W niedzielne popołudnie, z chorutkim Michasiem na rozłożonej kanapie w dużym pokoju obejrzeliśmy ekranizację „Złodzieja pioruna”, pierwszej z cyklu powieści „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy”.
Uma Thurman jako bardzo stylowa Meduza, źródło zdjęcia: http://www.imdb.com
Niedawno przeczytałam tę książkę, więc bardzo ucieszyłam ze sposobności obejrzenia filmowej adaptacji. Szczególnie, że Pierce, rozumiecie.
I spieszę podzielić się z Państwem wrażeniami. Brosnan w wersji „James Bond po powrocie z niewoli koreańskiej” był bliski współczesnych kanonów męskiej urody (na miejskiego drwala), dla mnie jest nieustająco przeprzystojny. Szczególnie, gdy się ogoli i obetnie włosy. Ciekawe, czy on naprawdę chodził z tym końskim zadem, czy to było dorobione komputerowo, bo przemieszczał się z dużą gracją. Ale i tak najlepsza była Uma jako Meduza, wyglądała obłędnie tak w czarnym turbanie jak i w wężowej koafiurze. Nawet po śmierci prezentowała się szalenie stylowo. Ech, z takim urokiem to trzeba się urodzić.
Chwilami miałam wrażenie, że albo mam galopującą sklerozę i nic już z książki nie pamiętam, albo w książce było zupełnie inaczej. Bloczki reklamowo-autopromocyjne (niedzielne popołudnie, więc było na bogato! Poniedziałkową listę zakupów można było ułożyć: buty dla dzieci, lek na przeziębienie, mięso z indyka…) nie ułatwiały sprawy, trwały tak długo i były tak zajmujące, że prawie zdążyłam zapomnieć, jaki film oglądam. Jasne, ekranizacja rządzi się swoimi prawami, ale parę rzeczy bardzo mi się nie podobało. Zostawmy już uproszczenia i brakujące wątki, filmowcy musieli coś wyciąć, to oczywiste, ale nie wiem, po co bohaterowie zostali postarzeni o kilka lat (w książce Percy jest dwunastolatkiem, tutaj na pewno ma co najmniej szesnaście lat)* i – co wkurzyło mnie najbardziej – pełno tu wulgarnych scen z jednoznacznie seksualnym podtekstem: laski wijące się wokół Grovera w kasynie, czy Persefona, która tak emanuje seksem, że bardziej się nie da, mruczy na widok Grovera: „Nie miałam jeszcze satyra…” – a fuj! Przecież to film dla dzieci! (skoro już jesteśmy przy Hadesie: bardzo mnie rozbawiło, gdy na początku podróży bohaterów do piekieł w tle pojawił się kawałek „Highway to hell”).
Kolejna rzecz na nie: roi się tu od potworów, przy których dementorzy wydają się ledwo strachami na wróble. Mamy tu Hadesa przedstawionego jako bestia w płomieniach, Minotaura, Hydrę i Gorgonę. Ohydne były, łeee! W książce też były, jasne, ale jednak co innego o nich czytać, a co innego zobaczyć je na ekranie.
Film jest przeznaczony dla widowni 10+**, ale pora emisji (15.15 w niedzielę) sugerowałaby nieco lżejsze emocje. Michałkowi się podobało, mnie ogólnie też, choć wciąż zadaję sobie pytanie o sens utykania w bajce dla dzieci tylu motywów erotycznych.
***
* Już wiem, dlaczego. Odpowiedź w sekcji FAQ na imdb.com. Wyjaśnienie jest prostsze, niż przypuszczałam 🙂
** Szukając informacji o dolnej granicy wieku widzów tego filmu, natrafiłam na Parent Guide na IMDB.com – bardzo ciekawa inicjatywa, każdy film ma taką stronę, która dokładnie wylicza wszystkie sceny w poszczególnych kategoriach: Sex & Nudity, Violence & Gore, Profanity, Alcohol/Drugs/Smoking. Gdybym przeczytała to wcześniej, Michaś raczej nie obejrzałby „Złodzieja pioruna”. Ale ciekawe w kontekście moich przemyśleń, że kategoria Sex & Nudity jest tu pusta. Czyli dla twórców liczą się konkretne sceny seksu, a nie podtekst. No ja nie wiem.
Byłam na tym filmie w kinie kilka lat temu 🙂 Ogólnie bardzo mi się spodobał, chociaż też nie rozumiem obecności podtekstów seksualnych, szczególnie tego z Persefoną, szczególnie że w książce tego nie było.
Spodobały mi się różnice między książką a filmem; dzięki temu byłam w wielu momentach zaskoczona, mimo wcześniejszej lektury.
A teraz sobie na podanej przez Ciebie stronce doczytałam, że reżyser nie czytał książki. Ekhm… Na to bym nie wpadła 😀 Myślałam, że to podstawa, nawet jeśli scenariusz pisze ktoś inny.
Tak, mnie to też rozłożyło na łopatki, nawet pomyślałam, że to niemożliwe, chyba nie rozumiem dobrze po angielsku :-))
Dzięki za recenzję! Chyba sobie odpuścimy… Na razie.