Co wyświetla się Wam przed oczyma duszy, gdy myślicie: zimowy spacer? Jako niepoprawna romantyczka widzę natychmiast niebieskie niebo, skrzący śnieg, oszronione drzewa, czapy śniegu na dachach i płotach, a potem parującą herbatę w dużym kubku… Aż mam ochotę postukać się palcem w czoło. Naprawdę, jako matka trójki dzieci mogłabym być większą realistką. Oto życiowa zimowo-spacerowa scenka rodzajowa.
– Chodź, zrobimy siku przed wyjściem.
– Nie.
– Jest zimno, jak będziesz siusiał na polu, tyłek ci zmarznie, jak ostatnim razem.
– Nie.
– Na pewno nie?
– Nie.
Jak wiadomo, nie można sadzać dziecka na nocniku na siłę, bo potem nocnik będzie się kojarzył z narzędziem przymusu. OK, nie to nie. To zakładam mu:
rajtuzy,
skarpety,
spodnie narciarskie (zapinane na zamek po całej długości jednej nogawki),
buty,
bluzę,
chustkę na szyję,
czapkę,
krem na buzię,
rękawiczki,
kurtkę.
I ubieram siebie, błyskawicznie, żeby maleństwo się nie spociło.
I wtedy, oczywiście….
– Mamo, siku, siku, siku!
Zdejmuję mu szybko:
rękawiczki,
kurtkę,
spodnie narciarskie (zapinane na zamek po całej długości jednej nogawki),
zsuwamy rajtuzy i majtki,
sadzam na nocnik…
… który parzy!
– Nie, nie siku!!
I wije się jak piskorz, ja cała upocona w pełnym rynsztunku (bo nie zdążyłam się rozebrać) trzymam go mocno, żeby głową nie przywalił w ścianę, nocnik, celnie kopnięty bucikiem ze srebrną śnieżynką (dopiero po lekturze paragonu okazało się, że kupiłam buty dziewczęce…) leci przez przedpokój.
Nie przymuszam. Może przykład podziała.
– A mamusia zrobi siku (od tego wysadzania na nocnik, pytania, czy mu się chce, czy na pewno nie, a może jednak, ciągle chce mi się siku).
– Nie.
Nie to nie. Zgrzytając zębami, bo dobrze wiem, że nim dojdziemy do zakrętu, będę zdejmować wszystkie warstwy i wystawiać cauda syneczka najdroższego na mróz i wiatr, zakładam mu:
rajtuzy,
spodnie narciarskie,
rękawiczki,
kurtkę…
Wychodzimy z domu, nie dochodzimy nawet do zakrętu…
– Siku, siku, siku!
Odsuwam zamek od kurtki, żeby odsunąć zamek od spodni, a potem wyłuskać spod reszty odzieży to, co wyłuskać trzeba, dziecko się wije, bo zimnymi rękami dotykam je w ciepłe ciałko, ja kombinuję, jak to zrobić, żeby przy okazji nie obsikało sobie butów i kombinezonu, o matko i córko!…
Teorię o tym, że bycie chłopcem jest takie praktyczne, w zimie należy między bajki włożyć. A moją wizję romantycznego spaceru będę uskuteczniać na emeryturze, nim nastaną wnuki.
Bardzo ciekawy artykuł ! Aż miło się czyta …
Czy już wspominałam, jak bardzo nienawidzę zimy mając roczną oraz dwu i pół letnią córeczkę? Kurtki, kombinezony, rajstopki, bodziaki/bluzy/bluzeczki, szaliki, szaliczki czapki, butki wiązane (bo na ten rozmiar spóźniłam się na inne (!!!!), rękawiczki – to naprawdę tylko cztery rączki a nie 44? I wózek jeden szczęśliwie, ale w domu stojący w kałuży piasku i wody… Ja – ja w sumie jak je ubiorę to mogłabym w bluzie i kapciach na ten spacer wyskoczyć. Jak się już wytoczymy wszystkie względnie ubrane i okryte, to po przejściu do najodleglejszego punktu spacerowego zawsze jest „mamusiu siusiu siusiu szybko!” albo lepiej „kuupa!” Kiedy będzie to lato… Nie wspomnę, że u dziewczynki nie wystarczy mały sprzęt na wierzchu… Z pozdrowieniami dla matek – zimowych bohaterek spacerowych 🙂
🙂
A u mnie jeszcze…
Dzieci 11 i 7 lat, przed wyjściem proszę żeby zabrali wszystko co chcą zabrać, napili się, wysikali, ogólnie ogarnęli się.
Twierdzą, że wszystko zrobione.
A już w samochodzie, w garażu…
kiedyś: „pić mi się chce” wrrr
teraz: „wody jakiejś to nie mamy?? pytam tylko”
😀
Miłego dnia i udanych spacerów.
To chyba trzeba przyjąć jako dogmat, że pić i sikać zawsze się chce tuż po wyjściu z domu 🙂
Gdyby to się zdarzyło matce jedynaka, to jeszcze rozumiem… Ale gdzie doświadczenie? Gdzie mądrość nabyta przez lata wielodzietności? – Tak sama sobie wyrzucam, gdy tysięczny raz daję się wpędzić we wnyki założone przez kolejnego cwanego przedszkolaka. Dziewczyny, czy nam się przy porodzie coś odkleja w mózgu? Jakiś płat odpowiedzialny za trzeźwe myślenie i zachowania asertywne?
Gdyby mój mózg był taki, jak przed dziećmi, to przecież bym ich pozabijała.
True.
Oraz:
– Mamo, siku!
– O matko i córko! Znów chcesz siku? Przecież pytałam w domu tysiąc razy! Musimy wracać! Wytrzymasz? Dziewczynki, ale szybko, szybko, biegniemy do domu!
-Mamo, ale ja tylko mówiłam, że pies tu zrobił siku. Zobacz, jest żółta plama na śniegu…
Na moje rozpaczliwe „przecież pytałam w domu tysiąc razy!!!” do dziś słyszę pełne godności: „ale kiedy pytałaś, to mi się jeszcze nie chciało!”
Ciesz się, że nie spacerowałaś z dziewczynką….
Oczywiście, że się cieszę 🙂
Samo życie. Zdarza się zwłaszcza, kiedy o okolicznościach przyrody możesz powiedzieć „stepie szeroki” 🙂
Klasyka gatunku.