O prawdopodobnie najgorszym przedwiośniu w moim życiu

Każdy słoneczny dzień witam z ulgą. Ze wzruszeniem i radością wpatruję się w soczystą zieleń na ziemi, krzewach i drzewach. To już ten moment, że nawet deszcz mi niestraszny, bo wiem, że po każdej ulewie wiosenna zieloność rozwija się jeszcze bujniej, jest jeszcze bardziej świeża i pełniejsza nadziei.

Szaro-bure, deszczowe przedwiośnie na szczęście za nami. Nie pamiętam tak ciężkiego czasu. Czułam się jak mokra ścierka, sflaczała, kompletnie bez energii, bez siły, ciągle zalana łzami. Miałam w głowie dwie wersje wydarzeń: albo pozabijam ich wszystkich czterech, albo ucieknę na koniec świata. Wstawałam z ciężką głową, przybita do ziemi, niezdolna do tego, by choć pomyśleć o lataniu. Snułam się wiecznie senna, pełzałam od zajęcia do zajęcia, wszystko, dosłownie wszystko przyprawiało mnie o rozpacz, a przede mną świecił neonowy napis „Po co to wszystko? Co to wnosi w moje życie?”

Inspiracją neonu był mi Mąż, światło moich oczu, który, kiedy radośnie przyskoczyłam do niego o poranku ze słoikiem pełnym własnoręcznie ukręconego kremu daktylowego, zdrowego zastępnika Nutelli, prychnął pogardliwie i zapytał jadowicie „A co to kochanie wnosi w Twoje życie?”

Wybuchłam histerycznym płaczem, następnie obraziłam się śmiertelnie. Czekaj, czekaj, pomyślałam mściwie. A niby co wnosi w moje życie robienie ci kawki i śniadanka każdego poranka? Już ja ci pokażę, jeszcze mnie popamiętasz!…

Przez tydzień odzywaliśmy się do siebie sporadycznie. Komunikacja na poziomie „Odbierz dzieci”, „Kup mleko”. Oczywiście żadnych śniadanek, żadnych kolacyjek. Niech se sam robi. No to se robił. Po tygodniu Mąż przeprosił, że akurat miał ciężki czas. Odparłam, że ja też mam ciężki czas, że sama ze sobą nie mogę wytrzymać, że mam ich serdecznie dość, wszystkich razem i każdego z osobna i że najchętniej uciekłabym na koniec świata.

Na co mój wspaniały, umiłowany, pełen empatii Mąż, towarzysz życia, póki śmierć nas nie rozłączy, burknął, że mogę sobie jechać, że on sobie doskonale da radę i że zobaczymy, kto pierwszy zatęskni. Bo on sobie bardzo dobrze radzi z dziećmi. Kiedy jest z nimi sam, nie ma żadnych awantur, wszyscy chodzą jak w zegarku, mają czas na zabawę, na naukę i w ogóle jest super.

Na co ja, na skraju kolejnego ataku histerii, do listy moich nieudacznictw życiowych dopisując z miejsca wychowywanie dzieci, żeby nie cwaniakował, bo jeszcze mu rura zmięknie, a w ogóle to niech nigdy więcej nie pyta, co wnosi w moje życie to, co zrobiłam i co mnie cieszy, bo skakanie wokół niego ze śniadankami, kawkami nic nie wnosi i że przez ten miniony tydzień, kiedy porannej kawy nie było, miałam przynajmniej odrobinę więcej czasu dla siebie.

Na co on okropnie się zdziwił i stwierdził, że… nie zauważył braku porannej kawy.

….I to byłoby na tyle jeśli chodzi o moją super mściwą mściwość. Naprawdę, na tym człowieku to się nawet nie można porządnie zemścić.

Nie pamiętam ile razy byłam tego przedwiośnia na skraju obłędu. To, że nie wylądowałam w pobliskim Kobierzynie lub w więzieniu za poczwórne zabójstwo, to naprawdę jest cud. I nie, nie przesadzam, nie koloryzuję, żeby wprowadzić trochę dramatyzmu. Do rozmaitych sytuacji, szarpiących moje nerwy dołączył lęk o Wojtka, który pewien piątek przeleżał w gorączce, a kilka następnych dni ledwo powłóczył nogami. Całe godziny przeleżał na kanapie pod kocykiem, patrząc apatycznie w dal, i nie zrywał się nawet wtedy, kiedy siadałam do komputera! Był tak słaby, że – nim zrobiłam mu badania, które na szczęście wyszły bez zarzutu – moja wyobraźnia szybko wyhodowała wizję białaczki względnie zaniku mięśni. Teraz wszystko jest już dobrze, lata jak zwykle, jakby miał motorek w tyłku.

