Michaś dostał od swojej wychowawczyni „Księgę Strachów” Nienackiego z 1981 roku. Od razu wyrwały mi się do niej ręce. „Pan Samochodzik” to wszak kultowy bohater mojego dzieciństwa. Dodatkowym smaczkiem tego wydania są ilustracje Szymona Kobylińskiego.
Byłam bardzo ciekawa tej lektury po latach. Dzięki czytelniczemu Alzheimerowi (szczególnie daje o sobie znać przy książkach Agathy Christie – pamiętam dobrze tylko „Morderstwo w Orient Ekspressie”) czułam się tak, jakbym czytała ją pierwszy raz. Zupełnie nie pamiętałam fabuły, ale oczywiście zwracałam uwagę na inne szczegóły niż trzydzieści lat temu.
Akcja „Księgi strachów” dzieje się na ziemiach zachodnich około dwadzieścia lat po zakończeniu II wojny światowej, a przedstawione w niej wydarzenia dotyczą poszukiwań pamiętników niemieckiego polityka, który kreuje się na zbawcę narodu i człowieka o czystych rękach. Córka kobiety służącej w czasie wojny u ojca owego polityka twierdzi, że jest on wojennym zbrodniarzem, a dowodem tego są pamiętniki, w których opisywał na bieżąco swoje „bohaterskie” nazistowskie czyny, a które to zapiski dumny ojciec uroczyście odczytywał w obecności rodziny i służby. Pod koniec wojny ojciec ukrył pamiętniki, a sam zmarł. Zostawił niejasną wskazówkę, która rozpalała wyobraźnię poszukiwaczy skarbów.
„Księgę strachów” przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością. Wartka akcja, dreszczyk emocji, historia, ukryte skarby, napięcie do ostatnich stron – prawdziwa esencja tego, czego można oczekiwać od powieści przygodowej. W końcu „Pan Samochodzik” to pierwsza liga. Kiedy dziś czytam dobrą książkę w podobnych klimatach, od razu przypominają mi się emocje, które budziły we mnie opowieści o panu Tomaszu, niepozornym historyku w niepozornym samochodzie. Jednak dopiero teraz widzę, ile rzeczy umknęło mi w trakcie młodzieńczej lektury. Uderzył mnie nacisk na piastowską genealogię tzw. ziem odzyskanych. Zgodne z linią ówczesnej władzy opowieści z czasów Mieszka I miały uzasadnić polską obecność na terenach, z których wygnano Niemców. Co parę stron natrafiamy na wtrącenia o bohaterskich Piastach, walczących zwycięsko z germańskim najeźdźcą. Pojawia się tu także wątek wojny wywiadów niczym z Jamesa Bonda. Dużo zmieniło się w kwestiach obyczajowych: oto pan Tomasz wypływa na jezioro w towarzystwie świeżo poznanej trzynastolatki. Jakoś nie widzę takiej sceny we współczesnej książce.
Przyjemnie jest odpłynąć na chwilę w klimaty swojego dzieciństwa. Czytanie „Pana Samochodzika” kojarzy mi się z wakacjami, latem, zapachem siana, kocem na trawie, wiśniami i marzeniami, żeby kiedyś przeżyć podobną przygodę. Przygód mam teraz całe mnóstwo, tylko są zupełnie z innej bajki 🙂
Zbigniew Nienacki, „Księga Strachów”, Wydawnictwo Pojezierze, Olsztyn-Białystok 1981.
właśnie kończę po raz niewiemiledziesiąty jeżycjadę i lekki tik nerwowy począł mi powiekę dręczyć, bo za nic nie mogłam sobie wyobrazić kolejnej lektury wspominkowej
i weszłam do Ciebie, i aż mi się buzia zaśmiała! Pan Samochodzik!
jutro lecę buszować po antykwariatach, a w weekend moja wioska organizuje targi książki, więc wiem czego będę szukać
rety, chuda, jak dobrze, że ja dziś do Ciebie zajrzałam
Ściskam Cię mocno 🙂 Powodzenia na łowach!
Jak dobrze mieć dzieci 🙂 I móc wrócić do lektur lat beztroskiej młodości. Sama korzystałam z czytania książek kupionych „dla synów”. Szkoda, że brak córek pozbawił mnie pretekstu kupowania nowszych części książek Małgorzaty Musierowicz 🙂
Ja mam dwóch synów i Jezycjade kupuje dla siebie bez pretekstow 🙂 a Pana Samochodzikach uwielbiałam, najbardziej chyba Wyspę Złoczyńców 🙂 no i ta okładka. ..