Czy ochłonęliście już po najnowszym sukcesie biało-czerwonych? U nas było gorąco, bo Mąż (#ojciecroku) zabrał starszych chłopaków na mecz na żywo. Zdobycie biletów okazało się sukcesem samym w sobie i kosztowało zarwaną noc, ale było warto, bo dzieci wróciły nieprzytomne ze szczęścia (i trochę też z niewyspania, bo przyjechali o 2.00 nad ranem, co nie przeszkodziło Michasiowi zachrypniętym szeptem streścić mi najważniejsze punkty wieczoru).
Ja i Wojtek oglądaliśmy mecz w telewizji. Byłam szczęśliwa, że mogę to robić siedząc na kanapie pod kocykiem, a nie odmrażając tyłek na trybunach.
Wojtek, odkąd usłyszał, że chłopaki pojechali na mecz do Warszawy, powtarzał z przekonaniem, że nasz Michaś będzie bronił polskiej bramki. Bo to mało razy widział brata, rzucającego się z poświęceniem na murawę osiedlowego boiska? Widok Szczęsnego w roli bramkarza wcale go nie zraził, co parę minut wykrzykiwał z ogniem:
– Mi-chał, Mi-chał!
Tak samo jak wtedy, gdy kibicuje bratu podczas meczu z kolegami z klasy. I cieszył się z każdej, absolutnie każdej bramki. Tak samo ma, gdy z Michasiem grają w Fifę: czy przegrywa, czy wygrywa, euforycznie reaguje na każdego gola 🙂
W drugiej połowie meczu zaczął się już nudzić, a oglądaliśmy twardo, żeby wypatrzyć naszych na trybunach. Żeby zająć Wojtka, zbudowałam mu stadion z klocków i wszystkie klockowe postaci rozgrywały ze sobą mecz kwadratową piłką.
Wieczorem modlił się:
– Dziękuję Ci Panie Bozie, zie Pojska wygjała i zie chłopaki do mnie wjócią i zie za nimi tęśkniłem.
Starsi chłopcy wrócili bardzo zadowoleni. Weekend z tatusiem w stolicy to niebywała gratka. Byli w Planetarium, w Centrum Nauki Kopernik i na kolacji w Sfinksie.
– Tata był taki strasznie miły i nawet kupił mi karty z piłkarzami! – opowiadał rozanielony Michaś, prezentując dwie talie z Lewandowskim jako królem, zapakowane w złote pudełko.
A mnie w trakcie meczu naszła taka refleksja: jak to jest, że cała Polska kocha i wielbi facetów, którzy plują i smarkają pod nogi, rzucają soczystymi kurwami na oczach milionów, a po pracy słuchają disco-polo? 🙂
Mam w domu zagorzałego kibica i eksperta od piłki nożnej. Wiele by dał, żeby zobaczyć mecz na żywo na Stadionie Narodowym. Ale rodzice mało mobilni, na koncert czy mecz poza Kraków się nie ruszą. Jak dotąd, udało nam się zwiedzić pusty obiekt, za to zajrzeliśmy do szatni piłkarzy. Też pustej oczywiście 🙂
Nie cała Polska, na szczęście.
Jak to jest? Oto Polska właśnie 😉 To ci, którzy zachowują się jak piłkarze, tak ich kochają. Nie znasz takich? Na mecz także zerkałam, sama, cieszyłam się z bramek, druga dla Czarnogóry była zasłużona bardzo, ale wyłączam radio, gdy słyszę o pieniądzach w piłce nożnej. Boli mnie wtedy serce.
My też oglądamy rodzinnie (jeśli późna pora nie pozwala to w okrojonym składzie). Sześciolatka nie odpuści żadnego meczu, choć jest niezmiernie denerwujące tłumaczenie każdej zawiłości w czasie, kiedy chciałoby się po prostu poprzeżywać. Ale i tak najsłodsza jest młodsza córka (20 miesięcy), która woła „Bławo! Gol!” i biega szczęśliwa w kółko 🙂 Zazdroszczę chłopakom męskiego wypadu 🙂
Na Narodowy wybrałabym się, ale nie na mecz.
Może narażę się milionom, ale dla mnie piłka nożna to po prostu: boisko i 22 idiotów biegających za jedną piłką i jeden który biega i pilnuje przedszkolaków. 🙂
Polecam Ci Basiu Targi Książki na Narodowym 🙂
kiedy będą
najbliższe 17-20 maja 2018 🙂
Dzięki Bogu, nie jestem sama!!! Ja tylko dodam, że na te bzdury z budżetu idą kolosalne pieniądze, minuta transmisji kosztuje nie wiadomo ile, a zgraja prezesów od sprzedawania co lepszych zawodników bierze taką kasę, że się ciemno w oczach robi.
strzal w dziesiatke! zazdroszcze chlopakom bycia na Narodowym!
Gosiu, wszystko przed Tobą 🙂