„Świerszczyki” mojego życia

„Świerszczyk” to czasopismo, które było ze mną od zawsze. Teraz jest z moimi dziećmi. Czyli w sumie dalej ze mną 😉

swierszczyki880

Kiedy byłam dzieckiem, a prasa była generalnie tania, moi Rodzice prenumerowali mnóstwo gazet. Z tytułów dla dorosłych pamiętam „Kobietę i życie”, „Gazetę Krakowską”, „Gospodynię” (tę czytała Ciocia Lusia), „Motor”, a później „Poradnik domowy”. Dla nas był najpierw „Miś”, potem „Świerszczyk”, a następnie „Płomyczek”, „Płomyk”, „Świat Młodych” i „Filipinka”.

W moim domu rodzinnym gazety codzienne służyły za podpałkę do pieca, kolorowe traktowało się z nabożną czcią. Roczniki danego tytułu Tata zawoził do introligatora i powstawały z nich księgi, encyklopedie wiedzy wszelakiej. Do dziś u rodziców jest kilka takich tomiszczy. Z dzieciństwa pamiętam, że mi służyły do zasuszania liści przyniesionych ze spaceru, a mama wykorzystywała je do obciążania andruta, w bardziej eleganckich kręgach zwanego pischingerem.

Sporo kolorowej prasy leżało też na werandzie u Ciotek. Mój Tata za kawalerskich czasów prenumerował „Film” i „Kino”, przykurzone stosy magazynów z fotosami gwiazd dużego ekranu przeglądałam namiętnie w upalne, wakacyjne dni. Pamiętam zapach kurzu przemieszany z podniosłym nastrojem i poczuciem, że dotykam innej rzeczywistości, tego wielkiego świata, mającego jakiś nie do końca zrozumiały dla mnie związek z młodością mojego starego już wówczas Ojca. Który miał wtedy jakieś 36 lat, a więc z perspektywy dziesięciolatki był starcem nad grobem stojącym.

W Haczowie, w rodzinnym domu mojej Mamy, obowiązkowym punktem programu podczas każdej wizyty u Babci było przeglądanie „Świerszczyków” z lat 60., pieczołowicie zszytych dratwą w jedną, grubą księgę. Znałam je na pamięć, ale za każdym razem wertowałam z taką samą przyjemnością. Pachniały kurzem, starym papierem i wszystkimi zapachami domu, jakie tylko możecie sobie wymyślić, bo leżały w kuchni (zwanej „izbą”, w odróżnieniu od pokoju, na który Babcia mówiła „stancja”) na ławie pod oknem i chłonęły wszystko. Pamiętam rysunki Butenki i rebusy, których nigdy nie mogłam rozwiązać. Serio, rebusy przekraczały możliwości mojego dziecięcego umysłu, nauczyłam się je rozwiązywać dopiero jako osoba dorosła 🙂

Od kilku lat kupuję „Świerszczyk” dla moich dzieci. Kiedy byli mniejsi, czyniłam to bardziej regularnie, teraz od czasu do czasu, gdy Magda Kiełbowicz ogłosi na FB, że jej opowiadanie w najnowszym numerze 🙂 Opłacam wtedy prenumeratę na trzy miesiące, żeby nie latać po kioskach, za jakiś czas na kolejne trzy. Wyczytane na lewą stronę (ale traktowane z szacunkiem!) egzemplarze „Świerszczyka” oddaję innym, kilka wysłałam do zaprzyjaźnionej biblioteki na Litwie, ostatnio przygotowałam stosik, który pojechał na Ukrainę.

„Świerszczyk” zmieniał się przez lata, jego szata graficzna, logo, bohaterowie, autorzy dziś są zupełnie inni niż 70 lat temu. To naturalne i oczywiste. Ale najpiękniejsze jest to, że wciąż pozostaje synonimem świetnej prasy dla dzieci, czasopisma z prawdziwego zdarzenia (chyba ostatniego na rynku!), które uczy, bawi, wychowuje, zachwyca słowem i grafiką, zachęca do dyskusji, mówi o ważnych sprawach, które przyciąga całą rodzinę, bo identyfikują się z nim już trzy pokolenia. Czuję rozkoszny dreszczyk na myśl, że znam autorki „Świerszczyka”! Magdę Kiełbowicz osobiście, Kasię Warpas internetowo. Niedawno na FB odpisała mi Alicja Krzanik, a na Targach Książki widziałam na własne oczy Elę Wasiuczyńską. To wszystko sprawia, że w moim własnym domu czuję się jeszcze lepiej, kiedy jest w nim „Świerszczyk” 🙂

Napisano w Czytam dzieciom (i sobie też)

Tagi: , , , , ,

10 comments on “„Świerszczyki” mojego życia
  1. TosiMama pisze:

    Piękna opowieść. Ja swoich już nie mam, a bardzo żałuję… Teraz gromadzimy kolekcję Tosi, może przekaże ją kiedyś swoim dzieciom.

