Jesteś serdeczne i cierpliwa. Łagodna jak zefir. Czuła jak dotyk anioła. Mówisz cicho i spokojnie. Patrzysz ufnie w oczy, szukając zrozumienia. Lekko kładziesz rękę na ramieniu, delikatnie gładzisz plecy.
Mówisz, szemrząc jak górski strumyk: „Jest późno. Idź do wanny”.
A oni…
Wyjmują Hana Solo z karbonitu.
Tarzają się po dywanie.
Skaczą po kanapie.
Organizują wyścigi samochodowe resoraków.
Uczą się pilnie tabliczki mnożenia.
Zamyślają się nad życiem.
I tak przez dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści minut…
Ale przecież jesteś jak zefir, jak dotyk anioła, powtarzasz więc apel czule i łagodnie.
I trzeci raz go powtarzasz, i trzydziesty trzeci.
A w końcu coś w Tobie pęka. I drzesz ryja tak, że Ci w krtani wibruje, szyby drżą, a sąsiedzi dzwonią do opieki społecznej.
Wtedy skupiają się na tobie trzy pary zasępionych oczu i z ukochanych usteczek pada pełne wyrzutu:
– Czy ty zawsze musisz się na nas drzeć?…
Cześć Chuda 🙂
Ty mnie nie znasz bo zawsze byłam cichą podczytywaczką, jeszcze za czasów starego bloga. Jak miło było Cię wczoraj znaleźć w czeluściach internetu. Jak miło przypomnieć sobie ten styl pisana, lekki, dowcipny, dosadny.
A wpis o pozefirowym darciu ryja to mistrzostwo. Mam tak w domu 🙂
<3
Już dawno nie płakałam ze śmiechu :)))))