Dziś postanowiłam przyjść z pomocą wszystkim zatroskanym rodzicom, dziadkom, ciociom i wujkom, którzy pragną obdarować dziecko zabawką edukacyjną, stymulującą zmysły, rozwijającą wyobraźnię, poprawiającą motorykę małą i dużą i nie kosztującą siedmiu Jagiełłów.
Oto mój krótki, prywatny ranking najlepszych zabawek dla dwulatków (trzylatek też nie pogardzi, a i starsi się skuszą).
1. Plastikowe butelki
Piotruś uwielbiał bawić się butelkami. Stawiał je, kładł, kopał, turlał, używał jako kręgli, walił nimi o podłogę, nalewał i wylewał z nich wodę. Pozwalałam mu na zabawę butelkami w domu, ale nigdy poza domem, choć miał etap, że najchętniej chodziłby z butelką na spacer. Czemu nie pozwalałam? No jeszcze się pytacie! Co by sąsiadki powiedziały! „Biedne dziecko, zabawki mu nie kupią, tylko tak się bawi byle czym!” Ciekawe, że takie paranoiczne myślenie ulatnia się bezpowrotnie wraz z upływem czasu. W tym roku kategorycznie odmówiliśmy nabycia pistoletów na wodę z okazji Śmigusa Dyngusa i zachęciliśmy Piotrusia i Michasia, by wykorzystali butelki po mineralce. Sprawdziły się doskonale, dzieci wróciły przemoczone do suchej nitki i szczęśliwe jak prosięta w obierkach.
2. Folia bąbelkowa
Kiedy wpadnie mi w ręce folia bąbelkowa, zawsze muszę sobie pstryknąć, choćby raz. To co się dziwić dziecku. Wojtuś uwielbia, a że jest trzecim dzieckiem, to swojego czasu chodził na spacery z rulonem folii bąbelkowej w ręku. Pstrykał, owijał nią różne przedmioty, deptał po niej, powiewał nią jak flagą.
3. Kartony
Nigdy, przenigdy nie wyrzucajcie kartonowych pudeł. Oddajcie je dzieciom, zapewnicie im świetną zabawę a sobie chwilę luzu. Im większe pudło tym lepsze. Można je pomalować, można zrobić domek, kuchenkę do gotowania, zamek, statek piracki, automat do napojów… Do tych wszystkich aktywności przydają się starsi bracia, ale w wersji najbardziej podstawowej do pudła można wejść, wnieść do niego poduszkę, kocyk, wszystkie zabawki i siedzieć cicho. To działa!!!
A jakie są/były ulubione zabawki Twojego dziecka?
mój Kubeusz jak trafiał do domu bez dzieci to sadzało się go i dawało sitka , łyżki , jakieś kubeczki , klamerki , teraz szwagierka żeby mieć ciszę daje Lenie tablet ;-(
Deska (oparta o łóżko jest zjeżdżalnią)
Linki (takie ze sklepu wspinaczkowego lub żeglarskiego)- dłuższe, krótsze, cieńsze, grubsze…
Chustki i szale (jak najwięcej. Teściowa ma od groma, moje dzieci przy każdej wizycie owijały się nimi przez długie kwadranse)
But narciarski (roczne dziecko znajomych pół godziny bawiło się w skupieniu zapięciem na klamry)
Deska. Oparta o łóżko zmienia się w zjeżdżalnię.
Linka. Taka ze sklepu wspinaczkowego lub żeglarskiego. U nas były różne (krótsze, dłuższe, cieńsze, grubsze…) w ciągłym użyciu, wachlarz zastosowań – ogromny.
Chustki i apaszki. Im więcej, tym lepiej.
But narciarski – roczne dziecko znajomych przez godzinę bawiło się klamrami. Zero hałasu!
Gdy mój syn miał rok, poszłam z nic do znajomych na imieniny, mieli oni już dorosłe dzieci, więc szukali czegoś czym mój Kamil mógłby się pobawić (jakieś kolorowe długopisy, kolekcja resoraków itp). A co mój synuś zrobił – otóż potuptał do kuchni i z szafki wyciągnął kilka nakrętek od słoików i tak się zabawił, że trzy godziny jakby dziecka nie było.
Mała rzecz, a cieszy.
Pozdrawiam z Ząbek
Kartony!!! Zawsze i w każdym rozmiarze. Był już automat do napojów, zbroja rycerki, domki dla pluszanek, projekty osiedli, maski, samochodziki i wszystko inne, czego moja pamięć nie pomieściła. Dziecko moje, nawet jak dostaje paczkę z zawartością, to ta jest mniej interesująca, niż opakowanie. A córcia ma lat osiem i to nie słabnie 🙂
Na studiach, na fakultecie z pedagogiki pani profesor poradziła, że gdyby nam kiedyś zależało na zajęciu czymś dziecka, aczkolwiek nie na ciszy, to wystarczy wyposażyć rzeczone w kilka garnków*, metalowych pokrywek i drewnianą łyżkę i mamy minimum 40 minut spokoju. I łomotu. Nie wiem czy to się sprawdza, ale podobno pani pedagog tak zabawiała swoją wnuczkę 😉
Szkoda, że lubię ciszę!
*garnki muszą być oczywiście dostosowane rozmiarem do dziecka i puste
Z własnego dzieciństwa pamiętam, że jednymi z najlepszych zabawek były patyki.
Pudło kartonowe zawsze zajmowane jest przez… kota;)
Wpis ten powinna przeczytać moja teściowa gdy urodziłam pierwsze dziecię 😉 lubowała się bowiem w ogromnych, różowych zabawkach od których robiło mi się słabo 😉 Kilka lat trwało zanim ją oduczyłam 😀
Pojemnik po sudocremie jest fantastyczna kosmiczną kapsułą dla ludzików lego, plus to co Ty wymieniłaś oczywiście.Pozdrawiam 🙂
Duży karton, zdecydowanie 🙂 A jak jeszcze znajdzie się tatuś, który będzie pchał lub ciągnął i wydawał dźwięki typu „brrrrruummmmmmm!” to już jest pełnia szczęścia. Co do zabawek kupnych to u nas raz na jakiś czas króluje namiot w kształcie zamku. Rozkładamy go co kilka tygodni lub miesięcy i za każdym razem jest odkrywany na nowo. Teraz oprócz sześciolatki korzysta z niego 15-sto miesięczna córka i budzi w niej taki sam zachwyt. Wystarczy wejść i zrobić mamie „a kuku!” przez okienko i już jest fajnie 🙂 A jak się w takim namiocie rąbie do pieluchy! 😉
PS
Bardzo się cieszę, że ostatnio wpisy pojawiają się tak często 🙂
Staram się :-))
Przypomniałam sobie o jeszcze jednej genialnej zabawce – klamerki! I moje pudła z tkaninami. Kiedy chcę usiąść do maszyny i poszyć choć 5 minut, to otwieram pudła z materiałami i dziecko może przebierać 🙂