Takie właśnie motto przyświecało mi, gdy po ukończeniu studiów wyższych o specjalizacji nauczycielskiej szukałam pracy wszędzie, tylko nie w szkole. Ale, wbrew pozorom, nie jest to tekst o nauczycielach, uczniach ani o początku roku szkolnego.
Sezonowość w blogosferze jest pożądana, autorowi poniekąd wypada wpisać swoje rozważania w aktualny kontekst społeczno-obyczajowy. Cóż, mamy 7 września, dzieci, pytane „co tam w szkole?” odpowiadają ze wzruszeniem ramion „nuda”, czyli wszystko jak zwykle. Michaś ma nową panią od angielskiego. Pan W., który uczył ich przez dwa lata, chyba nie wytrzymał z nami-rodzicami, bośmy szalenie roszczeniowi byli i np. prosiliśmy, żeby rozsadzając chłopców z dziewczynkami (za karę, oczywiście), darował sobie komentarze typu „No, to teraz znajdziemy ci dziewczynę”, bo cała klasa ośmiolatków wyła ze śmiechu, a delikwent piekł raka i w duchu przysięgał nauczycielowi nienawiść po kres dni (swoich lub jego). Mieliśmy (jako rodzicielska zbiorowość) różne inne prośby do pana, wszystkie jednakowo męczące, i widać było, że kontakt z nami męczy go straszliwie. Może zdecydował się jednak na tłuczenie kamieni. Zobaczymy, jak poradzi sobie pani (podobno równie młoda jak pan W.). Na pierwszej lekcji bawili się w pajęczynę: pani rzucała kłębek włóczki do jednego dziecka i pytała go „What’s your name?”.
– I co jeszcze robiliście?
– Nic, tylko to.
– Przez całą lekcję?!
– No tak, bo ta nitka często się plątała i pani musiała ją rozplątywać…
Acha.
No ale nie o szkole miało być, nie o szkole! O książce miało być! Nazywa się „Ilustrowana księga przysłów dla dzieci” i zawiera zbiór bardzo popularnych i zupełnie nieznanych polskich mądrości ludowych na każdą okazję. Na każdą? Uwierzcie – tak! Na każdą. W czasach sprzed internetu to one były źródłem rad i prognoz meteorologicznych.
Np. dla pokrzepienia pań, ubolewających nad fałdką tłuszczyku tu i tam: „Baba bez brzucha jak garnek bez ucha”. Normalnie motto dla „Macierzyństwa bez Photoshopa” jak znalazł! 😉 Albo prorocze „Kto zbyt wcześnie rano śpiewa, ten wieczorem łzy wylewa” – jako matka małego dziecka przyznam, że dotyczy to i matki, i dziecka. Podobnie jak z tym: „Bezpiecznie sypia, kto dobrych sąsiadów ma”. Dobry sąsiad jest czasem więcej wart niż rodzina. Ileż pomocy dostałam od moich nieocenionych sąsiadek, gdy musiałam leżeć w ciąży z Wojtusiem! Prawdziwe jest też melancholijne stwierdzenie, iż „Każdy ma własnego robaka, co go gryzie”. Polemizowałabym z ilustratorami, czy ów robak gryzie w tyłek, no ale wiadomo, artysta ma prawo do własnej wizji (oraz fonii).
Bardzo interesująca, zabawnie zilustrowana i kolorowa książka duetu Agnieszka Popek-Banach i Kamil Banach do rodzinnego czytania. Po lekturze mam smutną refleksję, że lwia część przysłów zaprezentowanych w książce zupełnie wyszła z użycia, a warto je przypomnieć, zdjąć z zakurzonych półek i używać, bo to część naszego kulturowego dziedzictwa, która aż ogonkiem merda, żeby przydać się autorom różnych publikacji.
Zachęciłam Was do lektury? Za kilka dni, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Albus, rozdam dwie „Ilustrowane księgi”. Nie przegapcie i zatemperujcie kredki.
A na koniec, żeby zamknąć tekst ładną klamrą, zacytuję starą mądrość na początek roku szkolnego dedykowaną Waszym (i naszym) dziateczkom: „Choćby cię smażono w smole, nie mów, co się dzieje w szkole”. Niewiedza bywa błogosławieństwem, fakt, choć nie wierzę, że dziś jeszcze ktoś kieruje się zasadą z tego przysłowia. Nie wiedzieć, co dziecko robiło w szkole, to jak nie myć zębów. Wstręt i zgorszenie.
Agnieszka Popek-Banach i Kamil Banach, Ilustrowana księga przysłów dla dzieci, Wydawnictwo Albus, Poznań 2009.
To może wywalczcie podział na grupy na języku angielskim. Pani będzie zachwycona, ja bym była.
Pani od angielskiego chciała dobrze, bo zabawa ma pomóc w zapamiętaniu imion, ale nie uważała na zajęciach, bo do zastosowania w nowej grupie, w której nikt się nie zna, a nie tylko pani nie zna dzieci:-) A nie wiedzieć co się dzieje w szkole? niemożliwe w erze osaczenia przez e- dzienniki. Mam takie koleżanki, które papierowego nigdy nie miały w rękach
U nas prawie wszystko nowe, bo to IV klasa. Panie od gimnastyki, angielskiego i od kształcenia słuchu zostały te same. Z resztą trzeba się oswoić. Najgorzej na razie wypadł pan od zajęć komputerowych: „Strasznie się wynudziliśmy. Całą lekcję mówił nam, czego nie wolno”.
Trzymam kciuki za czwartoklasistę Adasia! 🙂
Przede mną ostatni rok szkoły. Ostatni rok zebrań i wywiadówek. Ostatni rok pisania usprawiedliwień… Szał 🙂
Poczułam dreszcz rozkoszy wizualizując sobie, że i ja się kiedyś tego doczekam… 🙂
Brzmi świetnie! A szkoły mam już tak dość, jakby koniec maja był. I za wiele tych znaków zapytania (a ja tak lubię wiedzieć!)