Zaliczyłam wczoraj mój pierwszy raz z gastrologiem. Był niezwykle ciepły i serdeczny, przy tym dowcipny i emanujący urokiem osobistym. Zwracał się do mnie „pani Dorotko”, głosem czułym i dyskretnym opowiadając o tajnikach zabiegu, któremu miałam się poddać, a potem zgasił górne światło.
fot. ponce_photography, pixabay.com
I w tych nastrojowych okolicznościach odbyła się moja pierwsza gastroskopia. I daj Boże ostatnia. W poczekalni leciało „What a wonderful world”, a potem „I’m in heaven”, co uznałam za mocno niestosowne, szczególnie wobec pacjentów oczekujących na kolonoskopię.
Wybrałam się do specjalisty, bo bóle żołądka, kłujące i odbierające dech, stały się już zbyt częste, żebym mogła to zrzucić na karb pośpiesznego zjedzenia gulaszu o 20.00. Liczyłam jednak na diagnozę, iż jestem zdrowa jak koń, tylko nerwowa, tymczasem bogactwo mojego życia wewnętrznego zaskoczyło mnie szalenie. Mam w przewodzie pokarmowym wszystko, czego bym mieć nie chciała i to nawet z górką. No i jeszcze według słów pana doktora wyglądam na taką spokojną, a „żołądek aż się zwija” (tu akurat nie zdziwiłam się nic a nic).
– Każda kobieta jest wyzwaniem, ale pani szczególnym – uśmiechał się pod wąsem lekarz, zerkając filuternie znad czyszczonych i odkażanych narzędzi.
Leczenie jednego cholerstwa spowodowałoby ekspansję drugiego , więc trzeba się nagimnastykować, a i tak nie ma gwarancji całkowitego wyleczenia. Ale dobra wiadomość jest taka, że to nie wrzody ani nowotwór i nie trzeba mnie natychmiast operować.
I mam terapię rozpisaną na co najmniej cztery miesiące, skierowania na liczne badania kontrolne oraz dietę bezcukrową.
BEZ CUKRU znaczy lato bez lodów. Przeżyję.
I bez waty cukrowej na odpuście. Trochę słabo.
I koniec z wyżeraniem czekolady o 23.00. Dam radę.
Ale oznacza to również lato bez słodkich owoców: czereśni, arbuzów, porzeczek, malin, jabłek, pomarańczy… Właściwie to szybciej będzie wymienić co mi wolno: grejpfruty, cytryny, kiwi, wiśnie i leśne jagody (po naszemu borówki). Do picia woda z cytryną, barszcz kiszony, kefir. Chleb – głównie na zakwasie (Bogu dzięki pod blokiem mamy nowo otwarty sklep, w którym raz w tygodniu można kupić właśnie taki, nie muszę po Krakowie jeździć), żadnych białych bułeczek, a słodkich, to już w ogóle ani kęsa. Za to mogę chrupać migdały.
Ksylitol jest dopuszczalny, więc już w drodze do domu zaczęłam obmyślać, które ciasta będą się nadawać do mojej diety. Np. ta tarta w wersji z jagodami (tfuuu, borówkami oczywiście), tyle że ciasto z jakiejś mąki innej niż biała.
Warzywa wszystkie i w każdej ilości, więc hulaj dusza, będę zagryzać wszystko pomidorami. I kiszonym ogórkiem. I zasmażka.
Wracając do domu (na czczo!! przed badaniem na czczo, po badaniu przez godzinę nie jeść i nie pić, bo przełyk znieczulony) odkryłam, że Kraków stoi cukierniami i piekarniami, normalnie jedna przy drugiej, a w nich same drożdżówki, kremówki, ciasteczka… Moją frustrację pogłębiał fakt, że jeszcze rano planowałam po odczekaniu owej godziny po zasiąść w jednej z nich i nadrobić z nawiązką niespożyte rano kalorie.
To se nadrobiłam, ha ha ha.
W aptece zostawiłam tyle pieniędzy, że chyba nigdy w życiu nie wydałam takiej kwoty na ciuchy za jednym zamachem. A to była dopiero pierwsza recepta z trzech. Wizyta u pana doktora gastrologa wraz z konsultacją też była bolesnym szarpnięciem w okolicy portfela. Prawdę mówi stare przysłowie pszczół, że do chorowania trzeba mieć zdrowie i pieniądze.
