Michaś przywiózł z Wieliczki kotka na bryłce soli. Nie wiedziałam, jak go sfotografować, by zdjęcie oddało cały urok tej niezwykłej pamiątki.
Poza kotkiem przywiózł 1680 g soli (zważyłam) w bryłach różnej wielkości. Bo, jak wyjaśnił, sól opłacała się najbardziej, cały worek kosztował tylko 5 zł. Jak to w kopalni.
Całe popołudnie fantazjował, jak bogaty byłby, gdyby żył w średniowieczu i ile zestawów Lego kupiłby za tę fortunę.
– Ale w średniowieczu nie było Lego – próbowałam go mitygować.
– To ja bym się przeniósł w czasie razem z Klockowem… A pani w Klockowie sprzedawałaby jeden zestaw Lego za bryłkę soli…
Trzeci już raz wracam dziś do tego wpisu, cichutko sobie tak łkam za każdym razem na wspomnienie kociej rodziny wyrzezanej w drewnie (pamiątka z Rabki, wciąż nam towarzyszy choć już nie w Krakowie).
Szkoda, że nie można tu zdjęć dodawać. Pokazałabym pamiątkę dla mnie przywiezioną przez Młodego z wycieczki w Góry Stołowe, konkretnie z kaplicy czaszek w Czermnej… kotek na bryłce soli, to nic w porównaniu z tym, co musi stać u mnie w domu na honorowym miejscu, bo to przecież prezent 🙂
Nie wiem, czy nawet chcę to sobie wyobrazić :-)))
Kotki bardzo lubię, ale ten….no…
Prawda, że zapiera dech w piersi? 🙂
Buahaha, świetne! A kotek…no cóż, miałabym koszmary, mając go pod swoim dachem 😉
och Boże jak się cieszę że u innych podobne atrakcje 😀