Nasz sąsiad Stanisław Lem

To jest artykuł, który w 2011 r. napisałam do „Naszych Klinów”*, przypominam go dziś, z okazji 95. rocznicy urodzin Stanisława Lema.

Znany i ceniony na całym świecie wizjoner, futurolog, najwybitniejszy twórca polskiej fantastyki naukowej, którego książki przetłumaczone na 41 języków zostały wydane w prawie 30 mln egzemplarzy. Stanisław Lem, bodaj najsłynniejszy mieszkaniec Klinów, zmarł w 2006 r., ale wciąż żyje w pamięci swoich bliskich i sąsiadów.

naszekliny_lem

„Nasze Kliny” nr 9, lato 2011

Zostałam zaproszona przez panią Barbarę Lem do jej domu. Siadamy w pokoju z wyjściem na ogród, na stoliku leży koronkowa serweta, misterna ręczna robota, z kąta przy kominku patrzy na mnie Stanisław Lem z karykatury Ewy Barańskiej-Jamrozik. Za chwilę usłyszę historie nie tylko o Stanisławie Lemie, ale także o Klinach, których już dawno nie ma. Pani Barbara i jej siostra Jadwiga Zych snują opowieści, których słucham z zachwytem. Posłuchajcie i Państwo.

Barbara i Stanisław Lemowie zamieszkali na Klinach w 1958 r.

– Pewnego razu w latach 50. odwiedziliśmy mieszkających przy ul. Narvik Teresę i Jana Błońskich, którzy bardzo nas namawiali na zamieszkanie tutaj – opowiada pani Barbara Lem – Początkowo nie mieliśmy na to ochoty, mąż w ogóle nie chciał słyszeć o wyprowadzce z miasta, ale sytuacja nas do tego zmusiła: przy ul. Bonerowskiej mieszkaliśmy w cztery rodziny, dzieliliśmy jedną kuchnię i jedną łazienkę.

Państwo Lemowie zapisali się do spółdzielni mieszkaniowej, „która pod Krakowem, w szczerym polu, wybudowała kilkanaście domków jednorodzinnych. Domki oddawane były przyszłym mieszkańcom w stanie surowym. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, miały już lokatorów, ten jeden ostał się dlatego, że był położony najniżej i woda z okolicznych pól i nieużytków ochoczo wdzierała się do piwnicy, tworząc w niej pokaźny rezerwuar. Znajomi znający się na rzeczy odradzali kupno domu położonego z dala od miasta i przystanku autobusowego, pozbawionego kanalizacji, gazu, asfaltowej drogi dojazdowej, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa powinien był zgnić i rozpaść się w ciągu kilku lat” – pisze Tomasz Lem w poświęconej ojcu książce „Awantury na tle powszechnego ciążenia” (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009).

Wbrew obawom dom przy ul. Narvik stoi do dziś. To właśnie tutaj powstały najsłynniejsze utwory Lema, zaliczane obecnie do kanonu science fiction.
– Na początku było bardzo ciężko – przyznaje pani Barbara – to była prowizorka budowlana, nie było gazu, często brakowało wody, prądu.
– Kiedy pierwszy raz zapaliłyśmy w piecu, dym, zamiast kominem, leciał ze wszystkich kontaktów w ścianach – dodaje pani Jadwiga.

W domu na Klinach gościli wybitni literaci: Sławomir Mrożek, Jan Józef Szczepański, Czesław Miłosz, a także rosyjski noblista, fizyk Ilia Frank.
– Zadzwonił pewnego razu, że jest w Krakowie z wycieczką, zwiedzają Wawel i chciałby przyjechać w odwiedziny – opowiada pani Barbara – Poczęstowałam go szparagami, a on powiedział, że pierwszy raz w życiu je szparagi. W kolejnym roku przysłał nam życzenia na 1 maja. Często zdarzało się, że wieczorem do drzwi dzwonili różni przygodni wielbiciele pisarza, poleceni przez tłumaczy. Przyjeżdżali, zostawiali na kilka dni, zwiedzali Kraków i wracali do siebie.

– W czasach „Solidarności”, kiedy w sklepach nie było kompletnie nic, dostawaliśmy paczki z Zachodu od obcych ludzi – wspomina pani Lemowa – Były kompletnie zniszczone przez cenzurę, na przykład proszek do prania był wymieszany z kakao. Jedyna paczka, która przyszła nietknięta, to była paczka z Litwy, ze Związku Radzieckiego. Były w niej 2 kg cukru i 2 kg mąki – cudowny prezent! A z NRD dostaliśmy kiedyś paczkę z różnymi drobiazgami, zabawkami, kiedy ją rozpakowałam, na dnie znalazłam złożony kawałek szarego papieru, na którym było napisane po niemiecku: „Wszystkiego dobrego szczęśliwa Polsko”.

