Jak strzelić sobie w stopę. Poradnik praktyczny

Minął rok od ostatniego remontu naszego mieszkania. Co prawda ściany na wysokości dziecięcych łapek wyglądają, jakby to było dawniej, ale ja nie o tym. Dziś opowiem Wam smutną historię, jak to chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle.

strzalwstopefot. stevepb, pixabay.com

Remont to dość szumne określenie na to, co się wydarzyło. Było to zwykłe malowanie, połączone z likwidacją naszej sypialni i nabyciem łóżka piętrowego dla młodszych chłopców. Jakiś czas temu plany były inne: wszyscy trzej mieli się znaleźć w jednym pokoju, naszej dawnej sypialni, bo jest ciut większa od dotychczasowego pokoju Piotrusia i Michasia, a my mieliśmy się przenieść do mniejszego pokoju. W międzyczasie zaistniały okoliczności, które sprawiły, że Piotruś ma swój pokój, Michaś i Wojtuś mają wspólny, a nam pozostało madejowe łoże czyli kanapa w dużym pokoju.

I wszyscy są niezadowoleni i mają do mnie pretensje.

Rok temu okoliczności były takie:

Piotruś od dawna narzekał na konieczność dzielenia pokoju z bratem-bałaganiarzem. Roztaczał przede mną wizje, jak to mieszkając sam miałby idealny porządek, a harmonijna i uporządkowana przestrzeń miałaby doskonały wpływ na jego życie naukowe. Czy matka nie przychyli nieba pierworodnemu?

Serce mówiło TAK, przychyli, rozum NIE, nie bądź głupia, więc poszłam po radę do Męża.

– Wszystko jedno – odmruknął znad klawiatury.
– Ale powiedz, co ty o tym sądzisz.
– Rób jak uważasz.

To zrobiłam zgodnie z głosem serca.

Michałek marzył o spaniu na górze łóżka piętrowego. Odkąd myśl o takim łóżku pojawiła się w naszym domu, chłopcy każdą wolną chwilę spędzali na kłótniach, który będzie spał na górze. Czyż osobny pokój dla Piotrusia nie rozwiązywał tego konfliktu raz a dobrze? Michał góra, Wojtek dół, idealnie.

Ponadto Michał marzył o biurku. Piotruś dostał stoliczek a la biurko w spadku po ojcu, który ten skonstruował sobie, gdy pracował w domu. Kupiłam więc i biureczko dla Michałka. Ćwierć pokoju zajmuje, chociaż malutkie. Ale pokój też nie za duży i mocno zagracony. Nic nie zajmuje tyle miejsca, co zabawki małych dzieci.

Latem 2015 kupiliśmy działkę budowlaną.
– Za dwa-trzy lata będziemy mieszkać u siebie – deklarował Mąż.

Czy kobieta nie uwierzy mężczyźnie, z którym ma troje dzieci? W życiu, w końcu zna go nie od dziś, ale ja uwierzyłam, bo chciałam uwierzyć, i pomyślałam, że dwa-trzy lata na kanapie wytrzymamy.

W sypialni stało wielkie łóżko, w którym zanikło wszelkie życie, chyba nawet roztocza zdechły z wychłodzenia. Wojtek był już na tyle mobilny, że żadne wały z kołdry nie były dlań ograniczeniem i zwyczajnie bałam się, że spadnie. Spaliśmy więc we dwoje na podłodze, między komodą a łóżkiem i jakich zasieków bym nie zrobiła, i tak na każde nocne karmienie wyłuskiwałam dzieciątko spod łóżka. Mąż sypiał tam, gdzie go akurat sen zmorzył, na kanapie albo na dywanie w dużym pokoju, bardzo chwaląc sobie terapeutyczny wpływ na kręgosłup spania na miękkim dywanie rozłożonym na twardej podłodze. Zatem dalsze trzymanie tego łóżka w mieszkaniu, w którym walczyliśmy o każdy centymetr kwadratowy przestrzeni, wydawało mi się niedorzeczne. Więc je sprzedałam za symboliczne parę złotych.

Rok później sytuacja wygląda tak:

Piotruś jest zadowolony z własnego pokoju, ale przyznaje, że fajnie przed snem pogadać i powygłupiać się z bratem. Obietnice o idealnym porządku poszły w zapomnienie (tzn. ja pamiętam, ale Piotrek zapomniał).

