Znacie to wszyscy, którzy macie dzieci: cisza, która tak rozkosznie pieści rodzicielskie uszy, jednocześnie budzi w sercu niepokój. A im dłużej pieści, tym niepokój większy. I najczęściej nie bez powodu.
Na pewno widzieliście w internecie wiele obrazków z cyklu „dziecko przez pięć minut było cicho”: usmarowane po pachy kremem na odparzenia, obsypane od góry do dołu mąką, pomalowane wraz z otoczeniem białą farbą. Każda minuta ciszy w domu pełnym dzieci ma wysoką cenę.
Toteż strach ścisnął mnie za gardło, gdy zajęta mieszaniem w garach uświadomiłam sobie, że Wojtusia nie ma na kanapie, gdzie jeszcze przed chwilą układał w skupieniu kostkę Rubika.
– Wojtusiu?… – odpowiedziała mi głucha cisza.
Dziecka nie było w zasięgu wzroku ani słuchu. W przedpokoju też go nie było, ani w pokoju Piotrka, gdzie zwykle wpada i robi kipisz. Nie zamknął się w szafie, co bardzo lubi. Ale…
Drzwi do pokoju Michasia i Wojtusia były zamknięte.
Za nimi panowała cisza.
Cisza, która rozrywała mi bębenki.
Położyłam dłoń na klamce. Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że za moment zobaczę coś, czego na pewno się nie spodziewam. Coś, czego prawdopodobnie nie zapomnę do końca życia.
Więc wzięłam do ręki do ręki aparat.
I otworzyłam drzwi. I zobaczyłam…
…ale siedzicie, tak?
Zobaczyłam TO.
Ten widok zostanie ze mną już na zawsze.
A sprawdziłaś,czy dziecko aby nie chore ? 😉
Ja też poserduszkuję. Wzrusz 🙂
♡♡♡
Zostawię pod tym wpisem tylko serduszko.
O, takie.
<3