Książka ukazała się w Roku Pańskim 2016. Autorki zdążyły już napisać kolejne powieści (Skorpion pandeMonia) i wrócić do błyskotliwej kariery mikrobiologicznej (Kaczka), świat zdążył zapomnieć, ale ja pamiętałam!
Pamiętałam w zagonionych dniach i w bezsenne noce, przewracając się na posłaniu obok chrapiącego potężnie małżonka. Czekałam jeno na e-booka, gdyż unikam jak mogę kupowania książek papierowych z uwagi na warunki lokalowe. Metraż nasz bowiem nijak nie chce się zwiększyć, ściany twardo stoją na pozycjach, półki niewzruszenie i z całkowitą obojętnością przyjmują fakt, że wymagam od nich większej elastyczności, a najlepiej by wzięły przykład z gumy do majtek.
Opór materii, proszę Państwa, jest tak potężny, że nie czuję się na siłach z nim walczyć. Nie pozostało mi nic innego, jak iść w e-booki. Oj, jak ja w to poszłam! Oj, jak ja nadal w to idę! Gdyby nie ślady w postaci przelewów bankowych z kategorii „obciążenia”, nikt by się nawet nie zorientował, jak systematycznie i wytrwale podnoszę poziom czytelnictwa w naszym królewskim mieście. Taka, wiecie Państwo, mrówcza praca u podstaw.
A na dokończoną powieść Tyrmanda w postaci e-booka czekałam, czekałam i czekałam. Aż mi się znudziło i nabyłam tradycyjną wersję papierową. W twardej, lakierowanej okładce, a co! Jestem tego warta! Kaczka jest tego warta po dwakroć! PandeMonia jest tego warta po dwakroć także, ha!
Kto czytał cokolwiek pióra Tyrmanda, ten wie, jaka to piękna i potoczysta literatura, jak potrafi czytelnika olśnić i zaskoczyć, jak pieści i myzia opowieścią. „Wędrówki i myśli porucznika Stukułki” to historia o spryciarzu i hedoniście, człowieku wykształconym wszechstronnie (ach, te przedwojenne gimnazja!) acz nieco po łebkach, który zawsze sobie jakoś radę da. Kieruje się w życiu arcyrozsądną zasadą, by nie narażać głupio życia, a jeśli nawet niespodziewanie dla siebie złamię tę regułę, to i tak mu się upiecze.
Wojenne losy Stukułki, które wymyślił mu Tyrmand, są nieprawdopodobne, budzą śmiech, trwogę i podziw jednocześnie. Jednak to, co zrobiły ze Stukułką Kaczka i Skropion pandeMonia, to prawdziwy, obłąkany majstersztyk, feeria absurdu. Tyrmand w grobie klaszcze. Nie mógł marzyć o lepszym dokończeniu swojej powieści. Ba! Nie jestem pewna, czy sam dałby radę tak genialnie ją dokończyć. Scenarzyści filmów o agencie Johnnym Englishu powinni wziąć u naszych dziewczyn parę lekcji. Takich scen nie widziałam nigdzie. Takie pomysły nie rodzą się co dzień. Olśniona, zachwycona, zadziwiona, kręcąc głową z niedowierzania, zamknęłam książkę i pozostałam z jednym bardzo ważnym pytaniem: co one biorą i gdzie, na litość, można to dostać?!
Świetna rozrywka. Nie będziecie żałować ani jednej chwili spędzonej z Janem Franciszkiem Stukułką, z Tyrmandem, Kaczką i pandeMonią.
Leopold Tyrmand, Monika Dyrlica, Dagmara Klein, „Wędrówki i myśli porucznika Stukułki”, wydawnictwo MG, 2016.
Zachwyty nad „zwycięskimi” autorkami wręcz żenujące. Wydawnictwo MG rozpisało konkurs na „DOKOŃCZENIE!” powieści Tyrmanda i każdy, kto się tego podjął, miał obowiązek zastosować się do tego, co sugerował w części napisanej przez siebie autor.
Panie „jednogłośne zwyciężczynie” miały g…ś, w nosie Stukułkę, Tyrmanda i stworzyły soją chałę podklejając się pod Tyrmanda w nadziei na…? Właśnie, na co? Na nagłe dostrzeżenie ich talentu przez rzesze czytelników i uszczknięcie choć 1/100 chwały Tyrmandowi? Szkoda tylko, że nie zrobiły tego bez podkładania się pod twórcę Stukułki. Szkoda też, że Wydawnictwo MG bezczelnie oszukało czytelników dopiskiem „powieść dokończona” choć raczej powinien on brzmieć „druga część zdecydowanie spartolona”. Nie ma ona przecież nic wspólnego ani ze Stukułką, ani z wizją jego twórcy, gdyż sympatycznego, jakby na niego nie patrzyć, bohatera pokazano jako zdeklarowanego, bezmózgiego alkoholika, czego na pewno nie można dopatrzyć się w tym, co napisał o nim mistrz Tyrmand. Osobiście jestem bardzo, bardzo, zniesmaczony tym, czego „dokonały zwyciężczynie” i deklarujące sympatię dla Leopolda Tyrmanda Wydawnictwo MG
Ojej, mój eks-mąż również tutaj 🙂
Cóż, taka opinia mówi tylko o „Marku”… Czy „Marek” pamięta, kto zasiadł w jury konkursu? To może wspomnę, że przewodniczącym był Pan dyrektor Biblioteki Narodowej dr Tomasz Makowski, a w składzie między innymi : dr Jarosław Klejnocki, dyrektor Muzeum Literatury i jeszcze kilka szacownych osób. Nie mówiąc o patronacie żyjących Tyrmandów.
Proszę przeczytać jakie warunki trzeba było spełnić – między innymi wtopić się w styl Tyrmanda, a nie prezentować swój. Zresztą mój styl można poznać w kolejnych czterech książkach.
Ponadto wartym zauważenia jest fakt, cytuję:
„Przewodniczący jury, dyrektor Biblioteki Narodowej dr Tomasz Makowski, podkreślił, że poziom wszystkich nadesłanych prac był wysoki i że nagrodę główną jury wyłoniło jednogłośnie, ale z racji niemożności porozumienia zrezygnowało z przyznania wyróżnień”.
„Marku”, mniej jadu, serio 🙂
Ale serio? Twój były mąż zajmuje się wypisywaniem komciów, żeby Ci dopiec? Ile on ma lat? 12? Pozwolisz, że wyrażę się krótko i węzłowato: jprdl.
Tak.
Tym zajmują się mój ex mąż ze swoim ojcem. Szkodzą mi nie tylko na płaszczyźnie zawodowej.
Tu pół biedy, bo to książka dla dorosłych, ale jaki hejt wylewał się na książki dla dzieci…
Ściskam Cię Kochana mocno. Nie mam słów.
Powiem tak: w moim odczuciu dziewczyny okazały się lepsze od samego Tyrmanda. Poważnie 🙂
Ojacie! Ależ się najadłam słodyczy! Takich piętrowych z zawijasami bitej śmietany i kandyzowaną wisienką na piątym piętrze!
Dziękuję za sięgnięcie po nasze trio 🙂
Kochana, wszystko zasłużenie!