Mąż zaniemógł. Postrzyknęło go. Leży jak kłoda, bo każdy ruch boli pioruńsko, przemieszcza się tylko do toalety, zgięty w pół, przytrzymując się ścian. Ale przemieszcza się, udowadniając, że siła ducha ponad słabością ciała stoi. Howgh.
Oglądałam jedną z prób powstania z łoża boleści o ciemnym świcie. Ciekawa byłam, ile czasu zajmie mu przebycie przedpokoju, ale nim dotarł do progu dużego pokoju (od łóżka do drzwi nie ma więcej jak metr), porzuciłam obserwację, bo była 5.30 rano, a z pokoju dzieci dobiegały łomoty i wyzwiska. To Wojtuś próbował wyrzucić z łóżka Michasia, śpiącego snem spracowanego drwala. Wczoraj Wojtuś zasnął z tatusiem na kanapie, więc poszłam spać do łóżka Wojtusia, ale nie cieszyłam się zbyt długo rozkoszną samotnością, bo przyszedł do mnie Michaś. Po 5.00 rano Wojtek wrócił do łóżka i najpierw wprasował się między nas i leżeliśmy tak przez ileś tam ciemnych minut we troje na materacu o rozmiarach 70×160 cm, ja z plecami wprasowanymi w drabinkę, wiodącą na górny, zimny i opuszczony pokład łóżka, w ciszy dziecięcych oddechów kontemplując pośmiertny los sardynek w puszce, a po chwili, gdy wyszłam napić się wody, najmłodszy zapragnął odzyskać terytorium od brzegu do brzegu, od krańca do krańca, od morza do morza… A nie, od morza do morza to jednak nie. Ale powiem Wam tylko, że nie na darmo jego imię wywodzi się od walecznych wojów. Michaś, zaprawiony w licznych bojach, skapitulował.
Nie zdążyłam zmrużyć oka, gdy rozległ się sygnał pobudki z pokoju Piotrusia. Wstałam o 6.30, wyprawiłam pierworodne dziecko do szkoły (strasznie się rozbisurmaniło w tym roku szkolnym; w ubiegłym ogłosiłam, że piątoklasista do szkoły ma wyprawiać się samodzielnie i sam wstawał rano i robił sobie śniadanie i kanapki do szkoły – naturalnie głośno pomstując na okrutny los, bo NIKT nie musi, i WSZYSTKIM mamy robią, i ciesz się Michał, bo za dwa lata też będziesz musiał sam – ale odkąd pracuję poza domem, rano wstaję gotować obiad, więc przy okazji i śniadanko i kanapeczki dla synusia machnę) i dotarło do mnie, że Mąż zostaje w domu!!! Houston, mamy problem! Piotrusia planowałam zapchać ruskimi, które zawsze mam upakowane w zamrażarce jako obiad ostatniej szansy, a które Piotruś już umie ugotować sobie sam, tyle że przy tym notorycznie zalewa kuchenkę. Zdradziłam mu ostatnio sekret „Jak nie zalewać świeżo umytej przez matkę kuchenki wodą z pierogów”.
– Jak wrzucisz pierogi, to nie zakrywaj garnka pokrywką.
– Trzeba zakrywać! Inaczej jest nieekologicznie! – oburzył się syn.
– To nie zakrywaj do końca.
– Ale w pokrywce jest taka mała dziurka na odprowadzenie pary.
– Ale za mała.
– E tam, za mała.
– To stój przy nich, jak się gotują.
– Mhhmm.
Już to widzę, jak będzie stał.
Mąż pierogów nie jada z uwagi na zbyt dużą ilość ciasta, od którego się tyje, więc usmażyłam o świcie stos naleśników. Które, jak wiadomo, nie mają żadnego ciasta i od których się nie tyje. Zapach rozbudził ślinianki małżonka, który do śniadania poprosił naleśniczka.
– Jednego? – spojrzał na mnie zgorszony, gdy podałam.
Dołożyłam drugiego.
– Tylko dwa? I jakoś mało dżemiku… Co to w ogóle za dżem?
– Ten, który sama robiłam.
– Smak też tracę. Ale jeszcze bym zjadł.
– To co będziecie jedli z Piotrusiem na obiad?! – zatrwożyłam się, bo Michałek na deser po śniadaniu zaordynował sobie dwie sztuki z syropem klonowym, kolejne dwie sztuki zapakowałam sobie do pracy i dumny stos okryty ściereczką zmalał drastycznie.
– Zamówimy pizzę*, tylko zostaw jakąś kasę – odpowiedział lekko.
Że ja rano na to nie wpadłam, zanim przy patelni stanęłam!!!
——————————————————
*Pizza, jak wiadomo, jest podstawowym produktem spalającym kalorie.
Mąż jednej pani opowiadał z lubością, że bardziej kocha ją wtedy, kiedy wracając z pracy kupi mu kebaba, niż kiedy ugotuje mu obiad :)))
Faceci :-))))))
U nas „boguduchawinne” naleśniczki też na cenzurowanym, ale ziemniaki smażone na głębokim oleju z dwoma jajami i połową pętka pikantnej kiełbasy w plastrach to już danie dietetyczne. I pełne witaminy F… jak fryty. 🙂
A na którą Ty do tej pracy idziesz, że dasz radę obiad z rana machnąć???? Ja bym musiała koło 4 się zwlekać!
Nie wychodzę wcześniej, niż o 9.00.
Fantastyczny wpis
U nas mama preferuje ekonomicznie. Gotujemy dużo w tygodniu. A potem wyjadamy lub mrozimy. jedzenia jest tyle że ja i brat. Jako jedyni jedzący obiad, codziennie nie dajemy rady. A potem pada sakramentalne, No i czemu nic nie jecie?
No proszę – a ja kombinowałam co dziś na obiad 😉 Mój wiecznie odchudzający się mąż też z chęcią zje… 😉