Późne lato kojarzy mi się z dojrzałą, nieco zmęczoną życiem kobietą. Bardzo lubię ten czas babiego lata, porannych mgieł, łąk żółtych od łanów wrotyczu, pachnących pomidorów, malin ociekających sokiem, słodkich winogron i pomarańczowych dyń, rozpierających się na straganach z pewnością kogoś, kto jest na właściwym miejscu.
Jest w późnym lecie mnóstwo uroku, ale także smutek i melancholia, bo zaraz jesień, która co prawda złotymi liśćmi szeleści i kasztanami się brązowi i mimozami się zaczyna, ale wiadomo, czym się kończy. I jak żyć, jak żyć w tej rzeczywistości pluchy, mżawek, deszczów, a potem śniegowego błota. Szarość, ponurość, depresja, bure golfy i gulasz z ogórkami kiszonymi.
Znacie to? Wszyscy znamy. Ale ja tak nie chcę i nie będę tak żyła.
Mam mięciutkie, ciepłe skarpety, wygodne, cieplutkie dresy z łosiem, mam zapas cynamonu do ciasteczek korzennych (wkrótce nowa wersja bez białej mąki i z ksylitolem zamiast cukru) i mam książkę „Aromaterapia” Anny Huete. I nie zawaham się ich użyć!
Do tej pory w ramach aromaterapii piekłam ciastka, bo nic nie działa na mnie tak dobrze jak zapach świeżych wypieków z dodatkiem przypraw korzennych. Od razu czuję się lepiej, lżej mi na duchu, a w książce przeczytałam, że olejek cynamonowy przeciwdziała zmęczeniu. Proszę, i nawet nie trzeba było inhalacji ani waporyzacji robić. I jak ładnie połączyłam przyjemne z pożytecznym. Co więcej, olejek z kory cynamonowej (o identycznym zapachu jak zmielona kora, czyli to, co kupujemy w proszku) podnosi libido. Już Pliniusz, żyjący w I w. n.e., w „Historii naturalnej” przestrzegał przed kobietami, które perfumują nim pościel. Ciekawe w jakim kontekście przestrzegał? Że to swawolne nierządnice, czy że ciężko sprostać ich wymaganiom? Hmm, muszę przyuważyć, jak tam moje libido w dniu pieczenia ciastek 😉
Zostawmy jednak moje libido na boku i wróćmy do meritum, czyli do kolorowego, interesującego przewodnika po świecie pięknych zapachów i jednocześnie naturalnych środków poprawiających samopoczucie: olejki eteryczne mają moc zwalczania rozmaitych dolegliwości i infekcji. Są stosowane od wieków, o czym dokładnie opowiada pierwszy rozdział książki. Poznacie m.in. takie smakowite ciekawostki jak ta o uwiedzeniu Juliusza Cezara przez Kleopatrę. Wieść niesie, że królowa Egiptu mając zakusy na Cezara natarła ciało olejkiem różanym i zapewne dlatego uwodzony wódz nie stawiał najmniejszego oporu.
Znowu piszę o seksie!… A przecież aromaterapia pomaga także przy bólach głowy, apatii, łagodzi lęki, koi głęboki żal po stracie. Moc olejków eterycznych pomaga odstraszyć owady, łagodzi poparzenia słoneczne, przynosi ulgę w lumbago, kolce jelitowej, bezsenności… Właściwie każdą dolegliwość można leczyć w ten zachwycająco przyjemny sposób, oczywiście najlepiej po konsultacji z aromaterapeutą. Poddając się kuracji w domu należy oczywiście pamiętać o środkach ostrożności (niektórych olejków nie należy stosować w ciąży, a te, które chcemy użyć do kąpieli lub masażu, powinniśmy najpierw rozcieńczyć w wodzie lub oleju nośnikowym), ale do radości z aromaterapii wystarczy wanna i wybrany olejek. Z książki Anny Huete wynika, że najbardziej uniwersalny jest olejek różany, którego Kleopatra używała do sami-wiecie-czego. Uspokaja, budzi z apatii, dodaje wiary w siebie, a poza tym – trudno mi wyobrazić sobie piękniejszy zapach 🙂
Uwaga, uwaga! Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Jedność, dwie moje czytelniczki (lub czytelnicy) otrzymają pachnącą nowością książkę „Aromaterapia”. Już od samego przeglądania jej człowiekowi robi się przyjemniej! Aby ją otrzymać, w komentarzu do tej notki napisz, jakie są Twoje niezawodne sposoby na poprawę nastroju. Masz czas do północy 23 września.
Anna Huete, Aromaterapia. Praktyczny przewodnik po olejkach eterycznych, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2016.
fot. w zajawce: kerdkanno, pixabay.com
Oto mój sposób na poprawę nastroju.
Przyćmione światło. Zapach wanilii unoszący się w powietrzu. Muzyka przyjemnie sącząca się z głośników. Ja, otulona cieplutkim kocykiem w reniferki, zapadam się w miękkim fotelu i delektuję kawą z dodatkiem kardamonu, przygotowaną i podaną przez mojego małżonka w mojej ulubionej filiżance oraz zniewalająco pysznym kawałkiem ciasta. Mąż, z błyskiem troski w oku, masuje mi stopy. Pod ręką mam dobrą książkę i album ze zdjęciami rodzinnymi. Jest mi błogo i przyjemnie. Chwilo trwaj…
No i na tyle byłoby marzeń 😉
W realu połączenie tych wszystkich elementów w jednym czasie(zwłaszcza udział męża, który ciągle pracuje) graniczy z cudem. Dlatego w zależności od natężenia nastroju (podły – bardzo podły – lepiej nie podchodź!) staram się „wykroić” dla siebie dwadzieścia minut wolnego czasu i choćby trzy z powyższych składników dobrego nastroju w różnych kombinacjach. Na razie działa!
moja poprawa nastroju,to zawsze pachnace swieczki i kominki aromaterapeutyczne z prawdziwymi olejkami .Uwielbiam pomarancze,cynamon,miete,lawende i cytryne.I nigdy to lepiej nie pachnie niz jesienia czy zima.
