Jak co roku w Niedzielę Palmową wystąpiliśmy z kompletem własnoręcznie robionych palm. Własno, znaczy mojo – dorotoręcznie 🙂
Najpierw przegoniłam potomstwo po łąkach celem pozyskania surowca bazowego. Wyprawa była ekscytująca, gdyż rankiem skoro świt pognałam do Castoramy, gdzie nabyłam sekator. Mój pierwszy własny sekator! <3 Jeszcze dobrze z domu nie wyszliśmy, a starsi chłopcy już się pokłócili, który będzie go używał. Chciałam być twarda i nieugięta jak James Bond, jak Janosik, jak Hans Kloss i powiedzieć, że sekator jest mój i tylko ja mogę nim operować, ale nie miałam serca. Wtedy z dużym prawdopodobieństwem potomkowie obraziliby się i w ogóle ze mną nie poszli, a wyjątkowo pragnęłam ich towarzystwa. Dzieci męczą mnie na zamkniętej przestrzeni, na świeżym powietrzu jakoś bardziej je lubię.

Troje dzieci na jednym zdjęciu i żadne nie zrobiło głupiej miny. Szczyt moich osiągnięć fotograficznych!
Poszliśmy. Pierwszą gałązkę ucięłam osobiście, potem już tylko wskazywałam, którą ciąć i trzymałam ręce z daleka. Wojtuś również chciał ciąć, a jakże, ale stanowczo odmówiłam. Nie zdażył się obrazić, bo zauważył coś, co go absolutnie zafascynowało. Wpatrywał się jak urzeczony, a później powtarzał z namaszczeniem przez całe popołudnie:
– Siuchajcie mie, siuchajcie! [efektowna pauza] Tam była taka wieeeeeelka kupa!
Co prawda nie podchodziłam bliżej, ograniczając się do nerwowych okrzyków:
– Piotrek, po coś tam polazł! Michał, wyłaź z tych krzaków i weź Wojtka zanim w nią wlezie!
…ale z daleka też wyglądała imponująco. Trudno się dziecku dziwić.
Popołudnie spędziłyśmy z Marysią, mamą koleżanki z klasy Michasia, na produkcji kwiatów z bibuły. Marysia jest nauczycielką przedszkola, ma niesamowity dryg do takich rzeczy, nauczyła mnie dwóch prostych wzorów i w mig wyprodukowałyśmy dwie torby papierowych kwiatków. Większość ozdobiła trzynastometrową palmę, którą z inicjatywy sąsiada Artura zrobiły dzieci z sąsiedztwa, resztą przyozdobiłyśmy nasze prywatne palmy. Te na zdjęciu są moje:
Co roku obiecuję sobie, że wreszcie zrobię palmy w klasycznym kształcie, a nie takie bukiety, ale co roku wychodzą mi bukiety. Nie szkodzi, są większe nieszczęścia 🙂
Żeby nie wychodziły bukiety musisz mieć „bazę” – witki albo wysokie trawy i do nich dokładać coraz niżej bukszpan, bazie i inne gałązki oraz kwiatki, wszystko obwiązując sznurkiem albo drucikiem. Raz robiłam palmę sama – długą i smukłą, raz z Młodym na warsztatach w domu kultury – była piękna, prawie 1,5-metrowa, tradycyjna, posłużyła nam 2 lata, a i trzeci by mogła, gdyby nie mocno zasuszony i kruszący się świerk. W tym roku z konieczności palma była robiona na szybciutko – z bukszpanu, bazi i wstążek. Do sztucznych, wielorazowych nie mam przekonania, a zwłaszcza tych z ukręconym zającem na czubku.
O widzisz, warsztaty by mi sie przydały! Z dzieciństwa wyniosłam przekonanie, że palma musi być ze świeżych roślin, więc unikam gotowców z suszonych elementów.
Ja co roku obiecuje sobie, że wreszcie wyjdę z tym sekatorem (mam dwa!) chociaż do ogródka i natnę gałązek na palmę, i razem ją z dziećmi zrobimy, a potem zawsze kupuje jakieś wiechcie, bo braknie mi czasu. W tym roku jeszcze koty obgryzły wszystkie „kotki” z bazi zanim poszliśmy do kościoła 😉
Idziemy kiedyś z naszą starszą córką na spacer. My z mężem z przodu, córka za nami (miała wtedy ze 3 latka). Nagle słyszę: Mamo, dotknęłam kupę. Ja (równocześnie z mężem): Dotknęłaś kupę?!? Córka: Tak, psa. Ja: Ale dlaczego??!!? Córka: Bo chciałam sprawdzić, czy jest twarda czy miękka. [pauza] I była miękka.
To tak a propos kupy i odkrywania świata :).
No i chwała:) Nam się udało mini spotkanie ze znajomymi połączone z pleceniem palemek i wytwarzaniem bibułkowych kwiatków. Niby mini a dla mnie maksi.
Kilka lat temu byłam wychowawczynią na kolonii sportowo – językowej (w moim przypadku ze wskazaniem na językowej ;P) i tam w którymś momencie towarzystwo siadło i jedna babka zaczęła robić róże z bibułki – wszystkie dziewczynki się nauczyły (bo chłopcy zgodnie olali zabawę), a ja nie ;)))) taki jestem antytalent ;(
Piękne te Wasze palmy 🙂 i własnoręczne 🙂 brawo!
No to jesteś lepsza od nas. My co roku zapominamy o palmach 🙂