46 stron czarnej rozpaczy, czyli Żuczek czyta lekturę

Gdyby ktoś mi powiedział, że liczący nędzne 46 stron „Anaruk chłopiec z Grenlandii”, cieniutka książeczka należąca do żelaznego kanonu lektur dla szkoły podstawowej, może wywołać tyle gwałtownych uczuć, w życiu bym nie uwierzyła. A jednak.

Uprzejmie informuję, że wszelkie podobieństwo do osób występujących w rzeczywistości jest zupełnie przypadkowe.

anaruk880

Na początku roku szkolnego, gdy wszyscy otrząsnęli się z pierwszego szoku, Mama Żuczkowa zaczęła gonić Żuczka do czytania lektur. Na pierwszy ogień poszły trzy dowolnie wybrane baśnie pióra pana Andersena. Żuczek bohatersko przeczytał „Len”, choć „Księżniczka na ziarnku grochu” bardzo kusiła, bo była najkrótsza. Żuczek mężnie oparł się pokusie. Następnie dzielnie opisał „Len” w dzienniczku lektur i miał nadzieję, że odpocznie przez miesiąc. Nic z tego. Następnego dnia zła matka kazała czytać drugą baśń.

Żuczek walczył dzielnie, płyny ustrojowe tryskały obficie, ale Mama Żuczkowa nie odpuściła. Stłamszony i nieszczęśliwy Żuczek przeczytał „Księżniczkę na ziarnku grochu” i opisał ją w dzienniczku lektur. Trzecią baśń („Krzesiwo”) Żuczkowi przeczytała Niania Żuczątka dwa dni później, gdy osiwiała Mama udała się wypracować przypadającą na nią część PKB.

Ledwo Żuczek skończył „Baśnie” Andersena, Mama Żuczkowa, która nie wiadomo skąd zdobyła informacje na temat listy lektur, zaczęła go nękać „Dziećmi z Bullerbyn”. Kusiła, namawiała, opowiadała fragmenty, przypominała, jak to czytała Żuczkom tę książkę kilka lat temu i wtedy oba recytowały z pamięci imiona bohaterów, ale synek pozostawał niewzruszony. Opierał się tak przez tydzień, aż w końcu wypsnęło mu się, że teraz Pani kazała im czytać „Anaruka chłopca z Grenlandii”.

Mama Żuczkowa odetchnęła, bo wiedziała dobrze, jak odstręczająco działają na Żuczka grube tomy, a ten „Anaruk” przyjazny taki, godzinka czytania i po robocie. O, jakże się srodze pomyliła!…

Najpierw Żuczek przez tydzień nie mógł trafić do biblioteki. Ciągle coś mu wypadało, stawało na drodze, uniemożliwiało, blokowało, plątało nogi, myliło kierunki, mgłę rozpylało – ni mniej ni więcej, tylko wszystkie siły sprzysięgły się przeciw niemu. W końcu limit przeszkód się wyczerpał i Żuczek przyniósł książczynę. I od razu ją zgubił. Mama Żuczkowa zacisnęła zęby i odszukała nieszczęsnego „Anaruka” (o którym nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że okaże się aż tak nieszczęsny) wśród hałdy papierzysk i stosu klocków na biurku. Wręczyła lekturę synkowi i przykazała, by przeczytał trzy strony.

Żuczek usiadł, wziął Anaruka, czternaście razy westchnął ciężko i przeczytał trzy strony. Z których nic kompletnie nie zapamiętał. Więc Mama poleciła mu przeczytać jeszcze raz. Żuczek, na skraju focha, przeczytał i odpowiedział na zadane pytanie. Ufff.

I tak upłynął poranek dzień pierwszy.

Drugiego dnia Żuczek przeczytał kolejne trzy strony. Z których oczywiście nic nie wiedział, bo przecież myślał tylko o tym, co będzie robił, jak wreszcie zakończy tę gehennę. Więc Mama poleciła mu przeczytać jeszcze raz. Żuczek, na skraju focha… itd.

I tak upłynął poranek dzień drugi.

Potem książka znowu zaginęła, Mama Żuczkowa, specjalistka od znajdowania wszystkiego, znowu ją znalazła, minęły dwa tygodnie, w tym jeden z długim weekendem, a Żuczek nie wyszedł poza pierwsze sześć stron i każdą sugestię, że czas się wziąć za czytanie, zbywał pomrukami, zarazami, zachwilami i potemami.

Mama Żuczkowa dostała szału. Zapowiedziała, wzorem niedoścignionego Kononowicza, że niczego nie będzie! Telewizji, komputera, kolegów, nic, nic, nic, wielka czarna dziura, dopóki „Anaruk” nie zostanie przeczytany. Howgh.

– …Mać, mać, mać – odpowiedziało z przyzwyczajenia echo.

