Między świętami a Nowym Rokiem na horyzoncie zabłysła z mocą zorzy polarnej szansa, że Sylwestra spędzimy bez dzieci. Moja święta, godna kanonizacji za życia Mama, zgodziła wziąć pod skrzydła całą trójkę. Juhuhuhuhuuuuu!!! Ale tu wkroczył Mąż…
– Jak to, Wojcia chcesz zostawić?! – popatrzył na mnie jak na matkę wyrodną, która właśnie wyraziła głośno chęć porzucenia noworodka pod mostem.
– Nnno, Piotruś miał półtora roku, jak został z dziadkami, gdy pojechaliśmy na parapetówkę do Magdy i Pawła… – mruknęłam, zaskoczona oporem.
– Piotruś może i tak, ale Wojtuś?!
Stanęło na tym, że opiekę nad Wojtusiem przejmie tatuś, a ja w spokoju przygotuję sylwestrową imprezę.
Sylwestra co roku spędzamy w tym samym gronie, zmienia się tylko otoczenie, a i to nie bardzo, bo albo schodzimy do sąsiadów na parter, albo sąsiedzi wychodzą do nas na trzecie piętro. Co roku jest miło, dowcipnie, przyjemnie, smacznie i blisko do domu. Rewelacja.
Mąż przykładnie zajął się dzieckiem, a ja w spokoju i przy dźwiękach Trójki szykowałam kolejne dania:
- śliwki w boczku,
- sałatkę z gruszką, awokado i pomarańczą
- sałatkę z fetą i żurawiną
- paszteciki w cieście francuskim
tartę ze szpinakiem i gorgonzolą - oraz liczne drobne koreczki i kęski.
Sylwestrową nocą, gdyśmy bawili się na całego, o 22.15 Wojtuś poszedł do swojego pokoju, przebrał się w piżamę, poczytał sobie przed snem, poprosił, by mu zgasić górne światło i o 22.30 spał już snem sprawiedliwego, nieczuły na huki, wystrzały i gwizdy petard tuż za oknem. Wstał po 8.00 w Nowy Rok, dając matce i ojcu szansę na godny poranek.
Taki to Wojtuś!
Czwarte urodzi Ci się samo!!!
Rewelacja!