  2. Marta pisze:

    Pięknie to wszystko opisałaś. Ja Świerszczyk pamiętam ze świetlicy szkolnej. To były wydania z lat 60. i 70. Nie pojedyncze egzemplarze, a grube księgi zebranych Świerszczyków w płóciennych oprawach. Po lekcjach biegłam jak szalona do świetlicy, żeby mi tylko nikt nie „zajął” Świerszczyka. Siadałam schowana pod stołem i czytałam kilka godzin, aż mama po mnie nie przyszła. Bardziej fascynowały mnie te stare wydania, chociaż w domu z przyjemnością podczytywałam bieżące numery.
    Teraz z podobnym entuzjazmem przynosimy z kiosku nowe numery i czytamy 🙂

  3. kwiatkowska pisze:

    „Świerszczyk” na wieś docierał bardzo nieregularnie. Pamiętam, że rodzice opłacili prenumeratę i listonosz nosił gazety w wielkiej torbie: czasem przywoził ponownie ten sam numer, czasem nie miał wcale, czasem strony były nierozcięte. Wyczytane egzemplarze oddawałam do przedszkola. „Świat Młodych”, „Płomyczek” i „Płomyk” kupowałam już sama po przeprowadzce do miasteczka. „ŚM” dla komiksów i wiadomości muzyczno-filmowych, „Płomyczek” dla rysunków Gwidona Miklaszewskiego, a „Płomyk” dla artykułów (tematyka podobna jak w programie „Luz”, a ja chciałam być zbuntowaną nastolatką :)). O „Filipinkę” zahaczyłam, kiedy już zaczynała się psuć. Stałam jeszcze w kolejkach po „Dziennik Ludowy” z powodu przedruków plakatów (co sobotę pobudka o 7.00 i sprint do kiosku: kto rano wstanie, ten „Dziennik” dostanie), a w latach 90. umawiałam się z kioskarką, żeby odkładała mi „Brum” (przychodziły może 2-3 egzemplarze).
    Młodemu kupiłam kilka razy współczesny „Świerszczyk”, ale poza „Kopniętym królestwem” i szukaniem szczegółów ukrytych w czarno-białych rysunkach nie wzbudził w nim zainteresowania, więc zaprzestałam.
    A jakie znacie współczesne mądre pisemko dla dzieci 10+?

  4. Iza pisze:

    Jak dobrze,że zajrzałam, właśnie porządkuję pokoje dziecięce i zastanawiam się co zrobić z ksiązeczkami i świerszczykami. Tez pomyślałam o Ukrainie i Litwie. Czy mogę prosić jakiś namiar na sprawdzone placówki?

    • Dorota pisze:

      Na Litwę posyłałam tutaj: Biblioteka H. Jundzilo g. 43 Pabarės k. LT-17201 Šalčininkų r. Lietuva. Adres po polsku (potrzebny na naszej poczcie): Biblioteka, ul. H. Jundziłła 43, Podborze LT-17201, rejon Solecznicki, Litwa. Na Ukrainę podaję paczki przez moją Siostrę komuś, kto jeździ z Tarnowa.

  5. ella-5 pisze:

    Jeszcze Płomyczek i Płomyk. A za Filipinką tęsknię do dziś. Na prawdę szkoda, to było bardzo dobre czasopismo

  6. kolorki pisze:

    Moi rodzice prenumerowali dla nas te same tytuły :))) I miałam je wyłącznie dla siebie, bo mój brat słowem pisanym się nie kalał, ani jako dziecko, ani teraz ;/

  7. Gosia pisze:

    Najpierw „Mis” i „Swierszczyk”, pozniej „Kaczor Donald”, „Kwak”, „Filipinka”, „Kino” i podbierane mamie „Twoj Styl” i „Wrozka” 🙂 Dzisiaj miesiecznik „W Drodze”, a dla babskich tematow „Zwierciadlo” 🙂

  8. marcelina pisze:

    Mojego Swierszczyka przywozila na malej motorynce bardzo obfita pani listonoszka o dzwiecznym imieniu Apolonia. Zostawiala go, zwinietego w tutke, miedzy przeslami plotu. A ja bieglam galopem, zeby go wziac. Teraz tez kupujemy, dla malych Abecadlo a dla wiekszych Swierszczyka.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*