– Ale to Wojtek i Michał przychodzą tutaj robić mi burdel! – tłumaczy się, kiedy przypominam.
– Tiaaa, szczególnie kurz na biurku ci rozsypują – odpowiadam cierpko.

Biurko Michałka wykorzystywane jest do budowania z klocków, nie wiem, czy raz jeden lekcje przy nim odrobił. Ponadto Michałek podziela pogląd Piotrka o wieczornym towarzystwie i dość często zamiast na wymarzonym pięterku sypia na podłodze u brata.

Wojtuś snuje się nocami po domu i nawet jeśli zaśnie u siebie, a mnie uda się dołączyć do Męża na kanapie, to za dwie-trzy godziny syneczek jest już u nas. A kiedy zasnę z nim na łóżku o wymiarach 70×160 cm, to nad ranem budzi się, tratując moje narządy wewnętrzne przełazi przeze mnie i idzie spać do tatusia („Tatą pać!”).

Mąż nagle zatęsknił za sypialną i darować mi nie może jej likwidacji. Co jakiś czas przypomina sobie o tym i strzyka jadem.

– Bo ty zawsze na łapu-capu, nic nie pomyślisz…
– Ale pytałam cię, co ty na to!
– Co ja na to, co ja na to, co miałem mówić, jak się uparłaś.

Ja też nie mogę sobie darować likwidacji sypialni, bo czasem położyłabym się wcześniej, zamknęła przed nimi wszystkimi, zabarykadowała u siebie, a żywcem nie mam gdzie. Poza tym wkurza mnie łóżko piętrowe u dzieci, bo ścieląc dolny poziom, uderzam głową w górny, a górny ścielę stojąc na palcach, bo jest dla mnie za wysoko.

Rok po kupieniu działki mamy już załatwione kilka spraw urzędowych, ale utknęliśmy na etapie wyboru projektu. I stoimy w miejscu i nijak nie możemy się ruszyć. Kości niezgody są następujące:

– ja chcę dwa pokoje na parterze (+ salon), na pokój do pracy i na naszą sypialnię, żebym nie musiała po schodach latać, a na górze trzy pokoje dla trzech chłopców (uważam, że jak już buduje się dom, to niech każde dziecko ma własny kąt) i łazienkę.  I dopóki karaluchy nie zaczną schodzić na dół, to ja tam wchodzić nie będę.
– Mąż uważa, że jeden dodatkowy pokój na dole wystarczy, chodzenie po schodach poprawia kondycję, a dzieci nie potrzebują osobnych pokoi, bo za chwilę wyprowadzą się z domu i po co mi te pokoje.

Jestem w stanie oddać ten drugi pokój i chodzić po schodach, ale o osobne kwatery dla dzieci walczę jak lwica, pamiętając doskonale potrzebę własnego pokoju. Mąż nie pamięta, bo wyparł. Negocjacje trwają, od czasu do czasu są zrywane, potem wznawiane, ale zasadniczo sprawa nie posuwa się do przodu.

Jeśli miałabym pokusić się o jakiś morał z tej historii, to powiedziałabym tak: rób tak, żeby Tobie było dobrze, bo i tak, cokolwiek zrobisz, ktoś będzie miał pretensje do Ciebie. A na próbie uszczęśliwienia wszystkich wychodzi się jak Zabłocki na mydle.

Quod erat demonstrandum.

Napisano w Od Rana Do Wieczora

20 comments on “Jak strzelić sobie w stopę. Poradnik praktyczny
  1. Justyna pisze:

    Hej wielkie dzięki za post !

  2. Daria pisze:

    Świetny pomysł.

  3. Ninue pisze:

    Schody to zło, więc nie daj się wypchnąć na piętro. Dwa pokoje dodatkowe muszą być, bo jak goście przyjadą, to co, w Waszej sypialni będą spać? Brakuje mi pralni i spiżarni.

