Odkąd napisałam „Mamo dasz radę!”, dobrze wiem, jak wielka jest dysproporcja między czasem, który autor spędza pracując nad książką, a tym, który czytelnik poświęca na jej przeczytanie. Rzecz dotyczy oczywiście książek dobrych i świetnych, które powstają po kilka miesięcy, a czytelnikowi lektura zabiera najwyżej dwa wieczory.
Starałam się bardzo, by „Siły niższej” Marty Kisiel nie połknąć za jednym zamachem. Szkoda byłoby ją po prostu, excusez le mot, przelecieć, bo ogromny urok tej powieści tkwi w języku, jakim została napisana. Smakowanie pojedynczych zdań, błyskotliwych metafor, skrzących się genialnym poczuciem humoru opisów to przyjemność równie duża, jak śledzenie samej historii.
Co do opowieści, którą snuje dla nas Ałtorka (pisownia oryginalna), to „Siła niższa” jest kontynuacją bestsellerowego „Dożywocia”, opowieści o cholerycznym pisarzu, który odziedziczył wiekową willę wraz z jej mieszkańcami nie całkiem z tego świata. Perypetie ludzi i aniołów, widm i innych postaci podglądałam z radością i wzruszeniem, ze śmiechem i przez łzy. Jest w tej książce tyle ciepła i serdeczności, że rozgrzeje nawet w największe mrozy. I powieść niby fantastyczna, a tak bliska naszej rzeczywistości. Młode matki, a także niemłode matki małych dzieci, szczególnie te świeżo upieczone, poczują silną jak żeglarska lina więź z Carmillą, odnajdą w „Sile niższej” kawał swojego życia i odkryją, jak w prosty sposób sobie pomóc. Każda kobieta prowadząca dom zamarzy o aniele z miotełką do kurzu i ośmiornicy z zacięciem kulinarnym. Każdy, kto chciałby prowadzić własny biznes, a nie ma pomysłu, pozazdrości olśnienia Romańczukowi. I może nawet się zainspiruje?
„Siła niższa” sprawiła, że moje dwa kolejne wieczory nabrały wyjątkowych kolorów i smaków. Próbowałam dzielić lekturę na więcej kawałków, ale nie mogłam, no naprawdę nie mogłam, choć co parę stron wracałam do tych już przeczytanych, żeby jeszcze przedłużyć tę czytelniczą przyjemność i jeszcze raz ponapawać się którymś ślicznym, literackim obrazkiem.
Marto Kisiel, dziękuję. I proszę o jeszcze.
Marta Kisiel, Siła niższa, wydawnictwo Uroboros, Warszawa 2016.
A tu trochę prywaty:
Dzięki Dziewczyny za inspirację. I za zarwaną nockę 😀
Mam tylko nadzieję, że Legimi odpala coś Ałtorce za udostępnianie Jej dzieł w swojej bibliotece.
Jeszcze nie skończyłam, ale też juz mi żal, że tak mało do końca zostało 🙁
Uwielbiam Licho. I Romańczuka. I Salomeę. A tu buuuuuuuuuuuu. Za mało Licha w Lichu:(
Krusz, której bloga zaczęłam czytać, będąc w pierwszej ciąży, chce teraz czytać moją książkę?
Patrz Pani, jaki świat jest zaskakujący! 🙂
Ałtorko, padam na kolana, by wyrazić moje uznanie dla Twego talentu. Mam to samo, co Dorota, żal czytać za szybko, a wolniej się nie da.
Zaraziłam swą miłością już niejednego i każdy wraca do Ciebie z wielką przyjemnością!!!
DZIĘ-KU-JE-MY!
A „Nomen omen” przeczytany?
Oczywiście!! Uwielbiam wrocławskie klimaty 🙂
Dobra, odpisuję do listy 🙂
Pożyczyć Ci? 🙂