Siła nieczysta miotnęła Żuczkiem, cisnęła go o dywan, kazała rzucać wyrazami i nieszczęsnym „Anarukiem” po pokoju. Czytelnik z przymusu tryskał łzami, smarkami i potem (przedtem w sumie też), aż usiadł i zaczął czytać.

Po kilku stronach znów wpadł w spazmy, że to tyyyyyyle stron i on nie daaaa raaaady!…

I tak upłynął poranek i dzień… ciężko powiedzieć, który.

Po nim jednak, z nieubłaganą logiką Wszechświata, nastał kolejny dzień. Mama Żuczkowa obudziła się w nastroju nieugiętym i bojowym. Dziś albo nigdy, powiedziała sobie, przygotowując śniadanie dla ukochanych bliskich, i tego będę się trzymała. Twardo. Gdy Żuczek poprosił o pozwolenie na partyjkę w Minecrafta, powiedziała, że owszem, ale po przeczytaniu „Anaruka”.

Rozpętała się burza. Wycie (wichru, naturalnie) słychać było na sąsiednim osiedlu. Mama Żuczkowa dowiedziała się o sobie wielu różnych rzeczy, bez znajomości których żyło się jej całkiem nieźle. Przyjęła to na wątłą klatę i zajęła się przygotowaniem obiadu. Żuczek, wkurzony na maksa, że jego mega foch nie przykuwa uwagi, wyszedł do swojego pokoju trzaskając drzwiami.

Wrócił po chwili, spokorniały, przeprosił za swoje zachowanie i zasiadł do lektury.

Zajęło mu to jakieś 30 minut, nie więcej.

30 minut przerywane liczeniem, ile jeszcze stron do końca.
30 minut przerywane jęczeniem, że nie da rady.
30 minut narzekania, że nie umie czytać.

Kiedy wreszcie skończył, Mama Żuczkowa popłakała się ze szczęścia i ulgi. Wcześniej też się popłakała (Żuczek czytał na głos) nad prostolinijnością Eskimosów i wrednym białym człowiekiem, które zabrał piękne lisie skórki, gromadzone przez dwie zimy, zdobywane na mrozie, a w zamian dał mieszkańcom grenlandzkiej wioski starą, zepsutą strzelbę. Miała nadzieję, że dostał parchów na głowie, pypci w gębie i czyraków na dupie. Oraz hemoroidów w głębi.

– Żuczku, Żuczku! – łkała spazmatycznie Mama Żuczkowa – teraz jeszcze tylko dwa tygodnie histerii przy wpisywaniu „Anaruka” do dzienniczka lektur, i będziesz mógł czytać „Dzieci z Bullerbyn”!

I wtedy dopiero będzie się działo, hej!

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi:

16 comments on “46 stron czarnej rozpaczy, czyli Żuczek czyta lekturę
  1. Gosia pisze:

    Poczekaj do klasy IV….tam jest cud malina książka ” Bracie Lwie serce…. Astrid Lindgren, tak tej od ” Dzieci z Bullerbyn”, ale w całkiem innym klimacie, gdzie na drugiej stronie umiera dziecko, i ogólnie trup pada gęsto.Dowiesz się również że umrzeć można kilka razy…Jedyne 300 stron.Moje dziecko przepłakało całość książki.Faktycznie dobra lektura dla dziesięciolatków…..

    • Dorota pisze:

      Czytałam, to piękna ale faktycznie za trudna książka dla dzieci, dla mojego starszego syna najtrudniejsza była w niej kwestia samobójstwa – jak można popełnić samobójstwo?

  2. Katarzyna pisze:

    Czemu opisywane jest MOJE dziecko??? Skąd wiesz Żuczkowa Mamo jak u nas wygląda czytanie lektur? Jak u nas wygląda czytanie czegokolwiek, od etykiety na słoiku aż po nieszczęsnego Anaruka, którego to syn będzie przerabiał niebawem?

  3. mamaAsi pisze:

    Jest na to rada. Całe życie czytałam wszystko, co kazała szkoła wcześniej,i z przyjemnością, zanim mnie do tego zmusili. Tym sposobem działam na swoją progeniturę. Warunek jest jeden, trzeba kochać czytać i cierpieć, kiedy nie można czytać. Obie spełniamy.
    Niestety jest i mankament. Nie dotyczy poezji;)

  4. kwiatkowska pisze:

    hmm, a jakbyś powiedziała, że tej książki pod żadnym pozorem nie wolno czytać? Zakazane nie okazałoby się kuszące?

