Czy jest dobry moment na takie wyznanie? Kiedy najlepiej usłyszeć to, czego nie chce się usłyszeć? Byłam pewna, że nigdy w życiu moje dziecko nie powie czegoś takiego. A jednak… Dziecko jest osobnym bytem i nie mamy do końca (jeśli w ogóle na początku mamy…) wpływu na to, co z niego wyrośnie. Chyba nigdy wcześniej nie odczułam tego tak wyraźnie, tak boleśnie.
Jak wybrać dobry moment? Na pewno nie przed kolacją, gdy wszyscy są głodni i nerwowi. Ale czy po kolacji, gdy domownicy syci i błogo rozleniwieni, to lepszy czas? Wtedy rzucić w nich swoim wyznaniem oznacza zburzyć cały spokój i zagwarantować bezsenną noc, może pierwszą z wielu… Więc może tak po prostu, wejść do domu i powiedzieć: Mamo, tato…
Od kilku dni cały czas wałkuję w głowie jedno pytanie. Jak to możliwe? Co zrobiłam źle? Może za mało rozmawialiśmy o tym, co dobre. Może źle dobrane książki, filmy. Co przegapiłam, kiedy był ten pierwszy sygnał, kiedy wykiełkowało to zatrute ziarno? Chyba nie w czasie lektury „O Janku co psom szył buty”!
Jak żyć po takim coming oucie. Budzę się rano, przeciągam leniwie w pościeli, uśmiecham do jasnego nieba… I nagle dostaję w twarz wspomnieniem tego, co wczoraj usłyszałam. I wracają natrętne pytania, czy inni wiedzieli wcześniej, a ja dowiedziałam się ostatnia?
Z jednej strony myślę: jak on mógł mi to zrobić! Z drugiej: ma prawo. Jak go kochać po takim wyznaniu? Udawać, że nic się nie stało? Że wszystko jest w porządku? W pierwszym odruchu miałam ochotę kazać mu się spakować, ale przecież nie wyrzeknę się go, to moje dziecko.
Wiecie, jak się dowiedziałam? Z zaskoczenia. Zaczęło się od niewinnej rozmowy o lekturach, że teraz czytają „Kordiana”. Wyraziłam współczucie, a on, że dlaczego, podoba mu się bardziej od „Dziadów”. No hello, mówię, bez jaj, to przecież Słowacki na wiecznym haju! A on, patrząc mi bezwstydnie w oczy, rzekł:
– Ja tam wolę Słowackiego do Mickiewicza.
– Synu! – jęknęłam i chwyciłam się się biurka, żeby nie upaść – chyba nie jesteś… #teamSłowacki!…
A on, z tą samą młodzieńczą butą, odpowiedział, że owszem, jest.
I co ja mam teraz zrobić?! Kupić mu pod choinkę „Sen srebrny Salomei”?!
Tu można napisać tylko jedno :” Zdrada!” wiem co czujesz moje własne, rodzone, na mymłonie wychowane dziecko płci córka powiedziało że nie będzie czytało Ani z Zielonego wzgórza! Ani słuchało też. Na szczęście odniosłam sukces wychowawczy siłą przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów i się spodobało ale co przeżyłam to moje.
Droga Chuda,
mam ciągle w zakładkach Twój blog, mimo że rzadko teraz publikujesz. Ale przez wzgląd na tyle miłych chwil przy lekturze Twojego bloga… No, jednym słowem jestem wierna. A dziś po raz pierwszy daję komentarz, bo po raz pierwszy mam taki bunt wobec tej notki. Tak, wiem, miało być zabawnie, lekko stopniowane napięcie etc. Ale mam wrażenie, że dostałam w twarz. Mocno, z zaskoczenia. Bo coming out kojarzy się jednoznacznie. I nie zawsze, ale prawie zawsze wiąże się z takimi odczuciami rodzica, o jakich piszesz – co zrobiłem źle, jak to zaakceptować, czy to moja wina, dlaczego moje dziecko? Tylko, że ta rozterka, ta rozpacz, ta próba pogodzenia się z rzeczywistością nie dotyczy lektur… Poczułam jakbyś się naśmiewała z krzyża wielu rodziców (bo to chyba zawsze najpierw jest krzyż, jakieś cierpienie, co najmniej zaskoczenie, dopiero potem szybko lub pomału akceptacja). Wiem, że Ty też wiesz dobrze, co to nieść swoje cierpienie i generalnie nie podejrzewam Cię o nieczułość. Ale w tej notce kiepsko wyszło… Przepraszam, że piszę dopiero, jak mnie zapiekło. Dziękuję za tyle czasu wcześniejszej miłej lektury. M.
Dokladnie takie samo mam odczucie…
Dziękuję Ci M. za ten komentarz, zastanawiałam się, jak ta notka zostanie odebrana i czy pojawią się takie reakcje.
Tez mi sie to nie spodobalo
Oczywiście, że Słowacki rulez 😀