Dawno nie czytałam nic z fantastyki, nawet wydawało mi się, że już nie wrócę do tego gatunku. Znajomi namówili mnie na „Pana Lodowego Ogrodu”. Trochę się opierałam, w końcu wzięłam, przejrzałam i wsiąkłam. W ciągu miesiąca pochłonęłam wszystkie cztery tomy.
Miałam szczęście, że czytałam tę powieść dopiero teraz, nie musiałam czekać latami na kolejny tom jak ci, którzy czytali na bieżąco. Jarosław Grzędowicz pisał tę sagę przez 10 lat. Stworzył dzieło, które czyta się z zapartym tchem. Opowiada o przygodach Vuko Drakkainena, który wyruszył z Ziemi, by ewakuować naukowców z planety Midgaard. Badacze nagle przestali kontaktować się z Ziemią, prawdopodobnie zostali uwięzieni, trzeba ich odnaleźć i sprowadzić do domu, ewentualnie posprzątać pozostawiony bałagan. Mieszkańcy Midgaard są bardzo podobni do ludzi, ale żyją jak w czasach naszego średniowiecza, podczas gdy Ziemia weszła na jeszcze wyższy niż dzisiaj poziom technologiczny. Najważniejsze to nie ingerować, załatwić sprawę i wracać do domu. Takie zamiary ma Vuko, jednak nie byłoby przygody, gdyby było tak prosto. Wszystko się komplikuje, gmatwa i dostarcza czytelnikowi naprawdę dobrej rozrywki.
Grzędowicz jest nieprzewidywalny. Zaskoczenia, które funduje bohaterowi i czytelnikom to majstersztyk. Cała powieść osadzona jest bardzo mocno w kulturze, pełno tu motywów literackich. Uwielbiam wynajdywać takie perełki, to takie moje małe filologiczne skrzywienie. Główny bohater to prawdziwy heros o wrażliwej duszy, skrzyżowanie Achillesa z Zawiszą, który klnie jak chorwacki szewc (jest w części Polakiem, w części Chorwatem), ale zawsze można na niego liczyć.
Nie policzę ile razy Grzędowicz mnie zaskoczył, ile razy rozbawił, ale za to wiem, ile razy wzruszył – raz, na samym końcu zaszkliły mi się oczy, choć chwyt był tak ograny, że szkoda gadać. A tu proszę, wzięło mnie jak pensjonarkę.
Bardzo dobra powieść, polecam gorąco. Ale ostrzegam – bardzo wciąga! Zarwałam dla niej wiele nocy i dni 🙂
Jarosław Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, Fabryka Słów 2005-2012.
Chuda, nawet nie wiesz jak ja Ci dziękuję za recenzję.
Gdybym nie czytała regularnie Twojego bloga – nie miałabym pojęcia o tej książce.
Kończę właśnie tom czwarty i jestem absolutnie zachwycona 😉
A fantastyki nie lubię i nie czytam :)))))
Ja czytałam na bieżąco. I czekałam latami na kolejne tomy 😉
Ale było warto. To jedna z najlepszych pozycji polskiej fantastyki.
Agnes: 🙂
kolorki: "Projekt matka" kończe, ale jest już zakolejkowana; u zimno można wygrać, masz szczęście w konkursach ksiązkowych, więc próbuj 🙂
K.G.: jeśli Twój mąż lubi fantastykę, to powinna mu się spodobać; mąż mojej koleżanki był zdziwiony, że ją czytam, bo jest taka "męska".
Czy Twoim zdaniem dla inżyniera, ścisłowca się nada? Szukam właśnie prezentu dla męża.
O, dzięki za info:) Teraz jak mi ktoś podetknie, to nie odrzucę z niechęcią (bo też nie przepadam za fantastyką).
Wciągnęłam się w "przestrzeń dla rodziny", a "Projekt matka" przeczytam, jak mi ktoś pożyczy;)
Czy jest na sali ktoś kto ma i pożyczy:)? Oddam z pewnością!!
Mnie nie trzeba jej polecać, jestem z tych, którzy tak wyczekiwali na każdy tom, niecierpliwie tupiąc nogami 🙂