Byłam na skraju przepaści, a uratowała mnie modlitwa. Chwytałam się różańca jak koła ratunkowego. Od prawie czterech lat odmawiam codziennie dziesiątek różańca w ramach Różańca rodziców, modlitwy za dzieci. Ludzie, którzy go odmawiają, opowiadają o spektakularnych zmianach w życiu ich rodzin. Ja mogę powiedzieć, że dzięki sile, którą dała mi ta modlitwa, w moim życiu nie zaistniały żadne wielkie zmiany. Wszyscy żyjemy, nadal mieszkamy pod jednym dachem, a ja czuję się, jakbym po koszmarnie długim czasie w bagnistym glucie wreszcie wypłynęła na powierzchnię i wciągnęła w płuca życiodajny łyk tlenu.

Było koszmarnie, ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Nie ogarnęłam się do końca, w tym roku pierwszy raz od wielu, wielu lat nie wysłałam kartek na Wielkanoc. Nie byłam w stanie pisać do bliskich o nadziei i radości Zmartwychwstania, gdy sama czułam się jak na dnie grobu, wśród ciemności i robactwa, w niewoli strasznych myśli. Czułam się bezsilna, słaba jak nigdy dotąd, bez nadziei i bez sensu życia.

Mam nadzieję, że to tylko hormony. 25 kwietnia idę na USG tarczycy, może brakuje mi tylko jednej małej tabletki dziennie i życie wróci na właściwe tory. A może nie, może jednak trzeba mi czegoś innego. Psychoterapii? Egzorcyzmów? Trepanacji czaszki?

A jak Ty znosisz przedwiośnie i przesilenie wiosenne?

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi:

41 comments on “O prawdopodobnie najgorszym przedwiośniu w moim życiu
  1. mamablues pisze:

    Dopiero dziś przeczytałam. Bardzo mocno przytulam. Badanie hormonów wskazane jak najbardziej. Jeśli to niedoczynność, tabletka trochę pomoże, ale generalnie jesień i przedwiośnie to dla niedoczynnościowców czas opadniętych skrzydeł.

  2. Zuzanna pisze:

    Dorotko!

    Normalnie nie komentuję, ale muszę tym razem: miałam to samo! Płacz non stop, doły, czarne myśli, brak siły. Poszłam do lekarki rodzinnej i mówię jej, niech pani coś zrobi bo umrę, nie mam siły wstać z łóżka i pierwsza myśl po przebudzeniu jest że nie dam rady wstać! Po kilku dniach dzwoni do mnie z wynikami krwi i mówi że wyszły dwa niedobory: witamina D (normalne, powinno się brać w kroplach zimą tak czy siak) ale drugi niedobór nietypowy i się mnie pyta czy jestem wegetarianką, ja na to że nie a czemu. A ona że wyszedł drastyczny brak witaminy B2! natychmiast mi zapisała zastrzyki (tabletki nie działają tak dobrze i szybko) i już po pierwszej dawce było mi dużo lepiej. Łącznie wzięłam cztery zastrzyki (pierwsze trzy co tydzień). To naprawdę działa! Sprawdź u siebie poziom wit. B2.

    Pozdrawiam, Zuzanna

  3. Paris Hilton pisze:

    Zapomniałam napisać o obowiązkowych maskach na włosy (od początku saunowania) oraz na twarz (przy ostatniej sesji). Buzia :)*

  4. Paris Hilton pisze:

    Na mnie ZAWSZE antydepresyjnie działa sauna. Staram się być raz w tygodniu, szczególnie kiedy taki syf za oknem. Pamiętaj tylko, żeby nie siedzieć dłużej niż pół godziny w sumie. Robię trzy sesje po 10 minut lub dwie po 15, w zależności od stanu przemarznięcia wcześniej. Wierz mi, że ostatnia sesja, to już jest totalne odmóżdżenie. Takie błogie i TYLKO dla Ciebie. Polecam i pozdrawiam serdecznie!

  5. marzena pisze:

    Po pierwszej części postu chciałam Ci napisać „jak ja Cię uwielbiam czytać!”, ale potem jednak szkoda mi się Ciebie zrobiło, a wcale nie wiem jak Ci pomóc. Czego Ci życzyć? Życzę Ci, żebyś była tym przysłowiowym pierd…lonym kwiatem lotosu na zaje…iście spokojnej tafli oceanu”. I tak. Naprawdę uwielbiam Cię czytać.

