Zdrowaśka zamiast przebieżki po fejsiku

– Co robimy, jak jest post? – zapytałam Piotrka i Michała, każdego z osobna, jak katechetka z kawału. Odpowiedzieli tak samo:
– Pościmy!
– Komentujemy i dajemy lajka – wyjaśniłam. Śmiechu było co niemiara.

Mam nadzieję, że wprost przeciwnie.

Postanowiłam wylogować się z FB na 40 dni Wielkiego Postu. Dla mnie to duże wyzwanie. Już od dłuższego czasu fejsa włączałam automatycznie, między jednym a drugim zadaniem. Klik – i już płynęłam w wartkim strumieniu świadomości kilkudziesięciu różnych osób, z prawej i lewej strony walla osaczona reklamami stron, na których ostatnio bywałam. Oglądałam sukienki – bach! Reklamy sukienek, ze szczególnym uwzględnieniem tej, na którą gapiłam się długo i namiętnie. Kupiłam dzieciom koszulki na wyprzedaży w endo – i endo przypominało o sobie na każdym kroku. Strach wejść na stronę apteki, hipochondria gwarantowana.

Jakiś czas temu ograniczyłam liczbę obserwowanych osób, ale i tak czułam nadmiar miałkich informacji, które nie wnosiły do mojego życia nic poza poczuciem chaosu. Czytając zapiski z cudzego życia, nie budowałam z tym kimś więzi. Niejednokrotnie traciłam czas na udział w bezsensownych dyskusjach. Owszem, od czasu do czasu trafiało się coś wartościowego, ale gdy sama siebie pytam, co konkretnie – z marszu nie potrafię odpowiedzieć. Gdybym się jednak skupiła… Czytałam obszerną analizę przyczyn, dla których współcześnie rozpadają się małżeństwa, w Rzepie chyba. Dzięki linkom na FB trafiałam na interesujące artykuły w Stacji7 czy Deonie. Na pewno były interesujące, bo czytałam je od początku do końca, ale czego dotyczyły?… FB stał się moim oknem na świat. Dowiadywałam o czymś, jeśli ktoś ze znajomych podlinkował to na FB. Samej nie chciało mi się szukać informacji.

Gdzieś przeczytałam, że korzystanie z FB upośledza umiejętność czytania ze zrozumieniem dłuższych tekstów. Zauważyłam u siebie pewne symptomy tej przypadłości, co oczywiście może być spowodowane wieloma czynnikami, np. gąbczastym zwyrodnieniem mózgu, które Mąż wieszczy mi od lat, ilekroć przyłapuje mnie z torebką misiów Haribo, lub też faktem, że coraz więcej ludzi, którzy piszą, nie potrafi pisać.

Oczywiście Facebook to nie tylko ruja i poróbstwo, ma też dobre strony. Dzięki znajomości z różnymi osobami z różnych środowisk trafiałam na treści, do których sama bym nie dotarła, poznawałam punkt widzenia skrajnie odmienny od mojego. Czytałam rozmaite wypowiedzi i różnorodne argumenty, które niejednokrotnie przestawiały moje myślenie na inne tory. Dzięki FB udawało mi się błyskawicznie skontaktować z ludźmi, których adresów mailowych nie znam. Odnowiłam stare znajomości. Rozkręciłam „Macierzyństwo bez lukru”. Przegadałam na fejsbukowym czacie wiele czasu ze znajomymi, dostając od nich wsparcie, cenne rady i pomoc. Kiedy potrzebowałam informacji, wystarczyło na FB napisać „Co sądzicie na temat >>Łotra 1<<, można zabrać na ten film dziesięciolatka?” i od razu dostałam kilka odpowiedzi.

W wielu punktach przeceniamy, sądzę, moc Facebooka. Na początku owszem, można było tam się wypromować, ale od jakiegoś czasu FB dobitnie przypomina, iż jest prywatnym biznesem prywatnej osoby, która tak układa treści, żeby na tym zarobić, a nie sprawić przyjemność przeciętnemu użytkownikowi. Kampania promocyjna „Macierzyństwa bez Photoshopa”, którą w pewnym momencie zrobiła Małgosia z manufaktury-radosci, dotarła do dziesiątek tysięcy osób, a książkę kupiło tylko kilka – osób, nie tysięcy. Czas bez FB pozwoli mi też zweryfikować, jak realnie wpływa on na oglądalność mojej strony. Definitywne pożegnanie z fejsem kusi mnie już od jakiegoś czasu, ale tłumaczę sobie, że nie mogę z niego zrezygnować ze względu na promocję moich działań w Internecie. Teraz okaże się, jak ta promocja wygląda naprawdę.

