Pierwsze próby na czterech kółkach. Pewnie nikt z nas już nie pamięta, jak to było. Przypominam sobie naukę jazdy na dwóch kółkach, Tatę truchtającego za mną z kijem zamontowanym pod siodełkiem i siebie, zezującą, czy aby nie puścił. Dopóki trzymał, jechałam, gdy puszczał, natychmiast się przewracałam.
Wojtuś uczy się jeździć na czterech kółkach. Właściwie to już się nauczył, tylko jak zawsze długo zbierałam się do napisania notki. Inauguracyjną jazdę zaliczył z tatusiem, który wrócił zmachany i z podobnymi wrażeniami, jak po osławionej pierwszej jeździe z Piotrusiem: ojciec jedną ręką kierował, drugą popychał rowerek, a syneczek siedział jak król, rozglądał się i pozdrawiał wiwatujące tłumy. Michaś zupełnie pominął ten etap, bo gdy szłam na plac zabaw z nim i Piotrkiem na rowerku, to czterolatek biegał po placyku, a dwulatek siadał na rower i w skupieniu kombinował, jak się tymi pedałami kręci. Najpierw, pamiętam, jeździł metodą: pół obrotu w przód, pół obrotu w tył. Dawało to mierne efekty, ale jednak przemieszczał się o kilka centymetrów.
Wojtek już za trzecim razem śmigał aż miło. Truchtałam za nim kurcgalopkiem, torba z prowiantem obijała się o moje lewe biodro, torba z wyposażeniem do piaskownicy o prawe i tak chodziliśmy na plac zabaw. Ja kierowałam się na najbliższy, Wojtek, ambitnie, na bardziej oddalony. Metoda perswazji i ustawiania rowerka kierownicą w tą stronę, w którą ja chciałam podążać, okazała się skuteczna, choć całe osiedle słyszało, że dziecko chce inaczej.
W czasie drogi powtarzałam jak katarynka:
– Jedź prosto.
– Kręć pedałami.
– Do przodu kręć, nie do tyłu, bo nigdzie nie pojedziesz.
– Naciskaj na pedały z równą siłą, raz-dwa, raz-dwa.
– Kierownica prosto.
– Nie zjeżdżaj z chodnika.
– Nie wjedź w krawężnik.
– Nie wjedź w słupek.
– Omijaj samochody.
– Nie wjedź w panią.
Patrzcie, ile to umiejętności do opanowania! I on to wszystko ogarnął, mój malutki trzyipółlatek, mamusina duma i chwała. Zwalnia, gdy ma jechać z górki, rozpędza się na prostej, zatrzymuje się przed ulicą. Nie lada sztuką było hamowanie. Hamulce ma tylko z przodu, przy kierownicy i od kiedy załapał, jak działają, zatrzymuje się nagle i niespodziewanie, a ja wpadam na niego, bo przed momentem pędził, aż echo niosło (koszmarny turkot plastikowych kółek bocznych, brrrr) i obijam sobie golenie. Zatrzymuje się, bo np. ulicą obok niego przejeżdża samochód. Tłumaczę, że zatrzymać się trzeba przed przejściem i czekać, aż auto przejedzie, ale na wszelki wypadek zatrzymuje się za każdym razem, gdy widzi cztery koła w ruchu.
Mój malutki cyklista <3
U mnie tez hulajnoga gora! Ale gratulacje dla maluszka!
Gratulacje :)!!! U nas rowerki (mamy dwa – biegowy i na 4 kółkach) nie cieszą się wzięciem – hulajnoga górą 😉