O tym jak odkryłam, że jestem niewidzialna

To było na Targach Książki. Pierwszy raz gdy tak dobitnie świat mi pokazał, że jestem niewidzialna, przeźroczysta. A może tak naprawdę nie istnieję?

Przyjechałam na targi w piątek rano, bogatsza o doświadczenia z ubiegłego roku. W zasadzie to każde targi wnoszą w moje życie kolejne mądrości i już np. wiem, że lepiej zaparkować pod M1 i resztę drogi pokonać pieszo, niż płynąć w tempie ciężarnej foki w rzece samochodów, najpierw w drodze na targi a potem z targów. Żwawy krok lepiej mi robi niż tkwienie za kierownicą samochodu, przemieszczającego się z opisaną wyżej szybkością. Rok temu wyjeżdżałam z parkingu ponad 20 minut.

Wejścia do hali targowej strzegła gromada ochroniarzy, z wprawą obmacujących torby i torebki.

– To jest metalowe? – zapytał łysy facet, który w barach miał mniej więcej tyle, ile ja po długości, namacawszy w mojej torbie szczotkę do włosów z okrągłą rączką. Po okazaniu zlustrował ją bacznie, zapewne podejrzewając, że w toalecie zmontuję z niej pistolet. Pewnie oglądaliśmy te same filmy o tajnych agentach.

Dalej stał pan z magiczną różdżką, którą obmachał mnie od góry do dołu i od dołu do góry. Nic nie zapikało ostrzegawczo, więc uniknęłam rzucenia na ziemię i wleczenia mnie przez halę do pokoju bez okien, gdzie ten z szerokimi barami podwinąłby rękawy koszuli i opierając się na potężnych pięściach zapytałby tonem niewróżącym nic dobrego:

– Dla kogo pracujesz?…

Ups, chyba jednak za dużo filmów o agentach.

Ochroniarze uwijali się jak w ukropie, ale i tak zrobili zator, bo kolejek do kas nie było w ogóle, panie kasjerki z uśmiechem wyczekiwały każdego, kto do nich podchodził.

Coroczne doświadczenia targowe uczą, by nie oddawać okrycia do szatni, bo trzeba odstać swoje w długaśnej kolejce i to dwa razy, po przyjściu i przed wyjściem, ale znowu targanie kurtki zimowej (ja ze zmarzluchów) pod pachą wraz z siatkami pełnymi książek to żadna przyjemność. No, ja generalnie to na targi jadę głównie oglądać, wąchać i życie towarzyskie prowadzić, czasem coś dzieciom kupię, bo sama przeszłam w zasadzie zupełnie na ebooki, ale i tak siatki nabierają ciężaru… Dziwne…

Toteż oddałam. Pan szatniarz miał marsowe oblicze i nie wyglądał na człowieka, który marzył o tym stanowisku. Moją mokrusieńką parasolkę powiesił pod kurtką. Dreszcz mnie przeszył na myśl, że za kilka godzin założę na plecy mokrą szmatę, bo akurat podszewka dobrze naciągnie. Pozostało mi mieć nadzieję, że gorrrąca atmosfera targowa wysuszy parasolkę na wiór.

I tak się zresztą stało, że tak pozwolę sobie uprzedzić fakty.

Spotkałam się z Monią w kawiarni Dunaj. Że niby wielkim światem na chwilę mi powieje. Powiało zapachem zapiekanek, które namiętnie wcinała wygłodniała młodzież, hurtowo spędzona na targi ze szkół. Co więcej, zapowiadana szumnie wystawa Emilii Dziubak, na którą tak się cieszyłam, polegała na powieszeniu kilku oprawionych w antyramy ilustracji na ścianie kawiarni, zaraz obok reklamy zapiekanek w tym samym formacie.

Ręce mi opadły.

Spotkałam się z Beatką (zapiski-tesciowej!) w kawiarni Wisła. Brnęłam do niej przez gęstniejące tłumy, przez rozkrzyczane grupy szkolne, niosące balony. Co raz to któryś pękał z hukiem. W kawiarni obczaiłam wysoki stoliczek wielkości mniej więcej znaczka pocztowego, a przy nim trzy wysokie taboreciki, kuszące białym, wysokim siedziskiem. Spróbowałam się wygramolić na jeden z nich, ale bez powodzenia. Powstrzymała mnie wizja, jak to razem z tym taborecikiem lecę w grupę młodzieży za plecami. Na moim stoliku położyłam siatki z książkowymi łupami, wysyłając komunikat „zajęte”, bioderkiem oparłam się o taborecik i jęłam wypatrywać w tłumie Beatki.

W tym momencie podeszła do mojego stolika młoda dziewczyna i zapytała, czy wolne. Powiedziałam, że dwa zajęte, trzecie wolne.

– Ja tylko kawę na chwilkę postawię – usprawiedliwiła się i uwolniwszy obie ręce wyjęła telefon.

Uśmiechnęłam się do niej i wróciłam do wypatrywania Beatki. I czuję, że moje prawe bioderko traci oparcie i kątem oka widzę, jak taboret odjeżdża bez słowa w kierunku grupy zmęczonej młodzieży.

