14 lutego, walentynki. Jedni obchodzą, inni obchodzą szerokim łukiem. Tytuł Romantyka Dekady należy tym razem do mojego Tatusia. Pobił na głowę nawet mojego Męża, który wieki temu, przy naszej pierwszej i jedynej kolacji przy świecach, zażądał włączenia elektryczności, bo nie widzi, co ma na talerzu.
Ja tam walentynki lubię i świętuję. Ukochanych mężczyzn mam czterech, co sprawia, że produkcja walentynkowych kartek to u mnie już przemysł. Ale lubię to, więc sobie nie krzywduję.
W tym roku Mąż obdarował mnie hojnie piernikami prosto z Torunia, bo akurat przejeżdżał obok Kopernika, więc nie mam co narzekać na nieromantycznych facetów wokół mnie. Z kolei mój Tatuś błysnął tak, że zasłużył na tytuł Romantyka Dekady.
– Kaziu, są walentynki, może gdzieś mnie zabierzesz?… – zasugerowała Mama.
– Dobrze, w niedzielę pójdziemy na cmentarz – zgodził się ochoczo.
…
no co ?
kwiaty , świece ….
W punkt :-))))))
Dorotko. Ja może wolałabym ładny cmentarz , zamiast raffaello. , bo o ile Tobie nie zadxkodzą żadne pierniczki o tyle ja nie mieszczę się w mojej ulubionej kurtce.
Widocznie kurtka skurczyła się w praniu 🙂
Wyprowadził Mamę do świata! Mój mnie wyprowadza tylko do ogrodu.
Dobrze, że macie ogród!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA 🙂
🙂