Jednak główną przyczyną, dla której rezygnuję z FB na czas Wielkiego Postu, jest chęć skupienia się na tym co tu i teraz. Na zadaniach namacalnych, na tym, co dotyczy mnie samej, na relacjach z najbliższymi i – last but not least – na relacji z Bogiem. Chcę w pełni żyć moim życiem. Jestem przekonana, że krótka modlitwa w konkretnej intencji przyniesie więcej dobrego, niż szybka przebieżka po fejsiku. Popołudnie poświęcone dzieciom będzie pełniejsze, jeśli nie będzie go przerywać zaluknięcie na walla. Będę Wam relacjonować, jak przebiega mój odwyk, zatem przy okazji zyskam temat na nowe notki 😉

Zdrapka Wielkopostna – proste zadanie na każdy dzień. Do zdobycia w parafiach. Mam jedną do oddania.

Gdybyście mieli ochotę zrobić w Wielkim Poście COŚ – lub zwykłe małe coś, polecam miejsca, gdzie znajdziecie inspiracje:

1. 15 pomysłów na Wielki Post (bez rezygnacji z czekolady ;))
2. 7 pomysłów na wielkopostną poprawę
3. Straszne rekolekcje

No i trzymajcie za mnie kciuki 🙂

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi: ,

16 comments on “Zdrowaśka zamiast przebieżki po fejsiku
  1. Kasia pisze:

    Zdecydowanie polecam ,,Straszne rekolekcje”; wlasnie dzieki FB trafilam na ojca Szustaka i ,,Languste na palamie”. Takie miejsca zawsze warto odwiedzac:)

  2. Anna M. pisze:

    Mi by się przydało, ale teraz na macierzyńskim bujam się gdzieś między grupami mamusiowymi i innymi parentingami. Niby cenne rady, ale dużo też paniki – później nie ufam nawet pediatrze.

    Niech mi ktoś wyłączy internet.

  3. Kasia pisze:

    Do czerwca 2016 nie miałam fejsa Bloga uwielbiam Bez komputera wytrzymam kilka dni. Ale mam mniej okazji do kontaktu z ludźmi niż inni. W poście rezygnuje ze słodyczy bo chce się wytaszczyć na wakacje

  4. Winter pisze:

    Powodzenia Dorotko. Ja aby zrezygnować z czegoś, muszę mieć najpierw konkretny cel pozytywny wyznaczony. Czyli np nie oglądam serialu a ten czas poswięcam na lekturę Pisma św. Rezygnuję z alkoholu czy słodyczy i co tydzień konkretną kwotę zaoszczędzoną wrzucam do domowej puszki i na koniec wlk postu przekazuję na jakiś charytatywny cel. Muszę mieć konkret wyznaczony, łącznie z czasem. Owocnego Wielkiego Postu nam wszystkim życzę. Uwielbiam ten czas. Też mamy tę zdrapkę 🙂

  5. Mirielka pisze:

    Moją obecność na blogu masz zagwarantowaną, a jeśli dzięki nieobecności na FB będzie więcej notek tu, to ja się bardzo cieszę 🙂
    FB w zasadzie nie używam, na ulubione blogi zaglądam, bo nich pamiętam a MbL kupiłam dzięki notkom z blogów (u Ciebie i Krusz). Więc bez FB da się żyć 🙂

  6. kolorki pisze:

    Tak się zastanawiałam, skąd ta potrzeba… no to już wiem;) Nie mam problemu z porzucaniem fejsa, podczas wakacji zupełnie dobrze radzę sobie bez internetu, więc nie mam potrzeby próbowania na taki czy inny okres czasu, kiedyś w konkretnym celu odcięłam się od farmy na fejsie i to było wyzwanie;) bo siedziałam na niej godzinami;)) ale jak powzięłam decyzję, tak zrobiłam i nic się nie stało;) żyję!! A fejsa ostatnio uwielbiam za grupę sprzedażową mam z O. – sprzedałam tam tony rzeczy po Młodszej 🙂