Na koniec anegdotka. Na Kleparzu mijam babkę sprzedającą różne owoce. Zatrzymuję się i pytam, wskazując palcem słoik:
– To są jagody?
– To są borówki – odpowiada, a mnie śmiech ogarnia. Małopolanka z urodzenia, tyle lat w Krakowie, a na Kleparzu pyta o jagody. Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!! To był chyba szok po gastroskopii.
Współczuję gastroskopii. A o co chodzi z tymi jagodami/borówkami? Bo to 2 całkiem różne owoce?
W Małopolsce na jagody mówimy borówki i nie przyjmujemy do wiadomości, że dwa różne gatunki owoców 🙂
A na borówki też mówicie borówki? 😉
Na borówki mówimy brusznice 🙂
Na te fioletowe też? Bo brusznica czerwona:D
No to miałaś szczęście w nieszczęściu. Ja poszłam z refluksem a wyszłam z nowotworem. I tu też okazałam się szczęściarą bo dzięki refluksowi guz wykryto bardzo wcześnie, dzięki czemu określono bardzo niskie prawdopodobieństwo nawrotu. A refluks? leczę go nadal, chociaż od operacji minęły już trzy lata, to mnie nie jest wcale lepiej. Jedzenie kwaśnych rzeczy zamiast pomóc tylko zwiększa dolegliwości. Mam nadzieję, że tobie wszystko przejdzie. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
Wizyty i dermatologa zazwyczaj tak sie kończą 😀 Ja zastosowalam się do zaleceń co bardzo zapunktowalo, w przeciągu kilku miesięcy wyeliminowalam wszystkie swoje problemy. Jeśli możesz, to polecam do pieczenia mąkę orkiszową i ewentualnie gryczaną, ja przetestowałam chyba wszystkie gatunki i te dwie najlepiej się wypiekają – białej mąki nie używam już w ogóle, również do wypieku chleba.;) Trzymam kciuki !
Wizyty u gastrologa* rzecz jasna 🙂
Uwielbiam wszystko, co cytrynowe, ale samej cytryny (bez cukru) jednak nie jadam! Bardzo współczuję tej kwaśnej diety, ale skoro może (musi!!) pomóc, to trudno, są w życiu większe nieszczęścia. Pamiętam, że kilka razy w życiu próbowałam zrobić sobie dietę (taką normalną – mniej wszystkiego) i jak tylko podjęłam taki zamiar – natychmiast wszędzie wokoło widziałam tylko jedzenie, myślałam tylko o jedzeniu, czytałam o jedzeniu itp!! Doszłam więc do wniosku, że lepiej mi będzie bez diet 🙂 Życzę zdrowia!!!
Oj, strasznie Ci współczuję. Ja do dziś pamiętam swoją gastroskopię – poszłam na luzie, niczego złego się nie spodziewając, twierdząc, że co jak co, ale są gorsze rzeczy na świecie niż rurka w gardle. O, moja święta naiwności… To było jedno z moich najgorszych przeżyć w życiu, okropność. Na szczęście u mnie skończyło się na lekach i problem zniknął. Współczuję szczególnie tych owoców, jednak w sezonie to jest dramat. Na pocieszenie dodam, że teraz jest tyle blogów z przepisami bez glutenu, cukru i laktozy, że spokojnie znajdziesz jakieś zamienniki:*
Nie pocieszę, ale informacja ważna: czytaj składy! W większości kiełbas jest cukier…
Dokladnie. Dieta 0% cukru to wyzwanie. Cukier jest wszedzie. W ketchupie, w wedlinach, w chlebach, w jogurtach itd… Jak ktos chce sie odcukrzyc lub tak jak Ty po prostu musi, musi sie nagimnastykowac. Ale da sie 🙂 Powodzenia i zdrowia!
My się odcukrzamy od prawie 2 lat, także da się. A mięsko (nie wędliny-przesolone!) polecam bio z Wasąga – wysyłają w „lodówce” 🙂
W większości WSZYSTKIEGO jest cukier. Zwłaszcza tego co jest „beztłuszczowe”