Jak wyglądały wówczas Kliny?

– Pięknie tu było – wspomina pani Lemowa – wokół pola, na których szumiało żyto. Przy ul. Narvik rosło tylko jedno drzewo, modrzew. Fort był wtedy zadbany, w fosie była czysta woda, wokół kwitły fiołki, śpiewały słowiki, wieczorem słychać było chóry żab. Dzisiejsza ul. Borkowska to była Biała Droga, rosły przy niej ogromne wierzby, Michał (Zych) miał na jednej z nich domek, który kilkanaście lat później odziedziczył Tomek. I bardzo dobrze się tu mieszkało, mieliśmy nadzwyczajnych sąsiadów. Nikt nie zamykał domu, nie było kradzieży, czuliśmy się bezpiecznie.

Wspaniałą atmosferę tamtych Klinów z nostalgią wspomina pani Stanisława Witek, pierwsza mieszkanka ul. Narvik.
– Mieszkam tu już 56 lat – mówi – Nasz dom był pierwszy, później powstawały kolejne. Byliśmy bardzo zżyci, wszyscy się znali i szanowali, mogliśmy liczyć na siebie nawzajem i pomagaliśmy sobie w potrzebie. Pan Lem to był poważny człowiek, naukowiec, żył we własnym świecie, a pani Lemowa bardzo skromna i uczynna, ludzka i przystępna.

Na zdjęciach z tamtych lat widać przede wszystkim łąki otaczające domki przy ul. Narvik. Na tych łąkach Lem z synem puszczali latawca, tam pani Barbara chodziła na spacery z psami.

– W naszym domu zawsze były psy. Pierwszym był kundel Dikuś, przygarnięty od sąsiadów, drugim Pegaz, którego przyniosłam z pracy, a który niespodziewanie okazał się pięknym jamnikiem długowłosym. Mąż bardzo lubił wilki, jego ukochanym psem był wilczur Radża, zatem kupiliśmy dla niego wilka Bartka, ale ostatecznie był to pies babci. Był duży i tchórzliwy, raz wystraszył się owiec na łące, innym razem przeraziło go gulgotanie indyka. Babcia bardzo dbała o niego. Pewnego razu wróciliśmy głodni do domu, mąż zagląda do garnków… „A to pyszne risotto z beszamelem to dla nas?”, pyta z nadzieją „To obiad dla Bartka”, odpowiada mama. Były też koty, wśród nich Smoluszka, która pewnego razu przejechała się do Nowej Huty: weszła do bagażnika i tam zasnęła. W Hucie mąż otworzył bagażnik, kocica wyskoczyła jak z procy, oboje się przestraszyli, a Smolucha weszła pod samochód i nie chciała się stamtąd ruszyć. Próby wywabienia jej spełzały na niczym ku uciesze stojących na postoju taksówkarzy, w końcu mąż zapowiedział stanowczo, że skoro tak, to ją zostawia. To poskutkowało i w końcu wyszła. Jestem w pracy, prześwietlam, naraz przychodzi pielęgniarka i mówi, że mąż przyszedł i pilnie musi się ze mną zobaczyć. Wychodzę do niego i słyszę: „Basiu, Smolucha jest ze mną!” Prędko do samochodu, zawieźliśmy ją do domu i pognałam z powrotem do pacjentów.

Stanisław Lem cenił spokój tego miejsca, które szybko przestało być wsią pod Krakowem. Tutaj zbudował drugi dom, w którym mieszkał do końca życia. Jakie były jego ulubione miejsca na Klinach? Najlepiej czuł się we własnym gabinecie, gdzie spędzał całe dnie.

biblioteka_lema

Biblioteka Lema w nowym domu. Czułam się jak w sanktuarium i nie ma w tym ani grama przesady.

– Na spacery wuj chodził tylko dlatego, że ciocia na to nalegała – uśmiecha się Michał Zych, wydawca, siostrzeniec Lema – nie lubił spacerować, ale ulegał żonie, która była w tej kwestii nieugięta. Chodzili na łąki, tu gdzie teraz jest Park Maćka i Doroty, wuj skracał te spacery do minimum, aby jak najszybciej znaleźć się w domu.