Parsknęłam śmiechem, dziewczyna przy stoliku podniosła wzrok znad ekranu, w mig załapała w czym rzecz.

– To nawet zabawne jest – powiedziałam do niej, chichocząc.
– Jak kogo wychowali tak się zachowuje! – powiedziała głośno, wyraźnie oburzona. Ucieszyłam się w duchu, że istnieje ktoś bardziej zasadniczy niż ja.

Za moment do naszego stolika podeszła inna młoda dziewczyna z telefonem przy uchu i plakietką AUTOR. Zapatrzyłam się nieco zazdrośnie na plakietkę i to osłabiło moją czujność.

Bowiem pani Autor nie przerywając rozmowy postawiła na stoliku kubek, zgrabnie wskoczyła na wysoki taborecik i kontynuowała rozmowę o wzajemnym oszukiwaniu się i braku przyzwoitości. Patrzyłam na nią zdumiona, przeniosłam wzrok z plakietki na twarz, ale nie udało mi się złapać z nią kontaktu wzrokowego… A ona nic, zapatrzona w stolik snuje wywody. Złapałam pełne niesmaku spojrzenie dziewczyny od kawy, sama wciąż byłam bardziej zdziwiona niż cokolwiek innego.

Gdy podeszła Beatka w zasadzie nie było dla niej miejsca.

– Tam będą penie miały stolik, właśnie się zwolnił – litościwa dziewczyna od kawy pokazała mi palcem. Podziękowałam i poszłyśmy.

– Witaj po drugiej stronie – powiedziała Beatka, gdy opowiedziałam o perypetiach ze stolikiem. A ja sobie przypomniałam, że jakiś czas temu czytałam felieton Hanny Samson dokładnie o tym, że kobiety w pewnym wieku przestaje się zauważać, traktuje jak powietrze.

Cóż, to chyba już.

Uwielbiam rozmowy z Beatką. To co mówi od razu stawia do pionu i pokazuje rzecz w pełnym świetle. O Halloween, o czasie we dwoje, którego coraz mniej, o ciężkiej chorobie, która przewalcowuje całą rodzinę. Jedno Jej zdanie i jakby trudne do ułożenia puzzle nagle wskoczyły na swoje miejsce. Niesamowita jest.

Po rozmowie z Beatką mam do Was apel: zarejestrujcie się w bazie dawców szpiku! Na przeszczep szpiku czeka się miesiącami, a choroba w tym czasie nie próżnuje. Było trochę publikacji o tym, że polscy dawcy rejestrowani są przez niemiecką fundację i to nie Polacy potem z tego korzystają, ale nie wierzcie. Możecie uratować komuś życie, naprawdę.

Zajrzałam jeszcze do Mamanii i Jedności, żeby przywitać się ze znajomymi i zgodnie z planami przed 14.00 ustawiłam się w kolejce do szatni. Minuty mijały, a kolejka stała jakby złożona ze słupów soli. Podeszłam do okienka, myśląc, że może brakło miejsc w szatni i ogonek blokuje ktoś, kto chce oddać okrycie na przechowanie. Przy ladzie siedział znany mi już antypatyczny pan szatniarz z wąsami i patrzył w napięciu na plik leżących przed nim parasoli.

Wydedukowałam, że jakiś zaginął, czy coś i pokornie wróciłam do kolejki. Za mną stał ojciec z dwójką wyrośniętych nastolatków, które buszowały jeszcze po halach targowych. Nie wiem czemu, ale ścieżka ludzi idących na skos biegła dokładnie przede mną. Czy stałam w pewnym oddaleniu od pleców osoby przede mną, czy wręcz do nich przyklejona (kolejka była długa, akurat miałam czas na eksprymenty) i tak każdy wciskał się przede mną. Ale ok, luz..

Kolejka przesunęła się ze trzy metry do przodu i stałam już z jednej strony przy ścianie, a ludzie nadal przechodzili przede mną, choć nie była to najkrótsza droga na drugą stronę. Niektórzy wręcz wpadali na mnie, przeciskali się bokiem między mną i plecami poprzednika. To chyba jakiś syndron mrówek, pomyślałam, wiadomo, że mrówki mają swoje ścieżki i chodzą nimi gęsiego. Było to poniekąd zabawne i podzieliłam się spostrzeżeniami z facetem zza moich pleców. Wybuchaliśmy śmiechem za każdym razem, gdy znów ktoś przede mnie przechodził.

– Zrobimy eksperyment – zaproponował facet – ja się przesunę do tyłu…

Ja z kolei przesunęłam się do przodu. I co? I nic. Nadal ludzie wciskali się przede mnie.

– Ale ja jestem, tak? Istnieję? Widzi mnie pan? – zapytałam faceta, gdyśmy się już naśmiali.

– Pani zawsze tak ma, czy tylko dzisiaj? – zainteresował się, szczerze rozbawiony i poradził totolotka puścić.