A tak to muzyka klasyczna i swiety spokoj,ktorego ciagle brak.Pozdrawiam!
A mnie pomaga (i mam pewność, że nie jestem jedyna) ogromny kubek herbaty z imbirem, miodem i cytryną, ciepły koc, który przykrywa nogi w miękkich skarpetach, dobra muzyka (czasem chill out, czasem Metallica) i last but not least: interesująca lektura („Ostatnia arystokratka w ukropie” podniosła poprzeczkę bardzo wysoko). Pomagają także zamknięte choć na kwadrans dziennie drzwi do mojej sypialni, oddzielające mnie od zgiełku pozostałych pomieszczeń. Później wspomniane już wyżej „same wiecie co” wychodzi najlepiej 😉
Sposób na poprawę nastroju?… Różnie, zależy od pory roku i sytuacji, w jakiej się znajduję. Ale zawsze ładne zapachy wywołują u mnie uśmiech. Wiosną lub latem działa szybki spacer połączony z wdychaniem powietrza pachnącego świeżością po burzy albo zanurzaniem nosa w kwiatach rosnących w parkach (lub ogródkach sąsiadów; lubię tych sąsiadów, którzy sadzą kwiaty blisko ogrodzenia). Jesienią w dobry humor wprawia mnie pieczenie ciast i ciasteczek oraz zapach, który ogarnia wtedy całe mieszkanie. A zimą? Idealnie działa kąpiel z dodatkiem czegoś ładnie pachnącego, nasmarowanie ciała aromatycznym balsamem i zaszycie się pod cieplutki koc z książką w ręce.
A mi xylitol szkodzi…Wam nie?
mam po nim….hmm.. no zaburzenia żołądkowe.
Też się obawiałam tych zaburzeń, ale u nas nikomu nic się nie dzieje.
Mój niezawodny sposób na poprawę nastroju to szycie na maszynie 🙂 Szyję od dwóch lat, sprawia mi to dziką frajdę i jeśli trafi się taki dzień jak dziś, czyli: Mała śpi, Duża zajęta i Mąż w domu, to pędem do maszyny, choćby uszyć tylko coś małego, jak np. tak zwaną szmatkę sensoryczną dla niemowlaka. Samo planowanie, rysowanie, myślenie nad materiałami to dla mnie relaks, odskocznia i przyjemność, a jak jeszcze potem wyjdzie z tego coś fajnego, to już jest pełnia szczęścia 🙂 Pozdrawiam!
Dla poprawy nastroju stosuję „sami-wiecie-co :-). Sposób bardzo skuteczny a w połączeniu z arommaterapią to będzie prawdziwa bomba:-)
Sprzątam mieszkanie. Uporządkowane otoczenie to porządek w głowie. Na wymytych meblach pachnie pronto, przywołujące wspomnienie pierwszych poślubnych porządków na Boże Narodzenie.
Nastawiam rosół. W domu ma pachnieć rosołem. Jesienią, zimą, wiosną. Od razu robi się przytulniej i cieplej.
Piekę szarlotkę. Tradycja pewnie nie tylko w moim domu, na niedzielę rosół i domowe ciasto. Miałam w dzieciństwie sąsiadkę, której mama na święta – o zgrozo! – kupowała ciasta w cukierni. Jakże w tym domu było zimno!
Parzę herbatę. Ulubioną herbatę w ulubionym kubku. Dostałam go od przyjaciółki dawno temu, na pocieszenie. Uśmiecham się.
Włączam cicho małe kuchenne radio. Rytm muzyki pozwala oderwać myśli od nieprzyjemnych tematów.
Wychodzę z kuchni. Roznoszę za sobą zapach warzyw, pietruszki, lubczyku, przypalonej na suchej patelni cebuli, cukru waniliowego i cynamonu.
Pachnie domem.
Na poprawę nastroju od zawsze stosuję porządne wybiegania potem kąpiel w soli regeneracyjnej i kubek kakao. Chętnie zapoznam się z mocą olejków!
Pewnie nie jest to odpowiedź, która będzie warta nagrodzenia, ale moim niezawodnym sposobem na poprawę nastroju jest sport (zwłaszcza fitness) – działa zawsze. W długie zimowe czy jesienne wieczory doskonale poprawia nastrój książka i kubek pachnącej herbaty, albo wanna pełna ciepłej wody i pachnącej piany (i tu nieśmiało zaznaczę, że do tej herbaty i kąpieli taka książka o aromaterapii by się przydała :)). W tej wannie to oczywiście też z książką leżę i tylko co jakiś czas stopą przekręcam kurek z ciepłą wodą 🙂 Tylko jednego czego brakuje to czas…
Na poprawę nastroju to różnie, w zależności od okoliczności – albo dobra książka i dobra kawa, albo rower i co najmniej 30 km, albo to, co Kleopatra sama-wiesz-co 🙂 Kiedyś, 50 kg temu, to najchętniej słodycze, ale teraz, jak już wyglądam jak człowiek, to nie, nie – chyba, że Twoje ciasteczka bez mąki i cukru 🙂