Z książkami dla dzieci mam jeden problem: nawet z tych najukochańszych dzieci wyrastają, a żal wyeksmitować z domu. Ubrania i zabawki bez żalu oddaję innym dzieciom, a z książkami bardzo trudno jest mi się rozstać.
Taka seria „ABC… uczę się”, urocze wierszowane historyjki autorstwa Małgorzaty Strzałkowskiej, stanowi wręcz stały element wyposażenia dziecięcego pokoju. Już-już miałam się jej pozbyć (seria liczy tomy od A do Z, osobno wszystkie ą, ę, ż, dż itd., do tego cyfry od 1 do 10, osobno opisane wszystkie święta, Unia Europejska, pieniądze…) a tu się okazało, że będzie Wojtek, więc z ulgą zostawiłam dla niego. Ale już się martwię, że przecież wyrośnie z nich za kilka lat i w końcu trzeba będzie je oddać, ech!
I nie to, żebym nie miała komu i gdzie, ale jednak żal. Bo tyle czasu z nimi spędziliśmy, tyle przyjemności nam dały… Stają się prawie członkami rodziny!
Cenię zatem książki, które można czytać z dzieckiem wciąż i wciąż, w miarę dorastania dziecka odkrywając w nich coś nowego. „Binek i Pulpet w świątyni Majów” to książeczka obrazkowa, którą można przeglądać już z dwulatkiem (zapytany o małpkę z telefonem Wojtek wskazał wystającą z ciemnego zakamarka psią pupę i zakrzyknął radośnie: KUPA!… bo wciąż myli te dwa słowa), ale prawdziwą frajdą jest wspólna lektura z pięcio-sześciolatkiem. Człowiek w tym wieku wyłapie wszystkie szczegóły, odszuka to, co jest do odszukania na ilustracjach, a jeszcze będzie się zaśmiewał z przygód bohatera. Można się pogubić, bądźcie czujni, żebyście trafili nie tylko TAM, ale i Z POWROTEM! Frajda dla obojga, tak dziecka jak i dorosłego, gwarantowana.
Krzysztof Łaniewski-Wołłk, Binek i Pulpet w świątyni Majów, ilustracje Adam Wójcicki, wydawnictwo Dwie Siostry 2016.
Takie ulubione (także moje) dziecięce książki i książeczki gdy synowie wyrośli schowałam głęboko w szafie „dla wnuków” 🙂 Ciekawe, czy również będą się zaśmiewali przy wierszu o zbójnikach, którzy przy okazji tańca zdemolowali całą chałupę… ;)(„Zbójnicki” Wandy Chotomskiej)