Moja święta Mama zaprosiła wszystkie nasze dzieci na ferie świąteczne. Zatem zostawiliśmy całą trójkę pod opieką Babci i Dziadka do Nowego Roku i celebrujemy chwilową bezdzietność. Carpe diem!
Korzystanie z tych okoliczności można sobie wyobrażać tak:
Albo tak:
Lub jeszcze tak:
No i oczywiście tak:
W naszym wykonaniu życie we dwoje wygląda mniej spektakularnie. Siedzimy w pracy do nocy, bo przecież w domu nikt nie czeka. Dużo piszę, w tym zaległe notki na bloga i słucham świątecznych piosenek na cały regulator. Wczoraj poszliśmy do kina (do kina!!! wieczorem!!! spontanicznie!!! Potem do późna i bezskutecznie próbowaliśmy sobie przypomnieć, kiedy zdarzyło nam się to poprzednim razem…), dzisiaj na lanczyk (to akurat łatwiej było ustalić, poprzedni raz był 28 września).
Pierwszego poranka w pustym domu obudziliśmy się, popatrzyliśmy po sobie i dalejże wyrzekać, że podli jesteśmy, bo Wojcia porzuciliśmy, a teraz mamy za swoje, bo nikt nie przyjdzie rano na przytulaski, taki rozkoszny i cieplutki, chlip, chlip!… Słabo możemy wynagradzać sobie te niedostatki, bo Mąż nabawił się przed świętami paskudnego zapalenia spojówek i ma lekarski zakaz przytulania się i całowania przez 10 dni.
Drugiego poranka spałam do 8.30 i braku przytulasków nie odczułam już tak boleśnie. A komfort pracy polegający na tym, że pracuję, aż skończę, co zaplanowałam, a nie rzucam wszystko, bo muszę lecieć po Wojtusia do przedszkola, jest nieoceniony. Z drugiej strony, kiedy lecę, to jednak wyrabiam się ze wszystkim.
Jutro planuję spędzić dzień na zajęciach własnych. Jeszcze nie wiem, co to będzie, ale coś sobie wymyślę. I nie, nie będę sprzatać w szafie! A wieczorem umówilismy się ze znajomymi na clubbing (czy to nadal tak się nazywa?).
W zasadzie to cały czas mentalnie jesteśmy w blokach startowych, gdyby trzeba było jechać koić tęsknotę maleństwa. Z raportów mojej świętej Mamy wynika, że bardziej my tęsknimy za Wojtusiem niż Wojtuś za nami, a i starsi zachowują się nader przyzwoicie, ale Mama bardzo dba o to, byśmy ten czas bez dzieci spędzili komfortowo, więc nie mówi tego, czego nie chciałabym usłyszeć. Pełniejszy obraz wyłania się z doniesień Siostrzyczki 😉
Na pewno ucieszę się, gdy znowu będe mogła przytulić całą moją ukochaną trójeczkę, ale na razie cieszę się chwilą. Nic tak nie podsyca miłości, jak chwilowa rozłąka i tego sie trzymajmy. Howgh.
Tez bym sie zabrala do Twojej mamy na ferie…pozdrawiam I wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!!
Gosiu, ściskam Cię mocno! 🙂
Znam to uczucie. Nie wiadomo, co ze sobą zrobić, więc każde idzie do jakichś swoich zajęć, w których zapada się po uszy. Na szczęście odkąd mamy psa, już nigdy nie zostajemy sami ;)))
My dziadków mamy miejscowo, ułatwia to nam codzienność, ale opcji „na kilka dni do dziadków” niestety nie ma 🙁 wręcz przeciwnie, mamy teraz wolne, więc dziadki mają też wolne od wnuś…Młodsza ma 4,5 i nie widzę szansy przez przynajmniej 2 kolejne, żeby dziadki ją na 1 noc zabrali 🙁 Starsza prze kilka lat korzystała, ale po jazdach z ostatniego lata już jej nie przygarną 🙁
Korzystajcie z wolności, nie wiadomo kiedy się skończy 😉
He he he. Myślę, że Wojtuś ma pewnie chwile słabości okołowieczornie, przed zaśnięciem, ale Pani święta Mama doskonale wie, jak go ukoić. Zatem – nie trzeba panikować, chłopię pomalutku dorasta, a chwile u Dziadków – bezcenne. Już za chwileczkę tego może nie być, dajemy wnusiom szanse na głębsze i nocne relacje z Dziadziusiami.
Pozdrawiam!
Inna Dorota