  4. winter pisze:

    Jestem na podobnym etapie. U mnie jednak mieszkanie poza miastem na tym etapie życia nie wchodzi w grę. Koledzy w zasięgu 2 min komunikacja w zasięgu minuty praca 10 min autem 40 na piechotę w ostatecznosci. Nie kręci mnie bycie szoferem. Szukamy w mieście. Mankamenty – trudno znaleźć coś sensownego jak już to małe i drogie. Coś za coś. Co kto lubi. Domek za miastem w moim przypadku najwcześniej na emeryturze 🙂 Wpadkę remontową i pretensje też zaliczyłam nie tak dawno. Ale sypialnie obroniłam. Kosztem osobnych pokoi dzieci. Trudno. Mam nadzieję, że niebawem uda się nowe lokum znaleźć

  5. kg pisze:

    Chuda, poruszyłaś temat – rzekę. Co człowiek, to opinia. Będziesz miała dużo komciów :))
    No to teraz mój:
    Jak masz dylemat, czy obstawiać przy swoim i nie ruszyć z miejsca kolejne trzy lata, a odpuścić i ruszyć… no to nie wiem, może jednak niech koleżanki cię tak bardzo nie zagrzewają do walki o swoje? 😉
    Ja osobiście odpuściłabym schody, bo mi akurat żadnej krzywdy nie robią, a nawet je lubię. Zresztą dom bez schodów jest jakiś taki … nieautentyczny.
    Sypialni na dole też mogłabym nie mieć. Ani pokoju do pracy.
    Ale pokoje dzieci – tak, każde swój. Za to najlepiej małe, bo starsze dzieci potrzebują swojego kąta, a niekoniecznie przestrzeni. Dużą przestrzeń trudniej ciekawie zaaranżować, ogrzać i uprzątnąć. No i więcej jej zostaje, gdy się już towarzystwo wyniesie z domu.
    A swoją drogą… szczerze? Rozumiem dobrze (kto, jak nie ja) tęsknotę za domem, ogródkiem i świeżym powietrzem. Ale gdybym miała na stanie już prawie młodzież, nie wyprowadzałbym się na zadupie. Oni już nie będą godzinami korzystali z uroków ogródka. Będą chcieli spędzać czas po szkole z kolegami, brać dziewczyny do kina, chodzić po galeriach handlowych, włóczyć się po mieście, mieć wolność. I realizować zainteresowania. W tygodniu i w weekendy. Pracujący w domu mąż oznacza, że niczego nie załatwi w drodze do pracy lub z pracy. I osiedlowy sklepik cię nie poratuje, gdy ci znienacka czegoś zabraknie…. Wiesz, kto będzie jeździł na okrągło? Spędzisz pół życia w samochodzie.
    Wiem, ponuro wieszczę. Ale to ja. Każdego przeraża i nęci co innego. Ja zostawiłabym działkę jako lokatę kapitału na stare lata, a teraz kupiłabym większe mieszkanie w mieści, dobrze skomunikowane z centrum oraz z dużym balkonem. Balkon z duża ilością zieleni oraz hamakiem / ławeczką czyni cuda.
    Chuda, jak sobie nie ułatwisz życia, to nikt tego nie zrobi za Ciebie. Tak Ci pojadę :))

  6. Hania pisze:

    U nas prawie idealnie sprawdza sie opcja: dzieci na górze, my na dole, plus pokój do pracy też na dole. Moje dziewczyny (w wieku mniej więcej Piotrusia i Michasia) w weekendowe poranki szaleją na górze, a ja słyszę tylko ich tupanie, które zazwyczaj minimalizuję chowając głowę pod poduszkę 😉 Łazienka, pełna rozsypanych spinek do włosów, pędzelków i kubków do malowania farbami itp., też przestała być problemem – mają własną na górze. Jedyny problem sprawia nasza najmłodsza latorośl. Przyzwyczajony do spania z nami od urodzenia, w wieku 1,5 roku nadal nie daje się przekonać, do przeprowadzki, a dokładnie snu we własnym pokoju na górze. Jeśli się go nawet uda tam uśpić, po 2-3 godzinach budzi sie z krzykiem i trzeba po niego biec na gorę. W rezultacie, chwilowo się poddaliśmy i dalej sypia z nami. Nie tracę jednak nadziei, że ten stan rzeczy jest tymczasowy.
    Co do dodatkowego pokoju do pracy na dole, też sie sprawdza. Jest to nie tylko tzw. pokój „Taty” (mąż pracuje dużo przy komputerze), to też składowisko zabawek, które chcąc, nie chcąc, co rusz, znajdują się też na dole. Jak przychodzą goście, wszystko upycha się w tym pokoju, zamyka drzwi i można cieszyć się jako takim ładem i porządkiem (zakładając, ze goście nie wybiorą sie na niezapowiedziane zwiedzanie piętra 😉

  7. dorota pisze:

