Malwina Ferenz, autorka popularnego bloga dzieciowo.pl, jakiś czas temu porzuciła blogerską karierę, pozostawiając rzesze czytelniczek w nieutulonym żalu. Jej błyskotliwe notki, pisane zadziornym stylem, z dużą dawką humoru czytałam jedną po drugiej, niezależnie od tego, czy Malwina (alias Kruszyzna) pisała o rodzinnych wycieczkach czy o nawilżanych chusteczkach do dziecięcych pupek*.
Styl pisarski Malwiny kształtował się przez lata blogowania, język hartował się jak stal, a poczucie humoru chyba już po prostu miała od dziecka. Rok po rozstaniu z blogiem (Och! Jak ona mi tym zaimponowała! Każdy, kto pisze bloga, wie, jak to wciąga i jak trudno powiedzieć sobie dojść. Ja na ten przykład czasu nie mam, serca już nie mam tyle co kiedyś, dzieci coraz starsze i stanowczo zakazują pisania o sobie – a ciągle nie wiem, kiedy ze sceny zejść. Ech!) czytelniczki Kruszyzny doczekały się jej debiutanckiej książki.
Jeździłam z nią po Krakowie przez kilka dni, bo tak byłam ciekawa debiutu Malwiny, że nie poczekałam na e-booka. Korzyść z tego jest przede wszystkim taka, że papierowa lepiej prezentuje się na zdjęciach 🙂
„Pora na miłość” to cztery opowiadania. Akcja każdego z nich dzieje się w tym samym mieście, ale w innej porze roku i ma inną bohaterkę. Bohaterkom gdzieś-tam splatają się drogi, więc daje to uczucie spójności, powieściowej pełni, co jest dla mnie rzeczą z gatunku tych istotnych, tzn. lubię, gdy w jednej historii pojawia się, choćby przelotem i na drugim planie, bohater poprzedniej. Taka mała czytelnicza potrzeba, którą Malwina zaspokoiła.
Opowiadania mają w tytule nazwy pór roku. „Lato” to Kasia, maturzystka z nietypowym hobby, „Jesień” – Aniela, żona i matka po pięćdziesiątce, „Zima” – Magda, babka do wzięcia po czterdziestce, a „Wiosna” to Julia, szczęśliwa mężatka i kobieta sukcesu po trzydziestce. Życie każdej z nich staje na głowie, głównie z powodu miłości, ale to nie tak jak myślisz, kotku.
Najwspanialsze w tej książce jest to, że jest zaskakująca. Poza przygodą maturzystki, dość przewidywalną jak dla mnie, trzy kolejne historie zupełnie mnie zdumiały. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i przeżyłam miłe czytelnicze zaskoczenie, a to jest to, co w książkach cenię najbardziej. Mam nadzieję, że „Pora na miłość” doczeka się ekranizacji, bo może wreszcie przełamie te oklepane do bólu schematy tzw. polskiej komedii romantycznej, które sprawiają, że już po dziesięciu minutach filmu człowiek wie, dokąd to wszystko zmierza i zastanawia się, czy jest sens siedzieć tu dalej, skoro popcorn już zjedzony. Przy czym zaznaczyć trzeba, że książka Malwiny Ferenz komedią nie jest, choć zawiera wątki komediowe, częściej jednak płakałam nad nią ze wzruszenia.
Maturzystka Kasia jest tą postacią, z którą najtrudniej było mi się utożsamić. Jej rzeczywistość to dla mnie kosmos. Normalnie przepaść pokoleniowa. Ja w jej wieku… O matko :-)) Trochę się wystraszyłam, że nie poczuję mięty do kolejnych bohaterek. Ale już przy „Jesieni” uspokoiłam się. Dojrzałe bohaterki Malwiny są świetnymi babkami, a Magda z „Zimy” – cudowna razem z kotami, nadwagą i pomysłem na życie.
Jest jeszcze jeden bohater, który spaja wszystkie cztery opowiadania. To Wrocław, który uważam za jedno z najpiękniejszych miast. Malwina, wrocławianka z urodzenia, pisze o nim z miłością i pasją, z cudownym poczuciem humoru i żartobliwym dystansem. Wrocław pojawia się jako tło wszystkich historii a także w przypisach, a Malwina jest mistrzynią przypisów – pamiętam tylko jedną serię, w której przypisy są tak samo atrakcyjne jak główny tekst. To „Świat Dysku” Pratchetta. W „Porze na miłość” zaznaczałam co lepsze fragmenty, żeby mi nie umknęły. No dobra, nie zaznaczałam, tylko robiłam fotki. Np. tutaj o wrocławskich tramwajach, z których żaden nie mknie, bo…
O korkach:
We Wrocławiu opisanym przez Malwinę nie ma wojennej traumy, tak widocznej w innych powieściach, których akcja dzieje się w piastowskim Breslau**. Nie, żeby w ogóle nie było mowy o historii Wrocławia – jest, ale jako historia, dawne dzieje, a nie mroczne, ściskające za gardło opowieści, które ciążą bohaterom jak kula u nogi. I jakkolwiek czasem lubię, żeby mnie ścisnęło (jestem świeżo po lekturze „Toni” Marty Kisiel), to jednak doceniam to pogodne spojrzenie.
Bohaterowie opisani są dowcipnie i błyskotliwie. Tu przykład:
A opisy przyrody! Luuuudzie! Orzeszkowa by się nie powstydziła (zakładając, że chciałaby tak zwięźle opisywać uroki Nadniemna). Taki np. opis wiosennego kwietnia:
Gorąco polecam Wam lekturę „Pory na miłość”. Optymistyczna, pogodna książka, która tchnie wiarą w ludzkość. Idealna na gorące lato, chłodną jesień, śnieżną zimę i wczesną wiosnę.
Malwina Ferenz, „Pora na miłość”, wydawnictwo Filia, Poznań 2018.
———————————————————————————————————
* recenzowanie chusteczek nawilżanych, jak wiedzą wierni czytelnicy dzieciowo.pl, było uroczym hobby Kruszyzny.
** Rozmawiałam ostatnio z panią urodzoną tuż po wojnie, która z głębokim przekonaniem twierdziła, że Wrocław i Szczecin to zawsze były polskie miasta, tylko Niemcy osiedlali się tam masowo, aż je przejęli. Pani szła w zaparte, „bo tak ją uczyli w szkole”. Owoce propagandy PRL.
No to zaraz kupuje ebooka i jest lekturka na weekend:)
Doroto ! Ja Cię proszę Ty nie schodź z żadnej sceny !
Dziękuję Magdo 🙂
Zrobiłaś mi smaka. Zaraz kupuję!
Koniecznie napisz, jak Ci się podobała 🙂
Strasznie się cieszę, że Ci się podobała 🙂 Mam nadzieję, że druga i trzecia, która właśnie powstaje (i zbliża się do połowy, czyli już taki półmetek ciąży książkowej) też dostarczą Ci i radości i wzruszeń. Będziemy, jak to mawiał Zuch, w intaczu 🙂
I też bym chciała, żeby ktoś wpadł na pomysł, żeby to nakręcić 😉
No i pojeździłam sobie po Krakowie tak trochę inaczej niż turystycznie, he he 🙂
Och, Kochana, idziesz jak burza! 🙂
Z okazji totalnego nieradzenia sobie z wszechogarniającym cały mój dom zalewem RZECZY, poczekam na e-booka 🙂
Ależ jest ebook – więc nie ma co czekać 🙂