Wyobrażam sobie, że pewnego dnia Mąż przychodzi z roboty i mówi: „Kochanie, postanowiłem zbudować średniowieczny zamek”. Chochla wypada mi z ręki, radosny gwar dzieciątek zamiera, ogarnia nas zgroza, wszyscy myślimy: ojciec zwariował! Dzwonić do Kobierzyna, czy poczekać, może tylko mu przygrzało?…
A tymczasem Krzysztof Broński z Grybowa taki zamek zbudował. Dokładnie to buduje go od 16 lat, więc jego syn, kustosz Jacek Broński, na pytanie co tam w domu, odpowiada, że remont. I odpowiada tak w zasadzie odkąd zaczął mówić.
Oficjalne otwarcie zamku nastąpi wiosną 2016, ale już teraz można go zwiedzać w mniejszych i większych grupach. Do obejrzenia są dwie baszty, smocza i księżniczek, sale bankietowe, podziemia oraz (obowiązkowy punkt programu!) tradycyjna wygódka z serduszkiem. Można spróbować swoich sił w strzelaniu z łuku i władaniu mieczem. Przez zimę, jak zapewnia właściciel, zbudują średniowieczne miasteczko zabaw dla dzieci i zwiedzający będą się wcielać raz w obrońców grodu, raz w najeźdźców.
Zamek Brońskich jest rekonstrukcją średniowiecznego grodu warownego założonego przez Bolka zwanego Gniewnym. W XIII wieku w okolicach Grybowa odbyła się bitwa z Mongołami. Wracająca z wielkim skarbem, zrabowanym w różnych miejscach Europy, wielotysięczna armia mongolska została pokonana przez garstkę obrońców grodu. Bolko czule zaopiekował się przejętym skarbem i ukrył go tak dobrze, że choć Mongołowie jeszcze przez lata przyjeżdżali na poszukiwania, niczego nie znaleźli. Tajemniczą sprawą jest wygrana rycerzy Bolka: jak tego dokonali przy tak miażdżącej sile wroga? Być może udało się to dzięki podziemnym tunelom, które znajdują się pod Grybowem, Gorlicami i okolicą.
Pojechaliśmy do Grybowa w trzy rodziny. Kustosz, pełen chłopięcego uroku, oprowadzał nas ze swadą i dowcipem.
– Kiedy wchodzimy do lochów grupą dwudziestoosobową, to tak średnio jedna-dwie osoby nam się gubi. Zwykle znajdują się po tygodniu lub dwóch, choć nie zawsze – mówił ze śmiertelną powagą – Mamy też opcję dla rodziców, możemy zamknąć w podziemiach dzieci, a państwo jadą na wczasy do Krynicy.
– Ile kosztuje taki dwutygodniowy turnus? – zainteresowałam się natychmiast.
– Z wyżywieniem czy bez? – odparował bez drgnienia powieki.
Piotruś odciągnął mnie na bok.
– Wszystko słyszałem! – wysyczał z oburzeniem.
W baszcie smoka jest mały miedziany smok.
– Kiedy cnotliwa niewiasta o czystym sercu delikatnie pogłaszcze go po ogonku, oczy zaświecą mu się na czerwono – opowiadał kustosz – Może pani… – zawiesił wzrok na Danusi – nie, pani niech nawet nie próbuje, ale może pani – zwrócił się do mnie.
– To nie ma sensu – zapewniłam, ale zachęcona, pogłaskałam.
Zaiste, nie miało to sensu.
W baszcie księżniczek na poddaszu miały przebywać uwięzione księżniczki. Chłopcy rzucili się na poszukiwania, ale żadnej nie zastali. Ze zrozumieniem przyjęli wyjaśnienie, że widocznie już zostały uwolnione przez rycerzy.
Bardzo atrakcyjne są zamkowe lochy, ale trzeba mieć mocne nerwy. Szczegółów nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy tym, którzy się wybiorą zwiedzać Starą Baśń. Zapewniam, że poczujecie się jak w „Wakacjach z duchami” czy „Panu Samochodziku i Templariuszach”.
Po zwiedzeniu wszystkich zakamarków dzieci i tatusiowie strzelali z łuków, a chłopcy uczyli się chodzenia po ścianach.
Właściciele są bardzo sympatyczni i poza protokołem opowiedzą Wam mnóstwo ciekawych historii. Co się stało ze skarbem Batu-Chana? Czy na zamku straszy? Co łączy Brońskich z indiańskim plemieniem Seminole z Florydy?
Na zwiedzanie Starej Baśni ze strzelaniem trzeba przeznaczyć bite dwie godziny. Bawiliśmy się świetnie, czego i Wam życzymy 🙂
Zamek jak z basni…podobnie
Jak w Czorsztynie?!
Zwiedzaliśmy z wnukami , kasztelan przemiły wspaniale opowiada oprowadzając nas po zamku zachęcamy do zwiedzania bo warto .