Roraty 2016

„Jestem przekonany, że udział w Roratach będzie dla wszystkich niezapomnianym przeżyciem duchowym” – napisał ksiądz proboszcz w biuletynie parafialnym. Oooo, jakże on miał rację!

Moje niezapomniane przeżycia duchowe kiełkują o 5.25, gdy dzwoni budzik. Przez chwilę walczę ze sobą: najchętniej udałabym, że nie zadzwonił i spałabym dalej. Nie wstawałabym, nie wystawiłabym z ciepłego łóżka nawet czubka małego palca, tylko dała się porwać Morfeuszowi w objęcia jeszcze na godzinkę.

Ale myślę: gwiazdki wczoraj kleili z takim przejęciem i odpowiedzi na pytania roratnie pracowicie wypisywali na karteczkach. To jakże tak trud dziateczek zmarnować z powodu mojego lenistwa?… A jeszcze „Maryjka” jest do odniesienia!

Dylematy targają moją duszą jeszcze przez chwilę, jakieś 5 minut najwyżej, bo punktualnie o 5.30 z pokoju Piotrusia rozlega się mroczne „Nadszedł czas, aby wstać… wstać… czas wstać!” głosem Lorda Vadera (Piotruś specjalizuje się w takich niekonwencjonalnych dzwonkach, kiedy ja dzwonię do niego, z telefonu wydobywa się głębokie i metaliczne „Mamusia dzwoni, HA HA HA, mamusia dzwoni!” Mam zamiar ustawić ten sam sygnał na połączenia od mojej Mamusi 😉

No to skoro pora wstać, to wstaję. Idę do łazienki i z umytymi zębami (to jest poranna bryza na miarę moich możliwości) stawiam czajnik na gazie, po czym przystępuję do pierwszego budzenia.

Pierwsze budzenie jest bardzo istotne, bo ustawia kolejne budzenia. Ostatnio robaczki wstają dość chętnie, ale zdarzają się i takie poranki, że mamroczą, iż nie, nie, nie dziś, odejdź, zgiń, przepadnij i daj spać… Gdy mamrotanie jest tylko zwyczajnym półsennym mamrotaniem, apeluję, namawiam, zachęcam. Gdy jednak jest stanowczym nie – wówczas nie zdzieram przemocą. Po pierwsze dlatego, że nie chcę obudzić Wojtka wczesnoporannym darciem paszczy, a po drugie dlatego, że sama na wiele lat zniechęciłam się do rorat, bo jako dziecko byłam bezwzględnie zdzierana z łóżka przez Mamę. Przez całe lata, już jako dorosła, nie chodziłam na roraty z mściwą satysfakcją, że wreszcie nie muszę. Zatem staram się nie wymuszać na dzieciach tego, co akurat można odpuścić.

Pierwsze budzenie, o ile przebiegnie satysfakcjonująco, kończy się frazą „jeszcze minutkę i zaraz wstaję” i nawet nie wymaga drugiego. Idę do kuchni przygotować śniadanie, a za chwilę obaj są w dużym pokoju, przeraźliwie zaspani, ale ubrani. Stawiam na stole jedzenie i picie i delikatnie przywołuję dzieci do rzeczywistości, gdy zawieszają się w połowie drogi kanapki do ust.

W drugim wariancie potrzebne jest i drugie i czasem trzecie budzenie, i przydaje pomocna dłoń matczyna, której można się chwycić i wychynąć ostatecznie z toni piernatów, ale w końcu następuje pionizacja skarbuńków.

Najedzone i napite robaczki wysyłam do mycia zębów i zaglądam do nich po chwili, bo zdarzają im się chwile zawieszenia ze szczoteczką w ustach. Nie dziwi nic, o tej porze!… Wreszcie, ubrani, opatuleni, z lampionami i gwiazdkami (i „Maryjką” w siatce) ok. 6.00 wychodzą z domu w ciemny poranek. Czasem idę z nimi, jeśli Mąż jest w domu.

A kiedy go nie ma, zamykam drzwi na klucz i z dzikim chichotem wewnętrznym pakuję się do wolnego łóżka. I mam całe łóżko dla siebie, całe 70×160 cm materaca, którego z nikim nie muszę dzielić, całe 150×200 cm pierzynki, której nikt ze mnie nie skopuje, całe 50×60 cm poduszki, na której leży tylko moja głowa! Chwilo, trwaj! I trwa, czasem nawet do 7.15 🙂

W roratach rozczula mnie dziecięce pragnienie wylosowania „Maryjki”. To figura Matki Bożej z wężem pod stopami, są takie trzy i z każdym kolejnym tygodniem Adwentu wyglądają coraz gorzej. Jedną Piotruś nazywa Sfinksem, bo ma odłupany nos, inna ma przyklejoną głowę (bulgoczę do wewnątrz, kiedy dzieci przekazują szeptem wiadomość dumnemu szczęśliwcowi że „ej, uważaj na tę Maryjkę, bo jej kiedyś głowa odpadła!”). Radość i satysfakcja, że się przyniosło do domu „Maryjkę”, jest wśród dzieci powszechna i niezależna od tego, czy rodzina jest z tych chodzących do kościoła, czy nie. Myślę, że nie wynikają one, ta radość i satysfakcja, ze względów głęboko duchowych, tylko z faktu, że się zostało wylosowanym, że los się uśmiechnął, że się zostało wyczytanym przez księdza. Niemniej na pewno przyciąga to dzieci do rorat i daje motywację, by zrobić kolejną gwiazdkę i wstać w kolejny poranek.