No i nie wiem co właściwie o tym myśleć. Nie o totolotku, ale o tej mojej niewidzialności. Patrzę w lustro, no widać mnie, tak widac, tak też widać, hennę dziś zrobiłam, więc nawet wyraźniej, ale nie wiem… Może jest jak w „Innych”, że dwa światy istniejące równolegle, czy coś?…

Nie ma się co łudzić, to jednak o tym pisała Hanna Samson. Na pocieszenie pozostaje mi reakcja babcia Hani, przedszkolnej przyjaciółki Wojtusia, że ojej, taka młodziutka i trzech synów, dziewczyneczka taka!…

Dobrze wiem, że im kto starszy, tym młodszych od siebie bierze za bardzo młodych, ale i tak miło.

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi: , , ,

17 comments on “O tym jak odkryłam, że jestem niewidzialna
  1. Ida (MaleWielkieKsiazki.blogspot.com) pisze:

    To już drugi tekst o tak niemiłych wspomnieniach z tegorocznych targów. Chyba przestanę żałować, że mnie tam nie było 😉

  2. kwiatkowska pisze:

    A mnie się przydarzyło coś zupełnie odmiennego. Do łysego pana ochroniarza podeszłam od razu z otwartą torebką. Zerknął jednym okiem i nawet jej nie obmacał. Pani z „magiczną różdżką” machnęła za mną raz. Szatnię sobie darowałam.
    Wracając następnego dnia na Targi Książki z Młodym, stanęliśmy na końcu megakolejki do wejścia. Nagle podeszła do mnie pani z córką, która podarowała mi zaproszenia, dzięki którym mogliśmy wejść bramką VIP i nie stać godzinę, narażając się na przeziębienie, gdyż mieliśmy tylko cieniutkie kurteczki, co by się je dało zwinąć i upchnąć w plecaku. Pani wypatrzyła mnie sama w tłumie, a ja nie mogłam rozszyfrować kto to jest, choć widziałam już wcześniej tę twarz. Zapytałam, czy może mi przypomnieć, skąd ją znam i okazało się, że z biblioteki 🙂 Nikt mnie w tym roku nie podeptał i vice versa. Kupiliśmy fajne gry, dostaliśmy bardzo atrakcyjny rabat, więc odczucia z tegorocznych targów mam bardzo pozytywne.

    PS Zapomniałaś napisać o panu, który proponował Ci przytulanie przez autora kryminału :)))

    • Dorota pisze:

      Pan od przytulania nie zasłużył na uwiecznienie w moich zapiskach :-)))) Bardzo się cieszę, że miałaś takie udane Targi. To przecież fajna impreza jest, tylko mnie w tym roku jakoś się niefartownie poskładało.

  3. Marta pisze:

    Zapiski-tesciowej! To jeden z tych blogów, których najbardziej mi żal. Nie wiem czy zniknął całkiem, czy tylko ja go straciłam z oczu w momencie jak blog.pl przestał istnieć(?)/zmienił nazwę(?) albo coś się z nim stało. Strasznie przykro słyszeć o chorobie w rodzinie, bo historie opisane przez Teściową zawsze śledziłam jakby chodziło o kogoś bardzo bliskiego. W każdym razie przesyłam dużo dobrych życzeń i jeśli istnieje jeszcze gdzieś w internecie miejsce gdzie można Panią Beatę poczytać, bardzo proszę o podzielenie się adresem!

    Jeśli chodzi o niewidzialność, bardzo polecam w zaopatrzenie się kanarkowy płaszcz. Pozwoli wyróżniać się w szaro-burym październikowo-listopadowym tłumie i zapewni odpowiednią dawkę widzialności (również po zmroku), czasem wręcz aż niepożądanej 🙂 Sprawdzone 🙂

    Pozdrawiam serdecznie!

  4. P pisze:

    Chuda,przytyj,mnie chcieli przewrócić tylko dwa razy.
    P.

  5. Ola pisze:

    Nigdy nie słyszałam o tej rzekomej bazie dla dawców z Niemiec, ale mnie zainteresowałaś więc nie wiem czy takie rzeczy warto w ogóle wspominać 😉 Mnie w bazie nie chcą więc nie pomogę. Zagranicą pewnie by mnie zarejestrowali, ale to jest właśnie Polska…

  6. Marta pisze:

    Potwierdzam, nie o wiek chodzi. Na warszawskich targach książki miałam dokładnie to samo, też robiłam eksperymenty z przesuwaniem się w różne strony, robieniem miejsca za mną itp. Kolejka się przesuwała, a droga wszystkich po kolei niezmiennie biegła przede mną. W końcu zaczęłam liczyć i wciągu 20 minut zostałam potrącona około 70 razy. Moja teoria brzmi, że to kwestia postury- drobna, niska, szczupła, najłatwiej przecisnąć się obok ;).

  7. Iza pisze:

    Pocieszę Cię, że to nie ma jednak nic wspólnego z wiekiem tylko ze stanem ducha. Może wtedy wysyła się taki sygnał do otoczenia ” podepcz mnie”.
    Minie. Jak chcesz możemy się umówić i poćwiczyć energiczny krok 😉

    • Dorota pisze:

      Krok mam dość energiczny, ale kiedy stoję, to nie kroczę 🙂 To na pewno dlatego 🙂
      A ze stanem ducha – to zaiste może być to!

Skomentuj Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*