z amorkiem na s. 28. Zerknijcie na stronę 31, na której Clark Gable patrzy z portretu, uśmiechając się sardonicznie, na panią Tosię, wykręcającą się od mycia, albo na stronę 9, gdzie okładkę “Filmu” w płetwie rekina zdobi zdjęcie Gregory Pecka.
Dorota Gellner kapitalnie oddała sanatoryjne klimaty: zabiegi, umizgi, spory, które doprawiła szczyptą fantazji, bo wśród kuracjuszy kręcą się gadające zwierzęta: kot, żaba, a nawet rekin. Przedstawiciele fauny również korzystają z sanatoryjnych udogodnień. Żaba szalenie chwali sobie okłady z borowiny, doskonale poprawiające stan jej stawów, a rekin chętnie zanurza się w kąpieli solankowej.
Wydaje mi się, że większą radość z tej lektury mają dorośli czytelnicy, oni bowiem dostrzegają całą masę subtelności i aluzji, niezrozumiałych dla dzieci. Czyli najlepiej czytać “Sanatorium” razem z dzieckiem, bo wtedy zabawa jest podwójna, można dziecku niektóre aluzje wyjaśnić, a przy okazji dokonuje się integracja międzypokoleniowa i rodzinna terapia śmiechem.
Do tej pory nasłynniejszym sanatorium w polskiej literaturze było “Sanatorium pod Klepsydrą”. Czy Dorota Gellner zdetronizuje Brunona Schultza?
Dorota Gellner, Sanatorium, Wydawnictwo Bajka 2015
Uwielbiam literaturę dziecięcą, która jest tak uniwersalna, że bawi oraz uczy również dorosłych. 🙂