  5. Monia pisze:

    Po lekturze Anaruka przestałam się dziwić, że dzieci nie chcą czytać. Odruch wymiotny wzbudziły we mnie w sumie wszystkie lektury w klasach 1-3. „Moje dzieci” przeżywały szok w starszych klasach, że istnieją fantastyczne książki, które mogą być lekturą, że muszą czytać te Pucki przedpotopowe, przaśne wypociny o trzodzie czarnej, bo polskiej szkoły nie stać na zakup dwudziestu kilku egzemplarzy książki.Nie można wysłać dzieci do biblioteki, bo nawet w naszym wielkim mieście wędrując po wszystkich oddziałach nie zbierzesz np. 25 egzemplarzy danego tytułu.Chcąc przygotować uczniów do Wojewódzkiego Konkursu Humanistycznego trzeba kupić sobie książki i pożyczać uczniom lub liczyć, że rodzice się zaangażują i nabędą sami, lub lojalnie uprzedzić dzieci, że kto pierwszy w bibliotece lepszy.( i też nie gwarantuje sukcesu, bo czasem na dzielnicę przypada 1 sztuka danego tytułu )Smutna ale prawdziwa… promocja czytelnictwa.

  6. Gosia pisze:

    Płaczę :’)

  7. Dorota pisze:

    Dobre!Moj syneczek tez czasem tak ma:) U nas(szkola w USA)trzeba czytac minimum pol godziny dziennie.Dzieci dostaja wydrukowana kartke na ktorej trzeba wpisac jaki sie ma cel czytelniczy na dany tydzien,ile minut sie czytalo,ile stron,jaka ksiazka,autor.Z drugiej strony kartki sa przerozne pytania na temat ksiazki.Dziecko pod wszystkim musi sie podpisac,rodzic tez.W poniedzialek sie oddaje do pani i dostaje nowa kartke.W wakacje biblioteki publiczne organizuja konkursy czytelnicze(nie tylko dla dzieci) i jak sie przeczyta okreslona ilosc ksiazek to sie dostaje koszulki.Inny kolor kazdego roku(potem fajnie jak sie widzi w okolicy ludzi w tych samych koszulkach).Dostaje sie kupony na darmowe pizze i takie tam rozne.Jesli cala rodzina przeczyta okreslona ilosc ksiazek to sie dostaje bilety do kina.Trzeba przyjsc cala rodzina do biblioteki w tych koszulkach bo robia zdjeci,ktore pozniej jest na stronie biblioteki.

  8. Aste pisze:

    Skąd ja to znam u nas największym fochem rozpoczęła się znajomość z „W pustyni i w puszczy” (jedna z moich ukochanych książek- podróż i King i latawce), i w zasadzie co lektura to słyszę: że to z pewnością będzie nuudne, że kiedy ona to przeczyta taaakie grube i pewnie znowu nie fantastyczne. Z wszystkich lektur tak naprawdę jedynie Narnia jej się podobała cała reszta męczona straszliwie- dobrze że poza lekturami lubi czytać.

  9. Magda pisze:

    u nas to samo….

  10. kolorki pisze:

    Wszystko przede mną 🙂 szczęśliwie dopiero za kilka lat 😀
    Ucałuj Żuczka 😀

  11. Agnicha pisze:

    Chuda,
    Ty sadystko:)

  12. basik pisze:

    U nas Pani w drugiej klasie, twierdząc że dzieci słabo czytają, wprowadziła kartę czytelniczą. Polegało to na tym,, że dziecko pod kontrolą rodzica czyta minimum 10 minut dziennie, potem wpisuje tytuł do karty, podpisuje się, a obok podpis rodzica, że kontrolował, a i musieli umieć opowiedzieć, o tym co przeczytali. Więc moja córci zaczęła chodzić prawie codziennie do biblioteki wypożyczać książki, a tam od Pani dowiedziała się że w szkole jest konkurs na najlepszego czytelnika miesiąca (10 najlepszych osób wyróżnionych na tablicy ogłoszeń i na stronie internetowej szkoły – dla malucha mega zaszczyt). We wrześniu nie dostała się do rankingu, ale od października była w bibliotece codziennie, wypożyczając maksymalną ilość książek na kartę (czyli po 3 dziennie), nie były to jakieś tomy, a 20 – 30-to stronicowe opowiastki – zdarzały się dni, że biblioteka była za daleko i nie chciało się tam dotrzeć. Rok skończyła z ilością 252 książek na koncie, pierwszym miejscem wśród uczniów klas 1-6, a jej klasa z początkowego 16 na 25 klas była na pierwszym.
    W tym roku Pani kontynuuje kartę czytelniczą, z tym że muszą czytać minimum 20 minut.

    Chyba Cię zanudziłam tym „chwaleniem się”.
    Pozdrawiam z zachmurzonych Ząbek

  13. ejka pisze:

    Nie rżę. Zwijam się z bólu analogicznie. Tyle że przy Mikołajku…
    Wspieram, łączę się, etc. Przetrwamy.

  14. :) pisze:

    Tez mnie bolalo, kiedy musialam czytac lektury, ktore kompletnie mi nie odpowiadaly. 🙂 W podstawowce rodzice odpuscili mi czytanie o sierotce Marysi, bo ja nie chcialam, probowali na glos mi czytac i sami nie zdzierzyli .)

  15. Krusz pisze:

    Ja wiem, że to bolesne, ale rżę 😀

Skomentuj Monia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*