    Twoj pomysl jest idealny,osobny pokoj do pracy jest niezbedny i nie daj sie przekonac, ze pracowac mozna w salonie lub sypialni, bo na dluzsza mete to nie wyjdzie. Niech to bedzie chocby klitka, ale ODDZIELNA. Tak samo z pokojami chlopcow, niechby male, ale osobne, bo wspolne pokoje sprawdzaja sie tylko do czasu, a potem kazdy nastolatek bedzie chcial miec troche prywatnosci. Z wlasnego doswiadczenia podpowiem ci, ze cudem swiata jest tez osobna klitka na pralnie koniecznie na gorze w poblizu sypialni, zeby nie latac z praniem gora-dol, i jeszcze szafy w scianach miedzy sypialniami. I nie martw sie co bedzie za X lat, zawsze jest jakies wyjscie, a przez ten czas bedziesz sobie zyla w miare komfortowo. Powodzenia w realizacji planow, a mezowi za bardzo nie ulegaj, bo to w koncu TY bedziesz prowadzic ten dom (tzn. wykonywac wiekszosc domowych obowiazkow), wiec dlaczego masz narzekac na jego (nie)funkcjonalnosc?

  8. Sylwia pisze:

    a Crazy na wsi szczęśliwa a jej dzieci bardziej 🙂 każdy ma swój pokój i nie martwi się co będzie za lat 10 , obstawaj przy swoim bo masz dobry pomysł 😉

  9. kuka pisze:

    U nas wieczne spory o plan tygodnia naszych dzieciaków i to, kto kogo odbiera, i dlaczego tyle mają zajęć, i że na co komu kółko teatralne/programowanie w Pythonie/balet/bierki chińskie. I w tym roku wreszcie przełom, bo… we wrześniu po raz pierwszy usiedliśmy do planu we dwoje, łokieć w łokieć. Ustaliliśmy, co uważamy za priorytetowe, a co sobie (i dzieciom) odpuszczamy. Dwa wieczory to zajęło, ale było warto. Nacięliśmy się wprawdzie na babę od basenu, bo wynajęta instruktorka na dodatkowe lekcje pływania okazała się jakaś mało ogarnięta, ale nacięliśmy się razem, bo decyzję podejmowaliśmy wspólnie. Nie wyrzucamy więc jedno drugiemu, że uparło się na basen i teraz ma za swoje, tylko, znów wspólnie, zdecydowaliśmy, że pani trenerce podziękujemy.
    W tym roku plan tygodnia już śmiga. W przyszłym roku znowu planujemy układać go razem. Taki nowy sport odkryliśmy po 12 (!) latach małżeństwa.

  10. mamaAsi pisze:

    Nigdy, przenigdy nie wyprowadzaj się z miasta!!! żadne zadupie,tylko środek miasta, z dobrą komunikacją, ewentualnie pierwsza strefa taksówkowa. Starsi chłopcy lada moment będą ciągle gdzieś latać,na zajęcia, do szkół średnich, nie nadążysz po nich jeździć, obiad w trojakach i kawę w termosie będziesz wozić, żeby dowieźć albo odebrać jedno i cudem zdążyć po następne dziecko. Jeśli nie masz kasy na dom w centrum to siedź na miejscu. Pod żadnym pozorem nie słuchaj, że na zadupiu jest lepiej. Po minimum dwie godziny dziennie w korkach , wszędzie daleko i po każdą głupotę trzeba jechać samochodem. Tak wygląda życie w domu za miastem. A zanim się obejrzysz, to pokoje dzienne będą puste, a dziateczki rozpełzną się po świecie. I nie planuj, który syn zostanie w rodzinnym domu, bo życie weryfikuje takie plany brutalnie i okazuje się, że zafundujesz sobie nerwicę spowodowaną połową życia spędzoną w korkach, kredyty do spłacania na lata i wielką, pustą chałupę, z której wszędzie jest cholernie daleko

  11. Monia pisze:

    O dorastaniu i dogadzaniu: kupiliśmy małemu Wojtkowi łóżeczko szczebelkami-pomyślałam-po grzyba(wolał spać z nami), kupiłam łóżko z Ikei 160/90- pomyślałam bezsens- urósł tak szybko, kupiłam łóżko Ikea 200/90. Siedzę i myślę – Trzeba było kupić dwuosobowe…za chwilę przyjdzie dziewczyna i będzie chciała zostać na noc… Reasumując po jakiego czorta było tyle razy robić zakupy. Jak to się ma do Was? Ani się nie obejrzycie, jak zostaniecie we dwoje. Dzieci nie chcą mieszkać z rodzicami. Trzeba przeskoczyć myślami te kilka etapów w życiu wprzód i zastanowić się, jak ma być FINALNIE. Wy, synowe i wnuki pod jednym dachem? Jeden syn z rodziną z Wami? Czy tylko Wy? Może pomyślcie o mniejszym domu i zabezpieczcie jakąś kwotę na usamodzielnienie się młodych- typu Wasz wkład w ich M…(my drżymy na myśl o synowej jedynaczce równie zaopatrzonej, bo nasze dziecko jak osiołek z bajki Fredry będzie musiał dokonać wyboru. Ale wiesz, ze u nas jest nadmiar metrów, schodów i pięter i niedobór dzieci). Jak by nie patrzeć – też problem.