Jak go pamiętają inni mieszkańcy ulicy Narvik?

– Państwo Lemowie to byli wymarzeni sąsiedzi – mówi z zachwytem pani Danuta Oleksik – przemili, przesympatyczni ludzie. Pamiętam stukot maszyny do pisania, który od świtu dobiegał z pokoju na piętrze.

Stanisław Lem rozpoczynał dzień ok. 4.00, pisał głównie rano. Później odwoził żonę do pracy na 1 Maja (dziś Dunajewskiego), robił zakupy, które w latach 60. i 70. przypominały polowanie i wracał do domu.

– O 13.00 wybijała święta godzina obiadu – opowiada Michał Zych – W ciągu dnia wuj czytał, zamknięty w swoim gabinecie, a kładł się wcześnie, o 20.00-21.00.

Serdeczne, przyjacielskie relacje utrzymywał z rodzinami państwa Błońskich i Madejskich – wspomina pani Oleksik – doktor Madejski leczył go na katar sienny, toteż pan Lem zadedykował mu powieść „Katar”, a do książki doktor Madejskiej „Malarstwo i schizofrenia” napisał wstęp.

Stanisław Lem miał słabość do samochodów. Był jednym z pierwszych zmotoryzowanych mieszkańców Klinów, dumnym posiadaczem P70, a później kolejnych fiatów, wartburga, mercedesów. Wszystkie swoje auta remontował u sąsiada – pana Zawiślaka, złotej rączki.

– Pan Zawiślak był prawdziwym pasjonatem – przyznaje Michał Zych – na początku lat 60. sam złożył dekawkę z różnych części. Wujowe P70 ciągle stało u niego w naprawie.
– Godzinami rozmawiali o motoryzacji – dodaje pani Barbara – siadali w naszej kuchni i rozprawiali o wałach korbowych, modelach samochodów itp.

Powszechnie znane było również zamiłowanie pisarza do słodyczy. Miał ulubioną cukiernię w hotelu Cracovia, skąd przywoził ciastka, a w gabinecie trzymał żelazny zapas marcepana w czekoladzie.

Wszyscy, którzy się z nim zetknęli, podkreślają, że był ciepłym, życzliwym człowiekiem. Taki został w pamięci sąsiadów, takim widzieli go koledzy po piórze. Jeremi Przybora zanotował: „Ujmował skromnością i bezpośrednim, pogodnym sposobem bycia, choć był już na progu swej wielkiej, światowej kariery”.

Był związany z Klinami, zaangażował się w protest przeciw budowie osiedla komunalnego przy ul. Borkowskiej.

– Był wielką sławą, a jednocześnie bardzo miłym sąsiadem – wspomina Wojciech Witek.

Pani Barbara prowadzi mnie do biblioteki, pokazuje ulubiony fotel z podnóżkiem, w którym pisarz czytał i fotel przy biurku, „na którym siedząc napisał wszystko”, pozwala zrobić kilka zdjęć.
– Za każdym razem, gdy tu wchodzę, jestem zaskoczona, że go nie ma – mówi.

„Nasze Kliny”, nr 9, lato 2011.

Kiedy zadzwoniłam do Pani Lemowej, już po kolportażu pisma, ta wykrzyknęła do słuchawki:

– Tak nas pani opisała, jakbyśmy byli świętą rodziną!
– Bardzo mi przykro – odpowiedziałam skruszona – ale nikt z sąsiadów nie chciał złego słowa na Lemów powiedzieć.

Co poradzisz, jakie informacje, taki artykuł.

* „Nasze Kliny” to był dwumiesięcznik z ambicjami, pod egidą Adama Rymonta, świetnego krakowskiego dziennikarza. Pismo ukazywało się w latach 2010-2012 i padło, bo miało ambicje być prasą lokalną porządnie wydawaną i do czytania, a nie tylko gazetką reklamową. Tak, gorzko mi z tego powodu, bo włożyłam w nie dużo serca i czasu. Ale też wiele zyskałam: m.in. możliwość rozmowy z Panią Barbarą Lemową i wejścia do biblioteki Stanisława Lema. Uwierzcie, że trzęsły mi się nogi, gdy dla lepszego kadru wchodziłam po schodach na antresolę – po tych schodach, na których Lem siedział na jednym ze zdjęć reprodukowanych w książce Tomasza Lema „Awantury na tle powszechnego ciążenia”!

