Zadanie polegało na opisaniu ulubionej epoki historycznej, do której czytelnik chciałby się przenieść, a nagrodą był egzemplarz książki „Książęcy grobowiec czyli Olaf i Lena na tropie” wydawnictwa druganoga. Do zabawy włączyły się Kruszyzna i Magda. Posłuchajcie ich opowieści.
Magda napisała tak:
„Jako dziewczynka 10-11 letnia byłam wielką fanka Trylogii Sienkiewicza i regularnie marzyłam o tym, żeby przenieść się w czasie do XVII wieku, to jest w czasy wojen kozackich. Miałam przy tym wizję, że byłabym jak Baśka Wołodyjowska wersja 2.0 – to znaczy, że nie zostałabym zagoniona do rodzenia 12 synów, tylko chciałam brać udział w przygodach, jak męscy bohaterowie:-) Myślałam sobie również, że gdyby przenieść w XVII wiek niektóre wynalazki wieku XX, to jeden czołg mógłby załatwić kwestię takiego oblężenia Zbaraża w jakąś godzinkę… :-)”
Kruszyzna z kolei tak:
„Ponieważ jestem przerażająco praktyczna i ostrożna, odpuściłabym sobie średniowiecze, które bywa pociągające, kiedy człowiek patrzy na nie z daleka. Gdyby się tam jednak znaleźć, okazałoby się, że napotkalibyśmy na trudności, ekhm, aprowizyjne. No chyba że umiemy się posługiwać hubką i krzesiwem czy jakąś inną metodą rozpalania ogniska (nawet domowego), no i oczywiście umiemy złapać coś, co było nie dość szybkie lub nie dość ostrożne, żeby nam uciec.
Wybrałabym czasy nie tak odległe, konkretnie dwudziestolecie międzywojenne i mam nawet upatrzoną lokalizację – moje własne miasto, czyli Wrocław. Po Wrocławiu w 1945 roku przetoczyło się radzieckie tsunami, co świetnie widać, kiedy się wjedzie na taras widokowy w Sky Tower (249 m). Tam, gdzie szedł front, jedyną zabudową są PRL-owskie, prostokątne pudełka epoki późnego Gierka. Rozpacz. Architektoniczna rozpacz. Wcześniej w tych miejscach stały stare kamienice i o te właśnie kamienice mi chodzi. Chciałabym się cofnąć te 80-100 lat wstecz i sfotografować wszystko to, co zupełnie bezpowrotnie zniknęło. Coś tam widać na nielicznych zdjęciach przedwojennych i zrobionych zaraz po wojnie (np. szokuje ówczesna zabudowa pl. Strzegomskiego, na którym teraz pracuję – zupełnie inne miejsce), ale to nie to samo, co być tam i cykać, cykać, cykać, uwiecznić wszystkie kręcone schody, wszystkie elewacje, wszystkie rzeźbione drzwi, powozy, stare samochody, tramwaje, ludzi. Nie, nie mogę o tym spokojnie myśleć 😉”
No i miałam dylemat, oj miałam! Kocham Sienkiewicza i Magda poruszyła czuła stronę w mojej duszy, ale po tym, co napisała Kruszyzna, miałam aż ciarki na plecach. Tak, chciałabym zobaczyć świat, którego już nie ma i razem z Malwiną polatać po przedwojennym Wrocławiu.
Zatem książkę otrzymuje Kruszyzna – ale pod warunkiem, że kiedy znajdziesz sposób na przeniesienie się do Breslau, zabierzesz mnie ze sobą. Mogę za Tobą nosić zapasową baterię do aparatu 🙂 Umowa stoi?
Już dziękowałam mailowo, podziękuję publicznie. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Baterii mi nosić nie trzeba, ale potrzebuję kogoś, kto ogarnie statyw i będzie podawał obiektywy na zasadzie „siostro, skalpel” 😉
Noszenie za Tobą statywu i obiektywów to byłby zaszczyt! 🙂