Co mnie bardzo raduje w roratach o 6.15? Kochane ptaszynki moje rozszczebiotane o 21.00 leżą już w łóżkach, a zdarza się, że o 21.05 już śpią głębokim snem mleczarza. I to jest pięknie! Cała noc dla mnie! Prasowanie! Mycie podłóg! Telewizja! Dziki seks!…

…Tylko szkoda, że o 21.15 śpię i ja, ciężkim i zasłużonym snem matki, będącej na nogach od 5.25.

Napisano w Od Rana Do Wieczora

Tagi: , , ,

10 comments on “Roraty 2016
  1. kuka pisze:

    U nas roraty o 6.45. A po nich śniadanie dla dzieci w domu parafialnym o 7.20 i o 7.40 wyjście prosto z parafii do szkoły. Każda siostra katechetka zabiera swoich uczniów do właściwej placówki. Wystarczy więc dziecko o 6.30 wystawić za drzwi domu i spokojnie można spać dalej 😉

  2. Ewa pisze:

    A o jakie gwiazdki chodzi? U nas na Podkarpaciu też ” przechodnia Maryja” jest, a zwycięzca losowany jest spośród serduszek z dobrymi uczynkami spelnianymi przez dzieci.

    • Dorota pisze:

      U nas dzieci robią gwiazdki i inne ozdoby na choinkę, a na nich piszą odpowiedzi na pytania roratnie z Małego Gościa. Zwycięzca losowany jest spośród prawidłowych odpowiedzi 🙂

  3. Ola pisze:

    Jakoś się tak złożyło, że nigdy nie byłam na roratach. Aktualnie są u mnie o 7, a ja na 7 do pracy…także póki co raczej nie dotrę.

  4. Winter pisze:

    Mnie nikt nie zmuszał. Sama wstawałam. Wydaje mi się to teraz nieprawdopodobne. Przypuszczam, że ambicja i chęć dorównania bratu starszemu miały tu wpływ. Mrozy -20 stopni i ta próba dospania na stojąco zanim światła nie rozbłysną w kościele, i lampion ze swieczką, który zaczął płonąć. Bezcenne wspomnienia 😉

  5. mamaAsi pisze:

    W mojej osobistej parafii trzydzieści parę lat temu proboszcz zarządził roraty wieczorem, dla dzieci, żeby nie ściągać z łóżka na 6.30, zwłaszcza że niektórzy na 7.00 wędrowali już na religię do sal katechetycznych i potem do szkółki. W warszawskiej parafii roraty muszą być o 7.00 rano i nic proboszcza nie przekona. Mimo, że prawo kościelne nakazuje tylko mszę roratnią rozpoczynać w ciemnościach, ale pora doby obojętna. Zwyczaj rorat przed świtem wziął się stąd, że przed Vaticanym Secundum aby przyjąć Komunię św. należało nic nie jeść nie godzinę wcześniej, jak obecnie, tylko od wieczora. Trudno wymagać postu od wiernych całą dobę.
    Większość dzieci w szkole mojej córki, które są w wieku przeżywania fascynacji roratami, od 7 rano to już siedzi w świetlicy.

    • Dorota pisze:

      W naszej parafii dawniej roraty były o 18.30, ale podobno wierni tłumaczyli się proboszczowi z nieobecności, że nie zdążają wrócić z pracy i ze szkoły, więc zrobił je rano o 6.30. I znów wierni tłumaczyli się, że o 7.00 to oni już jadą do pracy i do szkoły i nie mogą przychodzić. Więc w tym roku były o 6.15. Na moje oko liczba uczestników rorat jest taka sama bez względu na godzinę ich odprawiania, ale dokładnych statystyk nie prowadzę 🙂

  6. kolorki pisze:

    Oh, yeah, jak byłam w wieku Twoich chłopaków, to też chodziłam na roraty, ale zawsze były wieczorkiem, więc nikt mnie budzić nie musiał, dostawało się jakieś takie karteczki, które dzisiaj każdy by sobie na xero odbił, ale wtedy jakoś nie (nie było xero?????), z tych malutkich obrazków tworzyło się obraz wielki i dostawało 5 z religii 😉 Bardzo chciałam, ale nie zawsze wychodziło, bo biegałam do znienawidzonej szkoły muzycznej i bywało, że zajęcia mi się nakładały (pewnie dlatego teraz nastała moda na rano, o 7.00 chyba za często nie ma rytmiki?) A lampionik miałam przepiękny, zrobiony ręką dziadka, ale… tęskniłam za przecudnym kupnym ;))) O przechodniej Maryjce nie słyszano!!!!!

    • Dorota pisze:

      Za moich czasów też były te kserowane karteczki-puzzle! Za cały obrazek na koniec Adwentu była nagroda, już nie pamiętam jaka 🙂

Skomentuj kuka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*