Napisano w Od Rana Do Wieczora

14 comments on “Nasz sąsiad Stanisław Lem
  1. Krzysiek pisze:

    Lube czasy:)

  2. Ewa pisze:

    Pana Lema, ani Pani Lemowej nie miałam okazji poznać, ale los mnie zetknął z mamą pana Michała Zycha. Mieszkałam wtedy z mamą i babcią na Wielopolu przy wiadukcie. Nad nami na poddaszu mieszkal własnie pan Michał ze swoją żona Ewą. Uroczy ludzie, zawsze serdeczni. Mieli super psa Balasta (nowofunlanda). Kiedyś nie było ich w domu, gdy przyszła w odwiedziny mama pana Michała. Ponieważ nikogo nie zastała, zadzwoniła do naszych drzwi z pytaniem czy przypadkiem nie wiemy, kiedy można spodziewać się syna, czy może przypadkiem nie wyszedł tylko na chwilę z psem. Moja mama nie wiedziała, ale chętnie zaprosiła panią Jadwigę (chyba tak miała na imię)na herbatę i zaproponowała poczekanie na syna. Wtedy dowiedziałam się o powinowactwie z wielkim pisarzem :). Później jeszcze, odwiedzając czasem panią Ewę i pana Michała, spotkałam ze trzy razy Tomasza Lema, wtedy chodzącego do 1 lub 2 klasy Nowodworka. Zamieniliśmy kilka słów o szkołach, ponieważ jesteśmy w podobnym wieku….To wszystko działo się w mrocznych czasach stanu wojennego.
    Po latach, chyba w 1998 roku widziałam pana Michała i panią Ewę w Kryspinowie nad zalewem. Niestety nie było okazji do rozmowy, ponieważ mąż się spieszył, musieliśmy jechać.
    Ot…takie moje wspomnienie 🙂

  3. Jolanta pisze:

    Witam!
    Jeśli można korzystać to chciałabym nawiązać kontakt z Barbarą Lem.Jej siostra Jadwiga Zych była żoną Jaromira Zycha mojego wujka

  4. Stanley pisze:

    Witam,
    Czy jest możliwość obejrzenia zdjęć Klinów sprzed lat?
    Ktoś ma zdjęcia tych połaci zbóż falujących wokół domu Lema? A może sam dom Lema z lat 60-80 ?

    Pozdrawiam,
    fan Lema, fan atmosfery Klinów.

    • Dorota pisze:

      Jedno zdjęcie domu Lema publikowaliśmy w „Naszych Klinach”, więcej fotografii można zobaczyć w książce Tomasza Lema „Awantury na tle powszechnego ciążenia”.

      • Stanley pisze:

        Dziękuje ślicznie – równie dobre co zdjęcia, obrazy wyobraźni czytelnika. Idąc za ciosem sukcesu…. może ktoś dysponuje planem domu Lema?
        Jest co prawda reportaż TVN, zrobiony już po śmierci, z domu Lama, z jego sekretarzem ale kamerzysta nad wyraz skromnie omiata kamerą.

  5. kolorki pisze:

    Świetne!

  6. Anna M. pisze:

    Cudowny tekst! Szkoda, że Nasze Kliny upadły, ale kto ma możliwość obejrzeć gabinet Lema i porozmawiać z jego żoną?

  7. Dorota pisze:

    Świetny tekst, bardzo pani zazdroszczę! Nie lubię ogólnie sci-fi, ale nic nie poradzę na to, że Lema uwielbiam. Czy Piotruś zapoznał się już z jego twórczościa?
    Pan Lem zapewne byłby rozbawiony elektryczna fascynacja Piotrusia ( mam na myśli plastyczna twórczość owego- czy nadal trwa?)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

W związku z wprowadzeniem 25 maja 2018 roku Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, że zostawiając komentarz na stronie od-rana-do-wieczora.pl pozostawiasz na niej swój nick, widoczny dla innych czytelników oraz adres mailowy widoczny tylko dla administratorów strony. Swoje dane osobowe przekazujesz dobrowolnie i będą one przetwarzane wyłącznie w celu przesłania powiadomień o nowych wpisach na blogu, odpowiedzi na Twój komentarz lub w przypadku kontaktu przez formularz kontaktowy. Bez wyraźnej zgody dane osobowe nie będą udostępniane innym odbiorcom danych. Masz prawo dostępu do swoich danych oraz ich poprawiania poprzez kontakt: dorota.smolen@gmail.com. Administratorem Twoich danych osobowych jest autorka bloga od-rana-do-wieczora.pl Dorota Smoleń.
Publikując komentarz, wyrażam zgodę.

*