Opowiadania o perypetiach pana Mamutki, znanego w Sianoku wielbiciela fauny, są doskonałą rozrywką dla mniejszych i większych czytelników. Każdy, kto po nie sięgnie, sporo ryzykuje. Efekty uboczne lektury to niekontrolowane parsknięcia, rechoty i wybuchy śmiechu, a także zaskoczenie i niedowierzanie. Sama dałam się wkręcić ze dwa razy.
Bohater książki Pawła Beręsewicza ma żonę i synka. Synek ma pięć lat i czytelnikowi się nie naprzykrza. Co innego żona – pani Mamutkowa pojawia się w prawie każdej historyjce, będąc siłą sprawczą wielu działań pana Mamutki, który bez niej prawdopodobnie wrósłby w fotel i pokrył się mchem i porostem. A tak to jego życie pełne jest wyzwań: musi wytrenować ślimaka, ocalić życie kraula, obronić ogródek, a i pierwszy światowy zjazd świń domowych sam się nie uratuje! W nielicznych wolnych chwilach pan Mamutko przesiaduje przy kominku, chodzi po górach i trafia za kraty, ale nawet tam nie znajduje wytchnienia od bliskich spotkań z ukochaną fauną. Jedne kończą się dobrze dla fauny, inne dobrze dla Mamutki.
Urocza książeczka. Sympatyczne ilustracje Ewy Podleś czynią z niej lekturę miłą wszechstronnie, bo i dla ucha i dla oka. Dzięki nieodstręczającej objętości „Pan Mamutko” przynęci do siebie także tych mniej zainteresowanych czytaniem, a kiedy już zaczną, to będą rozczarowani, że tak szybko skończyli.
Paweł Beręsewicz, Pan Mamutko i zwierzęta, wydawnictwo Skrzat, Kraków 2017.
ps. Dzięki uprzejmości wydawcy już niedługo podaruje Wam jeden egzemplarz książki, nie przegapcie!
🙂 już się uśmiecham 🙂 już mi się podoba!!