  12. moje-waterloo pisze:

    Ja tam mam schody, jak wiesz – i nie narzekam. Ale faktycznie, Prezes pracuje na dole i to jest optymalne rozwiązanie.
    Trzymam kciuki nieustannie.

  13. Ewa pisze:

    Dorotko, jak są schody w domu to zawsze się po nich łazi. Twoje rozwiązanie jest optymalne, chyba, że zbudujecie parterowy dom. I nie wierz w prozdrowotne działanie schodów, mąż swoje ale to ty się będziesz „rehabilitować” na nich a nie on.

  14. kwiatkowska pisze:

    A chłopcy pewnie nie naciskają na przeprowadzkę?

    • Dorota pisze:

      Michaś ma na wszystko wylane, a Piotruś jest bardzo zaangażowany, już zaplanował, jakie będziemy mieli drzwi do domu, bramę garażową i ile kotów 🙂

  15. Ika pisze:

    Moim zdaniem masz rację co do domu. Sypialnia na dole jest lepsza, zapewnia intymność, przy (za chwilę) trzech nastolatkach w domu to cenne. Trzy pokoje dla trzech chłopców – tak, wyprowadzą się, ale potem będą przyjeżdżali w odwiedziny, pewnie po jakimś czasie nie sami 🙂
    Podział piętra zwykle można łatwo zmodyfikować, nawet w trakcie budowy.
    Pozdrawiam!

  16. Kasia M-N pisze:

    Dorotka, schody to złooo!!! Ja miałam pomysł na strefę rodzinno-prywatną u góry a gościnną i do pracy na dole. Szlag mnie trafia jak po raz 30 muszę zejść na dół, bo czegoś zapomniałam, a rzeczy do zaniesienia do góry składuję przy pierwszym stopniu lub wieszam na poręczy, po czym i tak zapominam to zabrać jak już idę na górę.Dzieci mają swoje pokoje, dzielone wspólną garderobą, w których głównie śpią, natomiast życie rodzinne i tak toczy się przy stole w jadalni i salonie…. Jaki projekt nie wybierzesz, będzie jak zawsze;-)Wspólne postawienie i umeblowanie domu to „cement” dla małżeństwa:P:P

  17. garga pisze:

    Mamy od niedawna opcję salon plus gabinet na dole i dwa pokoje dziecięce (chłopaki razem – tak chcieli i dziewczynka swój) plus nasza sypialnia na górze. U nas nieco inaczej bo to dwa osobne mieszkania z klatką i…dzieci na górze nie chciały być nocą same. ALE.. już wiem, że lepszą, i pewnie niedługo nas czekają zmiany, opcją byłaby taka że oni na górze a my na dole. Trzymaj się swojej wersji!!!

  18. kolorki pisze:

    Nie daj się!!! Twój projekt jest idealny i nic lepszego nie da się wykombinować;) My na dole mamy tylko salon i to jest kosmicznie źle ze względu na moją pracę, ale na remont generalny nie mam sił ani kasy;)

    • Iza pisze:

      Dobrze myślisz, każde dziecko potrzebuje swojej i tylko swojej przestrzeni.
      Ja mam bliźniaczki, które od kiedy skończyły trzy lata mają własne pokoje- bo chciały.
      Szanują swoją przestrzeń i pukają do siebie nawzajem kiedy wchodzą.
      Z przemyśleń mam takie, że na dale oprócz wspólnego miejsca typu salon dobrze mieć mniejsze na gabinet , bibliotekę lub pokój gościnny.
      I jeszcze takie, że pomyśl o sobie- w moim dużym domu- nie mam swojego pokoju, bo zabrakło dla mnie miejsca 😉
      No chyba, że sypialnia, która jest wspólna.

Skomentuj kwiatkowska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*