Doskonale wiedziała o tym nasza Noblistka, a ja, oczywiście, uważałam, że ależ, mnie się zdarzy. I srodze się rozczarowałam. Dwukrotnie.
Pewnego piątku upiekłam na kolację dorsza według przepisu z książki „Leczenie dietą. Wygraj z Candidą!”. Był tak doskonały, że oboje z Mężem prawie popłakaliśmy się ze szczęścia i kulinarnej rozkoszy. Popijaliśmy go winem wybranym przypadkowo w małym sklepiku wiejskim, które pasowało idealnie i celebrowaliśmy chwile we dwoje, gdyż dzieci, dziwnym trafem, grzecznie bawiły się w drugim pokoju.
– Carpe diem, carpe diem! – powtarzaliśmy w uniesieniu za Horacym, a uniesienie nasze rosło z każdym kęsem i każdym kieliszkiem.
Mąż, zwykle oszczędny w pochwałach, rozpływał się w zachwytach.
– Moglibyśmy to podać nawet przyjmując Doktorostwo – zawyrokował w końcu, po serii peanów, od których urosłam w górę co najmniej kilkanaście centymetrów. Znaczyło to mniej więcej tyle, że i angielska królowa nie wzgardziłaby takim posiłkiem.
– Zrobisz to jeszcze kiedyś?… – zapytał, wyskrobując resztki.
– Pewnie! Kiedy?
– Za tydzień?…
Zrobiłam za tydzień.
Dressing był wyraźnie gorzki. To chyba wina cytryny. Brokuły były twarde, a plasterki cytryny nie wypieczone tak jak ostatnio.
– A jednak to było szczęście początkującego – westchnęłam boleśnie, bo brakowało mi tych ubiegłotygodniowych ochów i achów. Zjedliśmy w milczeniu, popiliśmy winem, tym samym co ostatnio.
– Nie załamuj się, Kochanie, zrób za tydzień – zachęcił mnie Mąż.
Zrobiłam za tydzień. Tym razem sama wybrałam wino i pamiętałam, żeby dopiec brokuły. Ale zanim były w sam raz, ryba zdążyła się przesuszyć, a do tego chlusnęłam obficie dressingiem na danie i zostało go za mało do serwowania…
– Chyba czas zrobić rybę według innego przepisu – westchnęłam boleśnie.
– Nie rezygnuj, Kochanie, było całkiem dobre. Co prawda wino było paskudne i ryba przesuszona, ale za to warzywka idealne.
Zrobię jeszcze raz, wszak do trzech razy sztuka. No, chyba że w tym przypadku ten trzeci był tym pierwszym.
No i…?
a myślałam, że tylko mnie się nie udaje drugi raz ta sama potrawa 🙂
Jedziemy.
Będzie jutro na kolację 🙂
:DDDDD