Niedawno opowiadałam Wam o świetnej książce Doroty Kassjanowicz „30 znikających trampolin”. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Albus, dwie osoby dostaną tę interesującą książkę w prezencie.
Chcę Was wciągnąć do tej gry lingwistycznej, którą zaproponowała czytelnikom Dorota Kassjanowicz. Wasze zadanie polega na tym, by opisaną poniżej historię opowiedzieć w jeden z wybranych sposobów:
– limerykiem
– w konwencji baśni
– z punktu widzenia Matki
– jako horror.
A może masz inny pomysł? Śmiało, wszelkie konwencje dozwolone. Jeśli ktoś chce, może opisać ją w każdym z podanych wariantów. Pracowitość zostanie nagrodzona 🙂
A oto i nasza historyjka w wersji podstawowej:
Była niedziela. Ojca nie było w domu od tygodnia. Sześć długich dni i nocy Matka spędziła sam na sam ze swoimi dziećmi. Dzieci były chore, więc nie wychodziły z domu. Matka też nie wychodziła, a jedyni dorośli ludzie, których w tym tygodniu widziała na żywo, to byli dostawca pizzy i dostawca zakupów spożywczych, zrobionych przez internet. Na dodatek dzieci zaraziły ją przeziębieniem, od dwóch dni była kaszląca i słaba. W niedzielę wstała z łóżka tylko siłą woli, przypominając sobie, że to dziś, dziś!!!! Mąż i Ojciec wraca do domu.
Zerknęła na telefon, leżący na stole i mrugający figlarnie niebieskim oczkiem, co oznaczało „masz wiadomość”. I przeczytała sms od Męża: „Wracam dopiero we środę.”
Na Wasze wersje anegdotki czekam do 3 grudnia 2016, do godz. 23.59. Powodzenia!
Baśń zatem:
Królowa byłą mądrą, piękną i zacną, a przede wszystkim cierpliwą kobietą. Dopóki nie poznała przyszłego męża i nie powiła mu trojga wspaniałych pacholątek, rzecz jasna. To znaczy – mądrość, piękność oraz zacność, cnoty niewygaszalne – utrwaliły się wręcz z wielorództwem, cierpliwość jednakże cokolwiek zelżała. Król, pełen kultury, zaradności oraz urody Jamesa Bonda, był szalenie zajętym człowiekiem. Jeździł po krainach podległych, odwiedzał podwładnych, pracował ciężko na szacunek oraz strawę.
Pacholęta rosły zdrowo, wróć, rosły szybko, ku uciesze rodziców, uwielbiały jednak harce z rówieśnikami, mieszkającymi na dworze, a odporność ich wątła mozolnie budowała się dzięki kolejnym infekcjom, łapanym w ułamku sekundy w sezonie jesienno-zimowym. Kiedy król objeżdżał terytoria, poznawał ludzi, zarabiał dukaty, Królowa, pozbawiona pomocy, z godnością i topniejącą wspomnianą wcześniej cierpliwością, zajmowała się dziećmi, w zdrowiu i chorobie, w cudnym niemowlęctwie i czarującym wieku nastoletnim, znosiła zniewagi, ułomności natury, swoją niezdarność i wszystkie przewiny świata, jednego razu sama jednak podupadła na zdrowiu (być może topniejąca cierpliwość to klucz w budowaniu odporności u dorosłych, tego niestety nie dowiemy się rychło). Miała już nieco powyżej dziurek u nosa swojej samotności, bezradności a także znoszenia dobrych i lepszych humorów swoich dzieci. Trzymała się jednakże, jak guma majtek, nadziei, iż mąż jej, Król przewielki, zjawi się za kilka godzin, a ona będzie mogła zanurzyć swe zmęczone ciało w pierzynie i pochorować w spokoju. I kiedy usłyszała, że psy szczekają głośniej, już miała paść swym pięknym, jak już ustaliliśmy – zawsze – obliczem na miękką poduszkę, gdy szczekanie psów zrobiło się niepokojąco zbyt głośne. I wtedy przed bramą królestwa rozległ się huk armatni, ogłaszający nadejście giermka. Resztką sił przeczytała obwieszczenie Króla – „Wracam za dni kilka”.
Od łez jej, które wartkim strumieniem wylały się z oczu jej zapuchniętych od kataru, acz nadal pięknych, nie zapominajmy, źródło rozpoczęła rzeka Nil, znana po dziś dzień, acz Królowa podniosła się i udźwignęła swój ciężar, gdyż kto, jak nie ona.
I jaki morał z tej bajeczki, kochane dzieci?
Nie warto ufać gumie do gaci.
Piękna historia, popłakałam się ze wzruszenia :-))))
Ot, taka nieudolna próba:
Pewną matkę trójki z Krakowa
Bardzo bolały gardło i głowa.
Trójka chłopców szalała
I po meblach skakała.
Co tam, do powrotu ojca w szafie ich schowa!
ja napiszę bajkę z punktu widzenia tej matki: ojapier***e!
😉
(to poza konkursem :P)
Matka Polka co żyła w Krakowie
Od tygodnia dom miała na głowie.
Chora męża czekała,
lecz wiadomość dostała,
że powróci w tygodnia połowie.
To i ja spróbuję:
Pewna matka trojga mieszkająca w Krakowie
myśl o męża powrocie tylko miała w głowie,
dlatego pomyślała, że na miejscu skona,
gdy, myśląc: „Kiedy?”, zerknęła w smartfona,
i przeczytała: „Dopiero w tygodnia połowie”.
Może nie jest to klasyczna forma, bo chyba sylab za dużo, ale co tam. Mój pierwszy limeryk w życiu 🙂
Mam limeryk (chyba pierwszy w życiu, a już na pewno pierwszy publikowany)”
Pewna matka pochodząca z Mordoru,
co się stała bohaterką horroru –
wpadła w chorób odmęty,
a mąż ciągle zajęty,
psyche jej nie zaznało splendoru!
Prace nad dłuższymi formami literackimi trwają 🙂