  6. Winter pisze:

    Też kiedyś liczyłam, że to tylko hormony. Weźmie się tabletkę i po sprawie. Niestety. Nie ma tak letko;). Hormony w porządku. Trzeba żyć bez tabletek. Ostatnio słucham Ksiegi Hioba. I od dawna powtarzam „Choćbyś mnie zabił, ufać Ci będę”.

  7. Winter pisze:

    Kochana. Ja Ci tykko napiszę: „rozumiem” i pisząc „rozumiem”, mam na myśli naprawdę szczerze rozumiem. Po nocy przychodzi dzień, po burzy słońce. Zawsze.

  8. kolorki pisze:

    No to ładnie!!! A tu takie brzydkie (pogodowo) Święta się szykują!!! Bardzo mocno przytulam!

  9. Anna M. pisze:

    To na pewno chwilowy kryzys. Mam nadzieję, że to minie, albo już minęło.

    Ściskam!

  10. Margit pisze:

    Ściskam mocno! I proszę pamiętać, że jeszcze tylko cztery dni i „otrzyjcie już łzy, płaczący, żale z serca wyzujcie”!

  11. Jagoda pisze:

    Ta wiosna to dobra nowina o mieszkańcu mojego brzucha 🙂 Nie wiem kiedy minęła zima i jak to się stało, że nagle za oknem tak się zazieleniło. Jakbym nawet chciała na coś ponarzekać i na chwilę się zatrzymać i pognić od środka, to chyba nie miałabym kiedy. Ja również pierwszy raz od lat nie wyślę w tym roku kartek, ale po prostu z braku czasu. Mam dwie córki (6 letnią i 15-sto miesięczną) i przy ogarnianiu całej naszej rodzinnej rzeczywistości czas ucieka nam w oszałamiającym tempie, a od października będzie nas jeszcze więcej… 🙂 Kartki i dekoracje zawsze robiłam sama, a w tym roku… bida z nędzą, udekorowane jedno marne jajko ze styropianu. Jedynie zdrapka wielkopostna, za którą bardzo dziękuję, jakoś mnie prowadzi do Świąt 🙂 Postaram się pamiętać o Tobie w modlitwie 🙂

  12. kwiatkowska pisze:

    Dla mnie styczeń był ciężki. Łażenie z piesiorem i drapanie go po brzuchu działało antydepresyjnie. Ale trzech chłopców i pies w jednym domu raczej dałoby odwrotny skutek. Masz ochotę na spotkanie po świętach? Przyjedź do Huty. Połazimy naokoło łąk, pokażę Ci nasz ukwiecony Plac Centralny, pooddychasz..

  13. Magos pisze:

    Zwiększam sobie dawkę hormonu tarczycy na 2- 3 tygodnie ( od 13 lat – tyle ile mam syna a tarczycy nie mam od 25! ) potem się poprawia, wracam do starej dawki i jest dobrze.
    Oby i u ciebie znalazł się sposób na lepsze

  14. Ania pisze:

    Dorotko. Przesyłam ciepłe myśli, pełne zrozumienia i wsparcia. To minie. Będzie dobrze. Będzie.

  15. Ella-5 pisze:

    Odpoczynku, trzeba Ci odpoczynku. Np. wyjazdu na kilka dni bez dzieci w głuszę. A może gdzie indziej, nie wiem co dla Ciebie lepsze (wielkie miasto i dyskoteki? rekolekcje ignacjańskie?). Psychoterapia też nie zaszkodzi (mówi to psychoterapeuta:), ale najpierw podstawowe potrzeby (jak u Eliasza 🙂 1Krl 19 – Eliasz mówił „odbierz mi życie Panie”, a anioł stawiał przy nim dzban z wodą i podpłomyk i mówił „wstań i jedz”) – czyli jedzenie, picie, ruch, regularny sen i odpoczynek. Pozdrawiam

  16. Aga pisze:

    „Bo on sobie bardzo dobrze radzi z dziećmi. Kiedy jest z nimi sam, nie ma żadnych awantur, wszyscy chodzą jak w zegarku, mają czas na zabawę, na naukę i w ogóle jest super”
    Tak zwykle jest, jeśli dzieci zostają z tatą na krótko. Ale już tygodniowe ferie mogą wiele zmienić, o ile tylko tata nie ma do pomocy pięciu babć i cioć i obiadków przygotowanych na każdy dzień:))

    • Dorota pisze:

      Kiedyś tak zrobię 🙂

    • Cantata pisze:

      Ja po takich słowach poszłabym w długą i zniknęła za pierwszym winklem na tydzień co najmniej. Z komórką zostawioną w domu i nowym numerem w byle jakiej komórce, który zna tylko mama/siostra/kumpela akceptująca urlop od rodziny. Oczywiście najpierw uprzedzając, że się wyjeżdża w delegację jak tatuś, bo co, mamusia gorsza? 😉 Albo w tournee na drugi koniec Polski z nową książką #wsteptylkodlaautorki.
      Tylko żadnych powrotów, bo grypa zwykła i żołądkowa – dzieci w tym wieku i w XXI wieku przeżyją większość chorób, gorzej z kobietami 😛 depresja gorsza od raka i cukrzycy 😛
      Oczywiście po powrocie może się okazać, że sami świetnie znajdują drogę do lodówki, a nieodrobione lekcje nie skutkują pałą na świadectwie, ale pewne straty trzeba przeboleć 😉
      PS jedna z najlepszych fotek jakie widziałam – ojcowie z dziećmi (żadnych żon i matek) na tygodniowym pobycie na polu namiotowym w środku lasu, gdzie albo trzeba samemu gotować, albo wozić dzieci na pizzę. Obowiązkowo pilnować też, żeby się nie utopiły w jeziorze albo zgubiły w lesie. Wszyscy przeżyli.

  17. Martyna pisze:

    Dokładnie tak samo, jak Ty 😉
    Staram się przeganiać te najczarniejsze myśli i zapędy wyobrażeniem, że jestem niebem, przez które przepływają chmury, raz większe, raz mniejsze, te jasne i delikatne, a także te cięęężkie najczarniejsze… ale ciągle jestem niebem 🙂
    Dorotko, życzę Ci spokoju, tego prawdziwego, płynącego wprost z serca 🙂

  18. Agaja pisze:

    Chyba nigdy jeszcze nie pisałam tu komentarza… Ale teraz napiszę – postaram się pamiętać, w aktach strzelistych, w ogarnianiu „tych, którzy potrzebują”…

    Jak się takie dwa trudne czasy zbiegną w małżeństwie to tak ciężko się dogadać. A trzeba przecież.
    Niech już wejdzie Światło…

  19. chudsza pisze:

    Kochana.
    Przytulam z całego serca i rozumiem Cię doskonale. Przeszłam depresję, znam stan beznadziei oblepiającej i wciągającej jak bagno.
    Trzymaj się.
    Rozmawiaj z kimś.
    Bądź tu i teraz (wiem, że to takie trochę frazesy, ale one trzymają w ryzach).
    I myśl pozytywnie, bo sytuacje nie są tym, czym są, tylko tym, w jaki sposób o nich myślimy.
    Gdyby coś – jestem o każdej porze dnia i nocy.

  20. Jagodowa pisze:

    Oj kochana, dobrze Cię rozumiem. Mniej więcej od listopada jestem, z racji endometriozy, na wymuszonej menopauzie. To jest dopiero karuzela! W pierwszym miesiącu oberwało się nawet meblom w moim domu, o mieszkańcach nie wspominając. Hormony, o ile to one u Ciebie są winne, potrafią nam tak namieszać w głowie, że nie wiesz, czy jeszcze jesteś sobą, czy kolejną wersją Obcego. Dziś jestem kwiatem lotosu oblanym karmelem, czego i Tobie życzę 🙂

  21. Krusz pisze:

    Jest jeszcze lobotomia. Nie ma za co 🙂
    A na poważnie – przytulam prawdziwie, choć wirtualnie.

    • Dorota pisze:

      Dzięki Krusz, lobotomia jest doskonałym pomysłem :-)))

      • Iza pisze:

        Doroto
        Ja też się pomodlę, zastanawiam się nad różańcem.
        Pamiętam,że kiedy byłam naprawdę w takim koszmarnym dole, że już niżej się chyba nie da, to jedyne co mnie trzymało to moja wiejska dziecinna wiara.
        Była jak lina ratunkowa, którą Ktoś mi rzucił z góry.
        Dlatego zaczęłam się upierać przy prostej obrzędowości, którą kiedyś miałam w miernym poważaniu.
        I dzieci też tak wychowuję, żeby kiedy przyjdzie ciemny czas też miały to wsparcie.
        Oby się udało:-)
        A jako dziecko nienawidziłam chodzić do kościoła i pamiętam,że nieraz zostawałam w domu i myłam naczynia po całej rodzinie,żeby tylko nie iść.
        Niedługo Zmartwychwstanie kobieto.
        Iza

Skomentuj Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*