Czy jest tu ktoś, kto nie zna twórczości Doroty Gellner? Pani w niebieskim swetrze? I tam w rogu… pan kelner? Świetnie się składa! Państwo szybciutko nadrobią zaległości i będą mogli pośmiać się po całości, a wierni fani już na kanapie sadzają dziateczki. Panie i Panowie, przed Wami „Zamkowe bajeczki”!
Bohaterami tego uroczego zbiorku zabawnych, rymowanych opowiastek są królewna, ryczący smok, kot, mysz i jeszcze kilka innych, drugoplanowych postaci. Na przykład owieczka, robal i osa. Ponieważ należę do grona fanów poetki, to nie dziwi mnie już jej niepowtarzalny styl, który nieudolnie próbowałam naśladować we wstępie (co ja się głosek naliczyłam!…), ale to, że nie dziwi, nie znaczy, że nie zachwyca! Bo jak nie zachwyca, jak zachwyca? Człowiek otwiera taką „Mysią orkiestrę”, „Sanatorium” czy „Zamkowe bajeczki” i spodziewa się prozy, bo na pierwszy rzut oka opowiastki wyglądają jak proza, a tu nagle okazuje się, że są napisane do rymu. A jeszcze rym to nie byle jaki, ale nadający opowiastkom żywy rytm, a same istoryjki zabawne, urocze, błyskotliwe, skrzące się jak zmrożony śnieg albo brokatowe gwiazdki na choince (taki sezon, że wszystko się z choinką kojarzy).
A ilustracje! Ludzie kochani, połowa uroku tej książki tkwi w rysunkach Ewy Poklewskiej-Koziełło. Królewna wygląda jak zwyczajna, pucołowata dziewczynka, a cała towarzysząca jej ekipa jest tak sympatyczna (no, może oprócz osy!), że człowiek od razu chce się z nimi zaprzyjaźnić.
Bardzo polecam na wspólne czytanie w długie, zimowe wieczory, które jeszcze przed nami. Kolory buchające z kart „Zamkowych bajeczek” rozświetlą świat i wynagrodzą nam z nawiązką zaokienne burości.
Dorota Gellner, Zamkowe bajeczki, ilustracje Ewa Poklewska-Koziełło, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2016.
Dodaj komentarz