  7. Jagoda pisze:

    Tak czytam i czytam i się zastanawiam… naprawdę nikt nie chce zdrapki? Ja jestem chętna! 🙂 Co prawda post trwa od wczoraj, ale jakby już zdrapka do mnie dotarła to zawsze można nadrobić i jednego dnia zdrapać kilka okienek 😉
    Pozdrawiam

  8. basik pisze:

    Dorotko,
    bez FB można żyć i ja jestem tego bardzo dobrym przykładem. Nie zauważyłam żebym bez FB narzekała na brak znajomych – jak ktoś chce sie ze mna skontaktować to znajdzie ten czy inny sposob i odwrotnie. FB do życia mi nie potrzebny, a jak widac na twoja strone zagladam codziennie wyczekujac nowego wpisu.
    Trzymam kciuki za powodzenie twojego postanowienia, a jak juz wytrwasz ten czas to sama stwierdzisz że nie jest ci do niczego potrzebny.
    Pozdrawiam ze słonecznych Ząbek

  9. Marta pisze:

    Podziwiam i życzę wytrwałości. Ja zbieram się do tego kroku i zebrać się nie potrafię. W pracy trzeba wrzucić post z tym, co dzieje się w placówce, recenzja na blogu? Ok, ale trzeba jeszcze powiadomić na FB itp. Wchodzę więc rano do kawy i tracę poczucie rzeczywistości. Czas przecieka przez palce. Owszem, zdarzają się mądre treści, ciekawi ludzie… tylko jak to wszystko oddzielić od tony chwastów?

  10. Aleksandra pisze:

    Także pochwalam i zachęcam!
    Nieco ponad rok temu rozłożyła mnie paskudna grypa do tego stopnia, że przez kilka dni nie miałam siły wziąć do ręki telefonu – a co dopiero zajrzeć na fb, w jakim to celu po telefon sięgałam. Po tygodniu zorientowałam się, że przymusowy internetowy detoks (nie zaglądałam przez ten czas nigdzie) zrobił mi bardzo dobrze na zdrowie psychiczne! Fizycznie dochodziłam do siebie jeszcze parę tygodni. Przemyślałam sprawę i od tamtej pory nie wchodzę na fb 🙂
    I nie zamierzam. Jedyny jego aspekt, który był dla mnie przydatny, to kontaktowy. Z drugiej strony, od 12 lat mam ten sam nr telefonu i adres e-mail. Zatem znajomi powinni mnie namierzyć bez problemu, a nieznajomi szczęśliwie nie muszą.

  11. Krusz pisze:

    Bardzo, bardzo wartościowy krok. Mogę dla dodania animuszu podzielić się własnymi spostrzeżeniami. Tak samo jak Ty mocno ograniczyłam ilość obserwowanych osób i stron, na FB trzyma mnie tylko fakt, że maniacy fotografii tam informują o kolejnych zlotach.
    A zatem: efekt odstawienia był zaskakująco krótkotrwały. Po kilku dniach nawet nie myślałam o wejściu na FB. Moje życie znacząco się uspokoiło, jestem też znacznie milsza i mniej nerwowa. To dlatego że przestałam sobie pakować do głowy szit, informacje bzdurne, niepotrzebne, nieprawdziwe i naszpikowane negatywnymi emocjami. Mam znacznie więcej czasu, ale to oczywiste 🙂
    Kolejnym krokiem było zlikwidowanie fanpage’a bloga na FB i to przyniosło gigantyczne poczucie wolności. Serio. Od razu odpowiem, jak zlikwidowanie fanpage’a wpłynęło na odwiedziny na blogu. Wcale. Tak, wcale. Po prostu najwięcej osób odnajduje mnie w wyszukiwarkach, ot co.
    Zaglądając na FB miałam wrażenie tłumu i hałasu. Jakby wszyscy mówili na raz. Teraz wreszcie jest cisza. Codziennie gratuluję sobie podjęcia tej decyzji.
    Na tę notkę trafiłam przez czytnik RSS, bo w ten sposób odwiedzam moje ulubione blogi. Co więcej, nic mi nie umknie, żadne statusy nie znikają. Trwaj w poście, zachęcam gorąco. Po sobie widzę, że warto.

    • Dorota pisze:

      Dziękuję, Krusz! Tej nocy śniło mi się, że na fejsie czeka na mnie kilkanaście nowych wiadomości i setka powiadomień 😉

Skomentuj Marta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*